niedziela, 28 kwietnia 2013

Wspomnienie

POGROMCZYNI - Muszę. Dziękuję, koniec i kropka. ;)
awesome - Hmmm, trudno mi powiedzieć, bo na razie nie mam określonego planu na tak daleką przyszłość. Co do Nari, to ma trochę inne plany, ale dość blisko związane z Severusem.

Będę miała dłuższe wolne (1-5.05) i postaram się wstawić następny rozdział przed wyjazdem do Paryża. Mam nadzieję, że mi się uda. Jeżeli nie, to rozdział pojawi się po 15.05, ponieważ będę w rozjazdach i dopiero w tedy wrócę.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\


- Nie, to nie możliwe. Nie uwierzę w to... To jakiś głupi żart. Powiedz to, proszę. To nie jest śmieszne - Severus powtarzał to jak mantrę od czasu do czasu zmieniając kolejność zdań. Po chwili roześmiał się histerycznie i opadł na kanapę trzymając w ręku nieruszoną porcję Ognistej. - Robisz to specjalnie żeby się ze mnie pośmiać? A może to kolejny idiotyczny sposób Dumbla, żebym zwariował? A może...
- Och, dasz mi wytłumaczyć, czy będziesz dalej bez składu jęczeć? - przerwała mu wściekła Nari.
- Co chcesz tłumaczyć?! - krzyknął gwałtownie wstając i wylewając zawartość szklanki na piękny, czerwony dywan. - Ja wszystko już wiem. Zrobiłyście to specjalnie.
- Nie! Uspokój się. Jak się natychmiast nie zamkniesz, to wyrzucę cię stąd bez wyjaśnień! - Gdyby jej wzrok mógł zabijać, to Severus już padłby trupem.
Snape spojrzał na siostrę stojącą przed nim w zdecydowanej pozie. Ostatnim razem widział ją taką, kiedy kazała mu się pogodzić z Lily. Usiadł i pokornie zwiesił głowę.
- Przepraszam - mruknął. Zrobiło mu się głupio, że nakrzyczał na swoją jedyną siostrę.
- Wybaczam, ale teraz posłuchaj i nie waż mi się przerywać - ostrzegła wiedząc, że brat będzie miał dużo do dodania.
Nari usiadła obok niego i przykryła jego ręce swoimi by dodać mu otuchy. Westchnęła głęboko i zaczęła najważniejszą opowieść życia.
- Pewnego dnia do mojego gabinetu zapukała Magenta. Kiedy weszła zobaczyłam, że jest w zaawansowanej ciąży. Była w tedy, bodajże, w ósmym miesiącu. Opowiedziała mi o tym, że od ciebie odeszła. W ten dzień kiedy cie opuściła miała ci powiedzieć, że spodziewa się dziecka. Była w tedy w piątym tygodniu. Trochę mnie zdziwiło to, że przyszła dopiero teraz. Kiedy spytałam się gdzie mieszkała przez ten czas odparła, że dowiem się tego niedługo. Dała mi adres domu w Dolinie Godryka i prosiła o spotkanie w najbliższą sobotę czyli za dwa dni. Zgodziłam się, ponieważ akurat miałam wolne. Chciałam jeszcze o coś zapytać, ale wstała i powiedziała, że musi iść bo ktoś na nią czeka. - Widząc, że Severus chce jej przerwać odpowiedziała zanim zadał pytanie. - Nie, nie powiedziała kto. Po prostu wstała i wyszła. W sobotę poszłam pod wskazany adres i okazało się, że jest to dom Lily i Jamesa Potter'ów. Trochę się zdziwiłam, ale weszłam. Spotkałam Magentę i Lily, bo James wyszedł z kolegami. Usiadłyśmy i Magenta wyjaśniła mi, że od kiedy od ciebie odeszła mieszkała u Lily. Zaprzyjaźniły się i zdradziły mi sekret, że Magenta nie chce dziecka. Nie dlatego, że to twój syn, ale nie byłaby w stanie sama się nim zająć.  Chyba już w tedy przeczuwała, że ktoś na nią poluje. Dodatkowo Lily nie mogła mieć dzieci, więc bardzo chętnie wzięła dziecko pod opiekę. Kiedy już miałam wychodzić Magenta zaczęła mieć skurcze i urodziła synka. To właśnie w tedy zrobiłam to zdjęcie. Mimo, że urodził się dwa tygodnie przed czasem, to wszystko było z nim dobrze. Lily nazwała go Harry James Potter, ale Magenta nadała mu inne imiona. Jonathan Scorpius Snape. Wiem, że Magenta mieszkała tam jeszcze przez jakiś czas, ale potem dowiedziałam się od Lily, że zniknęła zostawiając jedynie po sobie list w którym prosiła, żebyśmy obie zaopiekowały się dzieckiem, a tobie powiedziały o tym w odpowiednim momencie. Podejrzewam, że wiedziała, iż będziesz musiał się nim zająć. Harry urodził się 31.07.1980. Gdyby nie był wcześniakiem, Voldemort nawet by o nim nie pomyślał. W ten dzień też Lily utworzyła wspomnienie, które dostałeś i jest teraz w twojej kieszeni. Gdyby nie ja, to ono by ci wszystko wyjaśniło. Jeżeli chcesz, to mogę przynieść myślodsiewnię.
- Tak. Chcę. - odpowiedział nie patrząc na nią.
Kiedy Nari otworzyła drzwi, wpadł na nią lekarz cały czerwony na twarzy ze zmęczenia.
- Potrzebujemy... po-po-mocy - wydyszał.
Severus zerwał się z kanapy i pobiegł za siostrą i lekarzem na salę w której leżał Harry. Wyglądał tak marnie w wielkim łóżku, pozawijany w koce i podłączony do aparatury podtrzymującej jego czynności życiowe.
- Co się stało? - zapytał Snape mając dziwne przeczucie, że może go uratować.
- Próbowaliśmy go uratować, ale... - Mistrz Eliksirów nie słuchał go dłużej. Podszedł do swojego syna i dotknął jego czoła. Wyczuł jakimś szóstym zmysłem, że umysł jeszcze walczy. Nie wiedząc co robi nachylił się i ugryzł go w szyję. Po raz pierwszy ujawnił się w nim wampir.
Serce Harry'ego zaczęło powoli samo pracować. Płuca pompowały tlen i nie potrzebowały wspomagania. Mózg działał poprawnie, ale Jonathan nadal spał, dzięki czemu organizm mógł się zregenerować po spotkaniu z różą i prawie śmiercią. Severus usiadł na krześle obok i kątem oka zobaczył, że przyglądają mu się dwie osoby. Jego siostra i medyk.
- Ale... co, jak? Od kiedy, ty... - Nari nie potrafiła sklecić jednego całego zdania, ale była lepsza od magomedyka, który nie potrafił wykrztusić żadnego dźwięku. Uśmiechnął się ironicznie w odpowiedzi na ich reakcję, ale nie cieszył się długo, ponieważ po chwili leżał na ziemi i wił się z bólu. Zacisnął zęby, ale na niewiele się to zdało. Nie chciał, żeby najmniejszy jęk wyrwał się z jego ust, lecz po chwili krzyczał głośniej niż jakakolwiek ofiara Lorda. Po kilku minutach nie był w stanie już krzyczeć, a słowa Nari zdawały się dobiegać z bardzo daleka, mimo tego, że pochylała się tuż nad nim. Czarne plamy przesłoniły mu widok, znowu obraz się wyostrzył i ponownie rozmazał. Miał wrażenie, że ciągle zanurza się i wynurza z wody. Wszystko go bolało. Od oczu, przez powieki, kości twarzy, barków, na najmniejszych chrząstkach kończąc.
Poczuł, że ktoś go podnosi, ale nie był w stanie stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna. Poczuł wokół siebie przyjemną miękkość i z ulgą powitał ciemność, która gwarantowała odcięcie się od niewyobrażalnego bólu.

***

Severus po raz drugi tego dnia obudził się w łóżku szpitalnym, a nad nim z wyrazem troski na twarzy pochylała się Nari. Dotknęła jego twarzy odgarniając zbłąkane kosmyki z oczu. Zmierzyła jego temperaturę i usiadła na skraju łóżka.
- Od kiedy jesteś wampirem? - Popatrzyła na niego wyczekująco.
- Od urodzenia. Nasi rodzice byli wampirami. Podejrzewałem to, ale przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a ja mam już ponad dwadzieścia, co było pierwszym powodem, dla którego to odrzuciłem. Drugim było to, że jako Mistrz Eliskirów babrałem się z różnymi krwistymi przedmiotami i nigdy nie miałem ochoty wyssać krwi.
- To jakim cudem wiedziałeś, że musisz ugryźć swoje dziecko, żeby przeżyło?
- Sam nie wiem. Po prostu to zrobiłem. - Wzruszył ramionami i odwrócił się plecami do siostry.
- Nie olewaj mnie. - Severus zerknął na nią przez ramię.
- Bo... - powiedział i uniósł brew w prowokacyjnym geście.
- Bo odbiorę ci dziecko. Jesteś wampirem!
- On też teraz jest.
- Nie! On dopiero może nim być. Dopiero za jedenaście lat przekonamy się czy przejdzie przemianę. - Nari trochę się już uspokoiła i popatrzyła na zdenerwowanego brata. Dla każdej innej osoby wyglądałby tak samo. Te same zimne oczy, maska drania i zero uczuć, ale ona wiedziała, że w środku aż się gotuje. I oto jej chodziło. Wiedziała, że musi go sprowokować, żeby podać mu pierwszą dawkę krwi i żeby przemiana całkowicie się zakończyła. Gdyby tego nie zrobiła, nie wiadomo jak Severus reagowałby na krew w składnikach do eliskirów. Najprawdopodobniej zjadałby je, co skończyłoby się utratą przez niego tytułu Mistrza Eliskirów. Poza tym mógłby atakować dzieci w szkole przy najmniejszej prowokacji z ich strony. Najgorsze było by to, że mógłby być zagrożeniem dla własnego dziecka. - Uważaj, bo potrafię to zrobić - wyszeptała mu do ucha i odsunęła się, by jej nie uderzył.
- Jak śmiesz! To mój syn i będę z nim robił co mi się podoba! - Severus gwałtownie wstał wyrywając kable od maszyn. Przewrócił krzesło, ale nie zdołał dojść nawet do połowy odległości dzielącej go od siostry kiedy upadł i jęknął z bólu.
- Szybko! Potrzebuje trzysta mililitrów krwi! - krzyknęła Nari przez drzwi. Następnie pochyliła się nad Severusem, który próbował się opanować. Po brodzie ściekały mu strużki czerwonej cieczy ze zranionej przez kły wargi.
- Nari, pomóż - wycharczał.
- Już, ciiiii, spokojnie - powtarzała na okrągło, póki nie dostała do reki kubka z krwią. - Proszę, wypij. Powinno pomóc. - Podała mu ostrożnie kubek, ale widząc, że nie jest w stanie utrzymać go bez wylania na siebie zawartości zdecydowała się mu pomóc i nakarmić. Z trudem podniosła go, oparła o siebie i pomogła wypić krew. Chwilę później przyszedł inny lekarz i pomógł jej położyć Snape'a na łóżku. Usiadła obok niego i wzięła w ręce jego dłoń.
- Braciszku, Severusie... - mówiła do niego jak do małego dziecka. Miała nadzieję, że już będzie dobrze, i że znowu nie będzie musiała narażać życia. - Severu... - przerwała kiedy Snape otworzył oczy i popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Co...? - rozglądnął się dookoła i zobaczył po lewej stronie drugie łóżko. Podniósł się na łokciach i spojrzał na malutką osobę na nim leżącą. - Jonathan - wyszeptał i już chciał się podnieść kiedy poczuł na swoich ramionach czyjeś ręce.
- Masz leżeć. - Nari była stanowcza i nie pomogło przekonywanie jej, że czuje się dobrze i że nic mu nie jest. - Będziesz mógł wstać za jakąś godzinę, ale najpierw musisz coś zjeść. - Mówiąc to podała mu kubek z czerwoną cieczą.
- Ale to jest krew!
- Ciii! Jesteś teraz wampirem. Jedną porcję już zjadłeś, ale to nie wystarczy - powiedziała twardo i wręczyła kubek bratu. - Pij - nakazała i Severus jak żołnierz grzecznie wypił zawartość kubka.
Snape lekko się skrzywił na gorzkawo-słony smak, ale nic nie powiedział.
- Grzeczny chłopiec - pochwaliła brata Nari.
- Mogę iść do syna? - ostrożnie zapytał Severus.
- Och, no dobrze - zgodziła się widząc, że jej brat dłużej nie wytrzyma w łóżku.
Severus ucieszony podszedł do łóżka syna i popatrzył na niego. Był zły na siebie za to, że nie pilnował go dostatecznie dobrze i przez niego jest teraz wampirem. Jako jego syn, Jonathan miał szansę nie być potworem, ale teraz będzie nim na pewno. Pochylił się i usłyszał jak Nari wciąga głośno powietrze. Severus tylko przytulił Harry'ego i wrócił do siostry.
- Zabieram go do siebie - zdecydował i zaczął się ubierać.
- Dobrze, ale ja wracam z wami.
- Po co?
- Żeby się wami opiekować.
- Jestem dorosły!
- Wiem, ale on nie jest. Przyda mu się matka.
- Och, Nari - jęczał Severus. - Wynajmę opiekunkę. Z resztą mam wolne więc się nim zaopiekuję.
- Nie ma mowy. Jadę z wami. Koniec, kropka.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - Severusowi oklapły uszka. Wiedział co oznacza mieszkanie z siostrą, a w szczególności z taką siostrą jaką jest Nari. Oznaczało to ni mniej ni więcej niż śniadania, obiady i kolacje o wyznaczonych porach, przemeblowanie całego zamku, zagospodarowanie ogrodu (akurat to nie jest takie złe) i twarda dyscyplina.
- No dobrze - westchnął teatralnie Snape. - Ale my zaraz idziemy do Lucjusza.
- To dobrze się składa. Dawno nie rozmawiałam z Narcyzą.
- To, ty... Ale jak? - Severus zrobił wielkie oczy.
- Co jak? - zapytała zdezorientowana Nari.
- Skąd ty ją znasz?
- No tak jakoś. Jak była w ciąży z Draco, to przychodziła do mnie na konsultacje. Jak się dowiedziała, że mam na nazwisko Snape, to w ogóle umawiałyśmy się na kawę i plotki - zamyśliła się Nari. - Draco jest takim słodkim dzieckiem. Ile on teraz ma? Półtora roku? - ciągnęła nie zważając na wlepiony w nią zabójczy wzrok.
- Idziemy? - zapytał Severus trzymając na rękach dziecko i stojąc przy drzwiach.
- Ach, oczywiście - uśmiechnęła się kiedy stwierdziła w myślach, że Severusowi pasuje dziecko. Wygląda z nim niezwykle słodko. Roześmiała się z własnych przemyśleń na co Snape zareagował jedynie uniesieniem brwi.
Wyszli przed szpital i poszli w stronę punktu aportacyjnego, a stamtąd, bez przeszkód, do Snape Manor.
- Trochę to zapuściłeś braciszku - skomentowała wygląd domu Nari.
- Nikt w nim nie mieszkał od czasu kiedy wyjechałem uczyć do Hogwartu.
- No tak. Rodzice się wyprowadzili do małego mieszkania, a ja mieszkałam z nimi póki niczego nie znalazłam. To tobie zostawili ten zamek. Zamieszkałeś w nim z Magentą. Trzeba było nałożyć zaklęcia ochraniające zanim wyjechałeś.
- Teraz wiem, ale nie sądziłem, że przez półtora roku aż tak zniszczeje.
- Wszystko da się naprawić - oznajmiła wesoło Nari i weszła do holu.
Kiedy tylko przekroczyła próg pojawił się Płomyk.
- Sir, myślałem... - kiedy jednak zobaczył kto przed nim stoi rzucił się na nią i przytulił. - Panienko! Co panienka tutaj robi? Gdybym wiedział, przygotowałbym komnaty panienki.
- Och, nic się nie stało Płomyku. Z resztą przygotuj dla mnie pokój obok pokoju mojego brata.
- Ale tam pokój ma panicz Jonathan.
- To następny.
- Tak, panienko.
- Więc od czego zaczynamy? - zwróciła się do brata.
- Może od tego, że muszę umyć siebie, syna, przebrać się i syna i dotrzeć do Lucjusza na herbatkę - powiedział i nie czekając na odpowiedź wyminą Nari i skierował się do swojego pokoju.

środa, 24 kwietnia 2013

Tajemnica

Macie taki krótki zapychacz, przed rozwinięciem akcji.
Dziękuję awesome  i POGROMCZYNI za komentarze. Gdyby nie wy, Wen pewnie jeszcze siedziałby na plaży i odpoczywał.
Miłej lektury ;)
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\


Pierwszą rzeczą jaką zobaczył po obudzeniu była twarz czarnowłosej kobiety pochylającej się nad nim. Była ubrana w biały kitel, co świadczyło o tym, że jest jednym z medyków. Długie, proste, czarne jak smoła włosy opadały na plecy i ramiona okalając twarz, na której zagościł wyraz niedowierzania i zaskoczenia. Piękne usta otworzyły się by coś powiedzieć, ale najwyraźniej rozmyśliła się zanim wydobył się z nich choćby najmniejszy dźwięk. Severus spojrzał po raz drugi na całą twarz i uderzyło go podobieństwo czarnych oczu dziewczyny do jego własnych. W swoim życiu spotkał tylko jedną osobę o takim spojrzeniu.
- Nari? - wyszeptał, bo nie było go stać na nic więcej.
- Och Severusie. - Mając łzy szczęścia w oczach przytuliła Snape'a.
Mistrz Eliksirów pogłaskał tak znajome mu włosy i zmierzwił je, co spotkało się z prychnięciem niezadowolenia ze strony drugiej osoby.
- Och, braciszku - zaszczebiotała dziewczyna.
- Nari. Jak dobrze cię widzieć - pomimo lekkiego tonu, kobieta potrafiła wyczuć w tym głosie gorzkie nuty. Severus nigdy nie używał jej pełnego imienia. Uważał, że Namarenna to najgłupsze imię jakie ktokolwiek mógł kiedykolwiek dać dziecku i to jeszcze z tak znakomitego rodu jak ród Snape'ów.
- Co się stało? - Szczęście zniknęło z jej twarzy, a zastąpiła je powaga.
- Nic... - Spuścił wzrok wiedząc, że przed jego siostrą nic się nie ukryje. Nikt nie umiał czytać jego najgłębiej skrywanych uczuć i myśli z wyjątkiem Nari.
- Czyli uważasz za normalne to, że spotyka się swojego brata leżącego nieprzytomnego pod ścianą i to jeszcze w Mungu! - Nari wstała z miejsca i spojrzała z ukosa na leżącego na łóżku mężczyznę. - Co się stało? - zapytała ponownie. Odczekała chwilę i gdyby nie przybliżyła się do niego, nie usłyszałaby nic.
- Mojego syna ugryzła czarna róża.
- Twój... CO?! Czarna?! Przecież one są zakazane!
- Och, wiem, ale to Magenta je tam zasadziła. Nie mogłem jej odmówić! - oburzył się Snape. Tak, Nari wiedziała, że jej brat zrobiłby wszystko dla swojej narzeczonej.
- Dobrze. Przepraszam, mogłam się domyśleć. Myślę, że powinniśmy się przenieść do mojego gabinetu i tam kontynuować naszą rozmowę.
- Miałem nadzieję, że to zaproponujesz.
Snape wstał i obrzucił pomieszczenie sceptycznym wzrokiem. Było tu tylko jedno łóżko. Koło niego stały dwa krzesła. Na jednym z nich siedziała Nari, a na drugim leżała zawartość jego kieszeni. Kiedy jego wzrok padł na przeźroczystą fiolkę ze wspomnieniem w środku znieruchomiał.
- Severusie?
- Nie, nic. Masz może myślodsiewnię? - zapytał spoglądając na nią z ukosa.
- Nie, ale myślę, że możemy jedną pożyczyć z magazynu - odpowiedziała, ale wzrok miała skierowany na malutką buteleczkę. Domyśliła się co to jest i już chciała o nią zapytać, ale Severus staną nad krzesłem i zgarnął wszystkie rzeczy do kieszeni i spytał czy mogą już wyjść.
- Oczywiście. Chodź. Mój gabinet jest na końcu korytarza. - Wstała i poprowadziła go do małego pokoju ukrytego za zaklęciami. - Oto moje królestwo - powiedziała stając drzwiach.
Snape po swojej siostrze mógł spodziewać się jednorożców hasających od jednej ściany do drugiej, pingwinów dreptających po dywanie lub wszelkich innych normalnych i mniej normalnych stworzeń i istot, ale nie tego co zobaczył. Pokój był zadziwiająco... normalny. Miał powierzchnię powiększoną magicznie i cała przeciwległa ściana była zrobiona ze szkła. Przez nią rozpościerał się widok na ogrody lecznicze, w których zbierało się potrzebne zioła. Za ogrodami był las, który ciągnął się aż po horyzont. Zwiedzanie pokoju przerwała Nari, która zawołała Severusa, by ten usiadł na krześle przed biurkiem.
- Więc? Wytłumacz mi jakim cudem to jest twój syn. - Severus poczuł się jak na przesłuchaniu w sądzie.
- W sumie, to nie jest mój syn. To syn Lily i Jamesa Potter'ów. - Snape zdziwił się, że Nari nie zareagowała na tę nowinę. Wyglądała tak, jakby to nie była dla niej nowość. - Dostałem wezwanie do Ministerstwa na sprawdzenie pochodzenia dziecka. Musiałem nałożyć na nie silne zaklęcie adopcyjne, by wyszło, że jest to dziecko moje i Magenty.
- Ale dlaczego? Przecież chcesz je zaadoptować.
- Tak, chcę. Ale to Harry Potter. Ten, który niedawno pokonał Czarnego Pana. Nie czytałaś gazet? Wszyscy go szukają bo w domu nie było ciała dziecka. Tej nocy, w Halloween, ukazała mi się Lily i prosiła, żebym się zaopiekował chłopcem. Zrobiłem jak kazała.
- Och - tylko tyle Nari zdołała wykrztusić w zaskoczeniu. Tysiące myśli przelatywało jej przez głowę jednocześnie. Ale czy to możliwe - pytała sama siebie.
Severus niezrażony ciągnął dalej:
- Wysłałem papiery o adopcję wykorzystując fakt, że Magenta zmarła niedawno i to, że miała dziecko, z którym nie wiadomo co się stało. Było mi to niezwykle na rękę. W odpowiedzi zaprosili mnie na mini przesłuchanie. Otrzymałem pozwolenie i fiolkę od Lily. Potem wróciłem do domu i wziąłem go do ogrodu, żeby pomyśleć. Spał kiedy siadałem na ławce, ale musiał się obudzić. Nawet nie zauważyłem kiedy zszedł z ławki i podszedł do tych głupich róż. No a potem wszystko działo się tak szybko. Przemyłem ranę odpowiednim eliksirem, podałem mu go, ale on przestał oddychać i znalazłem się tutaj. - Severus ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął głęboko próbując się uspokoić. Poczuł rękę na swoim ramieniu, a następnie ramiona swojej siostry oplatające go. W geście wdzięczności odwzajemnił uścisk i zrobił to, co robił jako dziecko. Oparł głowę w zagłębieniu szyi Nari. Z ulgą wdychał znajomy i niezmieniony od lat zapach wanilii i lawendy. Po raz ostatni rozmawiał z siostrą po jej zakończeniu szkoły. Odebrał ją z dworca, zawiózł do rodziców i pojechał do siebie. To było ich ostatnie spotkanie. Poczuł, że siostra odsuwa się od niego. Opuścił bezradnie ręce i czekał na to co powie.
- Co zamierzasz zrobić? - coś w spokojnym głosie jego siostry kazało mu na nią popatrzeć. Wyraz twarzy Nari wyrażał smutek i zmartwienie.
- Nie wiem. - Potrząsnął głową by pozbyć się niechcianych myśli i skupić na rozmowie.
- Dasz radę z pracą i wychowaniem dziecka jednocześnie?
- Na razie nie pracuję. Napisałem do Dumbla, że potrzebuję przerwy, ale potem spotkałem go w Ministerstwie i widział mnie z Jonathanem. Poprosił o spotkanie. Najpierw spotkałem Lucjusza... O cholera!
- Co? - Nari jak oparzona gwałtownie wstała.
- Nic. Miałem razem z synem przyjść do Malfoy'ów na herbatkę.
- O której?
- Pewnie wieczorem.
- To będziesz mógł pojechać. Z twoim synem wszystko powinno być dobrze.
- No właśnie. Z moim. - Nari nic nie odpowiedziała. Twarz zdradzała głębokie zamyślenie.
- Nari, Nari...? - na imię też nie reagowała, więc Severus wykorzystał to by rozejrzeć się jeszcze po pokoju.
Po lewej stronie od drzwi w ścianę wbudowany był kominek, na przeciwko którego stała kanapa obita czarną, smoczą skórą. Na prawo od drzwi na ścianie wisiały zdjęcia. Severus podszedł do nich z otwartą buzią i nieelegancko dolną szczęką szorował po posadzce. Na fotografiach był on i jego siostra, a na niektórych pojawiała się także Lily. Jedno zdjęcie przykuło jego uwagę. Były na nim dwie, a właściwie to trzy osoby. Szybko odwrócił się do siostry, która oparła się o kanapę z Ognistą Whisky w szklance.
- Myślę, że będzie ci potrzebna - odparła w odpowiedzi na wlepiony w nią zdezorientowany wzrok.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Ministerstwo

Witam po długiej przerwie. Przepraszam za opóźnienie, ale szkoła zajmuje większość mojego czasu. Postaram się, żeby notki pojawiały się częściej. 
Dedykuję rozdział mojej przyjaciółce Tori, która przylatuje do mnie w końcu w piątek. Czekam! <3

Nisia
_______________________________________________________________________
Papiery o adopcję pojawiły się razem z aktem urodzenia na biurku samego Ministra Magii. Dlaczego? Może dlatego, że Severus Snape nie był zwykłym obywatelem. Był Mistrzem Eliksirów Londynu, nauczycielem w Hogwarcie; wygląda na to, że sam Dumbledore poręczył za niego, ale dowody, nijakie, w sumie bardziej poszlaki, wskazywały jasno, że był on Śmierciożercą. Jedna, jedyna opinia od dyrektora Hogwartu powstrzymywała aurorów od konfiskaty wszelkich dóbr materialnych rodu Snape'ów oraz aresztowania samego Mistrza Eliksirów. A teraz, nagle Snape pisze, że ma dziecko z kobietą z czystego rodu, która zmarła kilka dni temu. Oczywiście Minister nie uwierzył w to i kazał sprawdzić. Niestety, dla niego, te informacje się potwierdziły. Istniała Magenta Bellatrix Blishwick i o dziwo, posiadała dziecko, które zaginęło tuż po urodzeniu. Dziecko nazywało się Jonathan Scorpius Snape, ale Minister był przekonany, że jest to tylko zbieg okoliczności, który działa na korzyść Snape'a.
Minister po przeczytaniu dokumentów chwycił pióro i pergamin. Przez chwilę zastanawiał się jak zacząć, ale zdecydował się na formalne wezwanie na przesłuchanie w celu wyjaśnienia sprawy, zbadania dziecka oraz przekazaniu pewnej bardzo ważnej rzeczy, którą Minister dostał od Lily Potter kilka dni przed jej śmiercią.

***

W dworze od rana panował rozgardziasz. Skrzaty biegały w tą i z powrotem, żeby Pan i Panicz jakoś wyglądali idąc do Ministerstwa Magii w Londynie. Pomijając to, że Harry w pewnym momencie zasnął to nie byłby taki problem. Rzecz w tym, że Severus kategorycznie nakazał skrzatom znaleźć jego szatę, którą ostatnio widział pięć lat temu. Kiedy w końcu się odnalazła trzeba było ją wydłużyć i dopasować do sylwetki, która trochę się zmieniła przez ten czas. Kiedy Snape był gotowy, wystarczyło przygotować Harry'ego, który... zniknął. Rozpoczęło się więc poszukiwanie dziecka po trzech piętrach budynku. Kiedy akcja ratunkowa nic nie dała Severus udał się do lochów w stronę laboratorium i w ostatniej chwili powstrzymał Jonathana przed wejściem do pracowni. Wziął go na ręce i zabrał do jego pokoju, zawołał skrzaty i kazał znaleźć szatę dla niego. Ostatecznie obaj wyglądali tak samo, pomijając to, że Snape miał na sobie czarny płaszcz, a Harry malutką, oczywiście czarną, kurteczkę. Wyszli przed budynek i udali się do punktu aportacyjnego. Kiedy znaleźli się w głównym holu, Severus, mając na rękach małe dziecko, które spało, wzbudził niemałe poruszenie. Wszyscy wyciągali szyję, żeby ujrzeć Snape'a z dzieckiem. Severus jak najszybciej udał się do wskazanego pokoju. Na szczęście, w miarę jak szedł w głąb Ministerstwa spotykał coraz mniej osób, a pod samymi drzwiami nie było nikogo. Severus się denerwował. Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale bał się tego, co wykażą zaklęcia. Pewnie okaże się, że to syn Lily i Jamesa i będzie musiał się tłumaczyć, dlaczego zabrał Chłopca-Który-Przeżył. Tak bardzo tego nie chciał.
Odetchnął kilka razy i pchnął drzwi. Znalazł się w dość jasnym pomieszczeniu. Na środku stało biurko za którym siedział Minister. Po jego lewej stronie Magomedyk z Munga, a po prawej jeden z aurorów. Snape rozejrzał się po pomieszczeniu i kiedy nie zobaczył nic podejrzanego wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Dzień Dobry - powiedział tylko i wyłącznie z grzeczności.
- Tak, dzień dobry.
- A więc, może przejdziemy do rzeczy, bo trochę mi się spieszy.
- Dobrze. Wie pan, dlaczego pana wezwaliśmy?
- Tak. Chcecie się upewnić, że to dziecko jest moje - Severus nie miał ochoty na głupie przepychanki słowne, szczególnie że miał napięty grafik, bo musiał do przyszłej środy załatwić wszelkie ważne sprawy.
- Owszem.
- To na co czekamy?
- Och, dobrze. Skoro pan nalega. - Severus podszedł do biurka i położył małego na blacie. Magomedyk, który okazał się być kobietą machnął różdżką nad Jonathanem i pojawiło się nad nim kilka kolorowych wstążek. Jedna z nich, ku zaskoczeniu wszystkich w sali, włącznie ze Snapem, połączyła się z Mistrzem Eliksirów. Reszta informowała jak dziecko ma na imię, kto jest biologicznymi rodzicami oraz czy jest czarodziejem, czy mugolem. Po kilku minutach raport był napisany, a kolorowe nitki zniknęły. 
- Jonathan Scorpius Snape, urodzony szóstego czerwca 1980 roku, syn zmarłej Magenty Bellatrix Blishwick oraz Severusa Snape'a, czarodziej. - Słowa Magomedyka przebiły się niczym strzała przez pancerz myśli Snape'a.
- Dziękuję - odezwał się oszołomiony Minister. Najwyraźniej on także nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Wspomniał pan, że posiada także coś co należy do mnie - upomniał się Severus.
- Ach, tak. Byłbym zapomniał. - Minister zaczął przeszukiwać kieszenie. Po chwili wyciągnął przeźroczystą fiolkę, w której, w miarę przechylania, przelewała się biała ciecz. Wspomnienie. Snape wyciągnął rękę i wyrwał fiolkę z rąk Ministra.
Severus nie czekając na pozwolenie podniósł dziecko przyciskając je do piersi i odwrócił się na pięcie w stronę drzwi.
- Dziękuję. Do widzenia - rzucił przez ramię i już go nie było. Z mętlikiem w głowie przemierzał korytarze ku wyjściu. W ministerstwie już panował tłok, ale on się tym nie przejmował. Szedł z dzieckiem na rękach i małą fiolką w kieszeni. Kiedy dotarł na niższe piętra, musiał przepychać się pomiędzy ludźmi, ale nie zwracał uwagi na ich zdziwione spojrzenia. Po kilku minutach wpadł na kogoś. Wyszeptał "przepraszam" i już miał ominąć przeszkodę, kiedy poczuł rękę na swoim ramieniu. Podniósł głowę i popatrzył na osobę z mordem w oczach, ale kiedy zrozumiał kto przed nim stoi, przybrał na twarz obojętności przyprawioną odrobinką skruchy. Oczywiście nie za dużo, bo w końcu był to Postrach Hogwartu.
- Snape - przywitała się osoba lekko pochylając głowę.
- Witam Lucjuszu. - Severus odwzajemnił gest.
- Czy ja dobrze widzę? Ty? Z dzieckiem? - Szok na twarzy Malfoy'a był udawany, ponieważ wiedział o chłopcu, ale musiał grać przed wszystkimi.
- Ach tak. To mój... syn - powiedział na tyle cicho, że tylko Lucjusz usłyszał. - Jonathan Scorpius Snape.
- Och. Jaki... śliczny - wszystkie osoby, a było ich nie mało, które dyskretnie przysłuchiwały się ich rozmowie, teraz wpatrywały się otwarcie w Malfoy'a, który znany był z tego, że na co dzień nie używał takich słów. Kiedy zorientował się co powiedział i jaki efekt uzyskał, rozejrzał się dookoła i każda osoba, która napotkała spojrzenie zimnych, stalowo-szarych oczu odwracała wzrok, by na pozór zająć się swoimi sprawami, ale bacznie przysłuchiwała się kolejnym słowom. - Może przyszedłbyś dzisiaj do mnie? Dawno nie... rozmawialiśmy - I nie czekając na odpowiedź odwrócił się i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Severus natomiast poszedł w drugą stronę i torował sobie drogę pomiędzy tłumem. Miał nadzieję, że już nikogo nie spotka, ale jego marzenia prysły jak bańka mydlana, kiedy przed sobą ujrzał długą, białą brodę i usłyszał uprzejmy głos, a oczami wyobraźni dopasował, na tak dobrze znaną mu twarz, dobrotliwy uśmiech.
- Och, witaj Severusie. Jak miło cię widzieć gdzieś poza Hogwartem.
- Dzień Dobry.
- A któż to? - Uśmiechnął się znacząco w stronę malca.
To było najgorsze pytanie jakie Dumbledore mógł zadać tutaj wśród ludzi w Ministerstwie. Snape dobrze wiedział, że roi się tu od reporterów, a obecność Albusa jest wielkim wydarzeniem, jak i to z kim rozmawia i o czym będzie wiadome w całej Anglii.
- Przepraszam Albusie, ale cenię sobie prywatność - znacząco popatrzył wokoło na przysłuchujących się ludzi - więc wolałbym nie odpowiadać na to pytanie teraz, tutaj. Moglibyśmy się spotkać u ciebie, jutro? - zapytał wiedząc, że Dumbledore nie ma innego wyjścia niż się zgodzić. - Dobrze, to ja będę jutro rano. - I odszedł szybkim krokiem mając nadzieję, że już nikogo nie spotka.
Bez większych problemów i na szczęście nikogo nie spotykając dotarł przed bramę posiadłości. Swe kroki skierował nie w stronę domu, ale wręcz przeciwnie, udał się do ogrodu. Szedł alejką, wokoło której rosły oszałamiające kwiaty kwitnące cały rok dzięki zaklęciom wstrzymania. Trochę dalej rosły czerwone i czarne róże. Były to ulubione kwiaty Magenty, które zasadziła kiedy tylko przyjechała by tu zamieszkać. Stwierdziła w tedy, że ogród jest zbyt smutny i przyda mu się odrobina koloru.
Severus usiadł na jednej z ławek pod dębem i posadził sobie na kolanach Jonathana, który nadal spał. Maluch oparł się o niego trzymając kciuk w buzi i ssąc go jak w transie. Snape zapatrzył się na spokojną twarz swojego podopiecznego. Nie pasowało mu, że ten mały chłopczyk ma uratować zepsuty świat. Pomyślał o Voldemorcie, który zginął by go zabić. Roczne dziecko pokonało najpotężniejszego Czarnoksiężnika. Popatrzył na czoło, na którym jeszcze wczoraj była błyskawica, a dzisiaj już jej nie było. Ucieszył się, że zaklęcie adopcji zadziałało. Nikt go nie rozpozna, nikt nawet nie pomyśli o tym, że Harry Potter przeżył. No może tylko aurorzy i Albus i Ministerstwo. Przypomniał sobie jednak co powiedział Nott o koledze w aurorach. Czyli Voldemort też będzie wiedział.
Zamyślony Severus nie zauważył wpatrujących się w niego wielkich, zielonych oczu. Jonathan znudzony bezczynnością zszedł z kolan opiekuna i zafascynowany, bardzo powoli, zaczął kierować się w stronę jednej z róż. Kiedy Harry był na wyciągnięcie ręki od kwiatka, ten go... ugryzł. Maluch zalał się łzami, a kwiatek w reakcji na niespotykanie nieznośny dźwięk, zaszył się pośród innych roślin. Harry bezradnie klapnął na ziemię i płakał jednoścześnie krzycząc głośniej niż wszyscy uczniowie z Hogwartu razem wzięci. Ten krzyk otrzeźwił Severusa, który dzikimi oczami zaczął oglądać się na boki by dojrzeć źródło dźwięku. Kiedy zobaczył swojego synka siedzącego przed różami z zakrwawioną rączką rzucił się w jego stronę i bez zastanowienia pobiegł do zamku. Wiedział, że nie ma już dużo czasu. Jad tych czarnych róż był trujący i niebezpieczny dla dorosłych, a dla dzieci wręcz zabójczy. Krzyk ucichł i oddech zaczął się spowalniać. Niby to dobrze, ale Severus coraz bardziej bał się o jego życie.
Jak burza wpadł do pracowni, położył Jonathana na pleckach na jednym ze stołów. W tym momencie mało go obchodził fakt, że mały może cokolwiek zniszczyć, ponieważ ledwo mógł oddychać, a co dopiero mówić o rozrabianiu. Zaklęciem przywołał potrzebną fiolkę i pół jej zawartości wylał na ranę, a drugie pół wlał do gardła Harry'ego. Ręka zalała się nową falą krwi brudząc blat, a po niej z rany wypłynęła jedna, czarna kropla, która konsystencją i kolorem przypominała ropę. Severus przetarł rękę szmatką oddychając głęboko z radości, że żaden z palców nie ucierpiał. Obejrzał dłoń i zauważył ranę na wierzchu dłoni. To będzie jedyna pamiątka po tym zdarzeniu. Snape oderwał wzrok od ręki i przeniósł go na sinawą twarz chłopca. Chwilę... siną? Dłużej się nie zastanawiając wziął go na ręce i deportował się do Munga. Rzucił się na pierwszego Medyka jakiego spotkał.
- Ratuj mojego syna - powiedział i osunął się po ścianie tracąc świadomość.