czwartek, 1 sierpnia 2013

Konsekwencje

awesome - przepraszam, że kazałam tyle czekać, na ten i poprzedni rozdział. Mam nadzieję, że treść wynagrodzi czas oczekiwania. Może Cię trochę zaskoczę obrotem akcji... Zobaczymy ;)

Witam.
Przepraszam, za obsuwę, ale to że mam wakacje w cale nie sprawiło, że jest więcej wolnego czasu. Wen kuleje i nie ma ochoty się produkować w tę stronę co chcę. Próbuje go zmusić, ale nic dobrego z tego nie wychodzi. Mam nadzieję jednak, że się spodoba. Niestety kolejny rozdział będzie po moim powrocie, który nastąpi w połowie sierpnia.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Słońce było niemiłosiernie jasne i wpraszało się do jego pokoju. Nie mógł się ruszyć żeby zaciągnąć zasłony. Jęknął przeciągle, ale nic nie pomogło. Wyciągnął rękę i na oślep wymacał szafkę nocną. Przesunął ręką trochę dalej, ale ku jego zaskoczeniu, szafka była pusta. Jęknął znowu i postanowił się podnieść, co nie było takie proste. Westchnął, napiął mięśnie i po godzinach mąk usiadł. Powoli i ostrożnie otworzył lewe oko i z radością stwierdził, że znajduje się w swoim pokoju. Pół sukcesu. Otworzył prawe oko i zobaczył drzwi do łazienki. Jego cel. Z pewnymi trudnościami dostał się do umywalki i ochlapał twarz zimną wodą. Odetchnął lekko z ulgą, ale po chwili zaczęło łupać mu w głowie, jakby pędziło w niej stado rozszalałych słoni. Przymknął oczy i otworzył szafkę, którą miał na wysokości twarzy. Przeszukał ją całą, ale nie znalazł eliksiru na kaca. Warknął i udał się z powrotem do pokoju. Zobaczył tam swoją żonę siedzącą na łóżku.
- Witaj Lucjuszu - powiedziała cicho, ale Malfoy odebrał to jakby wykrzyczała mu to wprost do ucha.
- Cyziu - jęknął i zatoczył się na łóżko.
- Co się stało? - zapytała próbując się nie roześmiać.
- No właśnie nie pamiętam - westchnął. - Czy masz może zbawienny eliksir na kaca?
- Nie. Ja nie piję, więc dlaczego miała bym go mieć? - odpowiedziała zaskoczona. - Zwykle chowasz go w szafce nad umywalką. Nie ma?
- No właśnie nie - powiedział, ale jego słowa były zniekształcone przez kołdrę, na której leżał. Podniósł z wysiłkiem głowę i spojrzał na uśmiechającą się zwycięsko małżonkę.
- Cyziu, czy ty przypadkiem maczałaś palce w tym, żeby go tam nie było?
- Oczywiście, że nie mój drogi - powiedziała i pocałowała go w policzek. - Ogol się, umyj i przyjdź na śniadanie. Jest za dwadzieścia minut - wydała rozporządzenia i opuściła pokój. Lucjusz szybko policzył i wyszło, że jest ósma czterdzieści. Wcześnie, zdecydowanie za wcześnie.

***

Severus Snape ledwo żył. Jedynym wskaźnikiem, że jeszcze uczestniczy w tym życiu, była unosząca się regularnie klatka piersiowa. Sam Mistrz Eliksirów chciałby nie żyć. Mgliście przypominał sobie, co wczoraj z Lucjuszem zrobili i nie chciał wiedzieć jaką zemstę przygotowały dla nich Narcyza i Nari. A wiedział, że te kobiety potrafią być bezwzględne. Podniósł ręce do twarzy i przetarł oczy. Z oporem podniósł się do pozycji siedzącej i omal się nie przewrócił. Głowa pulsowała tępym bólem, a wzrok był niezwykle rozmazany. Rozejrzał się po pokoju i jak się domyślił, był w jednym z pokoi gościnnych Malfoy Manor. Ciekawy był tyko, jakim sposobem dostał się tutaj. Ostatnie co pamiętał, to wyważenie drzwi.
Na trzęsących się nogach dotarł do łazienki i wziął zimny prysznic. Niewiele pomogło, ale przynajmniej się rozbudził. Popatrzył z politowaniem na swoje wczorajsze ubranie i z nadzieją ruszył do szafy. Po otworzeniu drzwi, jego oczom ukazały się spodnie i koszula, najpewniej należące do Lucjusza. Szybko się ubrał i usiadł na jednym z foteli. Nie wiedział, która jest godzina, bo w pokoju nie było żadnego zegara, a do pokoju nie zaglądało słońce. Oparł głowę i zamknął oczy.
Usłyszał ciche "pop" i otworzył oczy. Przed nim stała skrzatka ubrana w zieloną sukienkę w czarne paski. Wyglądała bardzo schludnie.
- Mam zaprowadzić Pana na śniadanie - powiedziała, a Severus kiwną głową i wstał z fotela. Prowadzony przez skrzatkę, po pięciu minutach był ma miejscu. Wszedł przez otwarte drzwi, a za sobą usłyszał trzask aportacji.
- Dzień Dobry - powiedział cicho i usiadł obok siostry. Nari była dziś w wyjątkowo dobrym nastroju.
- Cześć - uśmiechnęła się i wróciła do śniadania.
Snape wziął kilka tostów, dżem i zaczął niechętnie smarować kromkę.
- Co ty taki cichy? - zapytała siostra.
- Umieram - jęknął i wsadził sobie tosta to buzi, żeby nie musieć nic więcej mówić. W tej chwili do pokoju wpadł Lucjusz. Wyglądał jeszcze gorzej niż Snape. Cienie pod oczami odznaczały się od mlecznobiałej skóry. Włosy, mimo tego, że uczesane, nie układały się tak jak Malfoy by chciał. Ubranie czyste, ale pogniecione.
- Severusie, też się czujesz jakby przebiegło po tobie stado hipogryfów?
- Lucjuszu, też masz wrażenie jakbyś w głowie miał rój pszczół?
Blondyn usiadł na swoim miejscu i oparł głowę na rękach.
- Dlaczego w tym zamku nie ma ani jednego eliksiru na kaca? - jęknął.
- Nigdzie? - przestraszyła się Cyzia.
- Żadnego - potwierdził Lucjusz.
- To na prawdę przerażające - przestraszyła się Nari próbując ukryć złośliwy uśmieszek. Spojrzała na Narcyzę, która usilnie starała się nie roześmiać.
- No i jak wy to przeżyjecie? Przecież tak nie może być! - krzyknęła Narcyza i poderwała się na nogi.
- Kobieto nie krzycz - jęknął Lucjusz i zakrył sobie uczy dłońmi.
- Nari, choć złotko, nie będziemy im przeszkadzać w umieraniu. Pobawimy się z chłopcami.
- Dobry pomysł Cyziu - zgodziła się i wyszły.
- Też masz wrażenie jakby to była nasza kara? - zapytał niepewnie Severus.
- Mam nadzieję, że tylko to - westchnął Lucjusz i zabrał się za powolne konsumowanie śniadania.

***

Wieczorem Nari zarządziła powrót do domu. Podziękowała Narcyzie za gościnę i przeszli przez ogród do punktu aportacyjnego. Wypowiedziała hasło i po chwili stali na posiadłości Snape'ów.
Namarenna bez słowa oddaliła się do swojego pokoju wcześniej oddając Harry'ego Severusowi. Ten zaskoczony przyjął go i nie śmiał się sprzeczać. Jak męczennik dotarł do pokoju i włożył Jonathana do kojca. Mistrz Eliksirów zmęczony poszedł pod prysznic, a kiedy wrócił do pokoju dziecko już spało. On też się położył i nie musiał długo czekać na upragniony sen.
W nocy obudził go płacz dziecka. Niechętnie wstał i poszedł wziąć chłopca na ręce.
- No co jest? - zapytał mając nadzieję, że ten odpowie. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, więc pochodził z nim chwilę, aż się uspokoił i ponownie poszedł spać.
Severus także wrócił do łóżka i zasnął.
Tym razem obudziło go pukanie do drzwi. Krzyknął "proszę" i zobaczył wchodzącą Nari.
- Tak?
- Czas na śniadanie. Poza tym musisz umówić się na spotkanie ze swoim ulubionym dyrektorkiem - powiedziała z uśmiechem i podeszła do kojca.
- Cześć Jonathan. Co tam?
- Zostaniesz dzisiaj w domu? - zwrócił się do siostry.
- Jak muszę?
- Tak. Pójdę dzisiaj do Dumbledora i załatwię wszystko co trzeba.
- Dobrze Severusie, a teraz wstawaj. Śniadanie czeka - rzuciła przez ramię i wyszła z dzieckiem na rękach.
Snape zwlókł się z łóżka i podszedł do szafy. Założył na siebie pierwsze lepsze spodnie i koszulkę i poszedł na posiłek. Tam siedziała już Nari i karmiła jego syna. Mistrz Eliksirów zjadł szybko i poszedł do gabinetu, żeby zafiukać do Albusa.
- Albus Dumbledore, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart - powiedział w zielone płomienie i po kilku chwilach zobaczył przed sobą twarz dyrektora.
- Ach, Severusie. Właśnie się zastanawiałem kiedy zechcesz do mnie wpaść.
- Mogę dzisiaj?
- O której?
- A to zależy, o której tobie pasuje.
- Mógłbyś teraz?
- Oczywiście - odparł i przeszedł przez płomienie. Otrzepał ubranie i usiadł na krześle wskazanym przez starszego czarodzieja.
- A więc jak już zapewne wiesz, mam syna - zaczął niepewnie Snape nie wiedząc ile dyrektor zdołał się dowiedzieć. Kiedy ten kiwną głową kontynuował - Magenta zostawiła mi go w spadku - uśmiechnął się.
- Tak. Słyszałem o jej śmierci. To musiało być straszne.
- Było - zapewnił. - Dostałem list od ministerstwa, że jako ojciec jestem uprawniony do odbioru go.
- No tak, to zrozumiałe - powiedział jakby do siebie.
- Zaklęcia wykazały, że to syn mój i Magenty. Dostałem pełne prawa rodzicielskie. Chciałem porozmawiać o szkole. Jonathan może trochę utrudnić mi uczenie w szkole, ale mogę połączyć bezpośrednio kominki moich gabinetów. Ten w Hogwarcie z tym w Snape Manor. Nie było by w tedy problemu z opieką. Załatwiłbym opiekunkę.
- Tak, to dobry pomysł - mruknął Dumbledore. - Zastanawiałem się, czy wiesz coś może na temat Harry'ego.
- Dziecka Potterów? - zdziwił się Snape, a w duchu cieszył się, że dyrektor nie próbował nawet łączyć Jonathana i Harry'ego ze sobą.
- Tak. Jamesa i Lily Potterów.
- Skąd miałbym wiedzieć?
- No nie wiem. Może Sam-Wiesz-Kto coś mówił o nim. Chwalił się, że go zabił...
- Nie. Czarny Pan jest teraz w dość... dziwnej pozycji. Lily zapewniła opiekę synowi i jak Lord próbował go zabić, to zaklęcie się od niego odbiło i trafiło w niego. Nie umarł, ale tuła się pomiędzy światami. Teraz zastanawia się jak odzyskać ciało. A Harry przeżył...
- No właśnie nigdzie go nie ma. Przeszukaliśmy okolice i domy sąsiadów. Szukamy go dzień i noc, ale nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Obawiam się, że ktoś go porwał i wywiózł do Lorda - zmartwił się dyrektor.
- A dlaczego masz takie przypuszczenia Albusie? - zapytał zdenerwowany Snape.
- Jeden z aurorów widział kogoś ubranego na czarno w tamtą noc. Nie widział jednak twarzy, więc nie wiadomo kto to był...
- Myślisz, że to jeden ze Śmierciożerców... To nie możliwie. Żaden z nas nie wiedział, że Lord się tam wybiera. Nawet Wewnętrzny Krąg.
- Jesteś pewien. Skąd wiesz, skoro nie jesteś w nim.
- Otóż już jestem. Widać było, że są oni tak samo zaskoczeni jak my...
- Dobrze. Dziękuję. Możesz iść...
- Dziękuję. Do widzenia - ukłonił się lekko i już chciał wejść do kominka kiedy zatrzymał go głos Dumbledora.
- Kiedy zamierasz wrócić do pracy?
- Jak najszybciej. Najlepiej w przyszłym tygodniu. Nie psuj mi wejścia i nie mów uczniom, że wracam - powiedział z uśmieszkiem i zniknął pochłonięty przez zielone płomienie. Albus jeszcze długo się w nie wpatrywał i intensywnie myślał.
Co przede mną ukrywasz i czego mi nie mówisz - powtarzał ciągle.

***

- Nari! Nari! - Snape szukał swojej siostry od dobrych trzydziestu minut i nie mógł jej znaleźć. Nie było jej w kuchni, pokoju dziennym, jadalni... Pozostał tylko ogród.
Wyszedł na taras i zobaczył Namarennę siedzącą pod drzewem i Jonathana bawiącego się kawałek dalej. Podszedł u usiadł obok niej.
- Załatwiłem sprawę z Dumbledorem. Po łącze dwa kominki i będę miał bezpośredni dostęp do Snape Manor ze szkoły. Wracam w przyszłym tygodniu. Tobie też zalecam powrót do pracy.
- A co z Jonathanem?
- Załatwię opiekunkę. Wiem, że chcesz mieć dziecko, ale nie nadajesz się tak jak ja.
- To prawda... Dobrze, jutro poszukamy kogoś odpowiedniego, ale nie myśl sobie, że się od ciebie wyprowadzę - pokręciła mu palcem przed nosem i uśmiechnęła się promiennie.
- Nie brałem takiej możliwości pod uwagę - mruknął i lekko wygiął wargi w czymś uśmiecho-podobnym. - Jest jeszcze jedna sprawa. Dumbledore coś podejrzewa. Pytał się czy wiem coś o Harrym. Odpowiedziałem mu pod kątem Lorda, ale on coś ukrywa.
- Musisz bardzo uważać.
- Wiem, Nari. Życie szpiega nie jest proste. Sam musiałem bardzo uważać, a teraz mam ciebie i syna na głowie. Muszę uważać trzy razy bardziej - westchnął i spoglądnął na chłopca.
- Będzie dobrze - powiedziała i przytuliła go do siebie.
- Mam nadzieję, Nari. Mam nadzieję.

***

Przez kolejne kilka dni szukali odpowiedniej dziewczyny na stanowisko opiekunki. Zostawili ogłoszenie w Proroku i zorganizowali coś na wzór kastingu. Zgłosiło się ponad czterdzieści osób, ale przynajmniej połowa została odrzucona na samym początku. Dwadzieścia osób siedziało właśnie przed gabinetem Severusa, na wyczarowanych ku temu krzesłach i czekała na swoją kolej. Właśnie otworzyły się drzwi i wyszła przez nie kobieta, mniej więcej w wieku pięćdziesięciu lat. Była smutna, więc chyba nie dostała pracy.
- Następny! - krzyknął Snape.
Do pokoju weszła, na oko dwudziestoletnia kobieta. Miała czarne włosy do łopatek, zielone oczy i miły wyraz twarzy. Siadła niepewnie na przeciwko gospodarza i położyła przed nim swoje kwalifikacje.
- Jak się nazywasz? - zapytała Nari siedząca obok brata. Spoglądnęła mu przez ramię na papiery.
- Rosalie Megly - powiedziała nieśmiało.
- A więc Rosalie... Pracowałaś już kiedyś jako opiekunka? - Przesłuchanie prowadziła Nari.
- Owszem - opowiedziała zwięźle opiekunka.
- Umiesz podstawowe zaklęcia?
- Tak - odparła nie kłopocząc się rozwinięciem odpowiedzi.
- Twoje papiery wyglądają nadzwyczaj interesująco. Umiesz gotować? - zapytał Severus.
- Tak. Byłam na kursie gotowania - rozpromieniła się nieco Rose.
- Dobrze. Od kiedy możesz zacząć?
- Od jutra - powiedziała cały czas się uśmiechając. Zdawała się przyzwyczajać do otoczenia.
- Dobrze. Przyjdź jutro ósmej. Oprowadzę cię i pokażę pokój. Będziesz tu mieszkać.
- Oczywiście, proszę pana.
- Możesz iść.
Dziewczyna wstała, podziękowała i wyszła.
- Miła. Podoba mi się - skwitowała Nari i poszła ogłosić, że koniec przesłuchania. Spotkała się z jękiem protestu, ale ludzie zaczęli się podnosić z miejsc, a korytarz pustoszał.
- Przynajmniej lubi gotować. - Severus pojawił się obok siostry i poszli po Jonathana i na kolację.

***

Następnego dnia, równo o ósmej zadzwonił dzwonek. Severus poszedł otworzyć i zobaczył opiekunkę stojącą pod bramą. Miała ze sobą małą walizkę w kolorze czarnym. Sama też ubrana była niezbyt kolorowo.
Zaprosił ją do środka i oprowadził po najważniejszych pomieszczeniach. Przydzielił jej skrzata, który, w razie problemów, będzie służył jej pomocą. Zostawił ją w jej pokoju i poszedł pracować nad połączeniem kominków. Miał zamiar założyć hasło, o którym wiedzieć będzie jedynie on i Nari. Kominek będzie do komunikowania się, ale nikt nie przejdzie przez niego bez podawania hasła.
Snape po skończeniu zabezpieczania kominka usiadł na fotelu i zastanowił się, czy to dobry pomysł, żeby zatrudniać opiekunkę. Jonathan może się do niej tak przyzwyczaić, że nie będzie chciał później ją opuścić i ściągnie na nich problem. Miał też do niej pewne wątpliwości. Tak dobre papiery zdarzają się na prawdę rzadko, a ona ma dopiero dwadzieścia lat! Pogrążył się w myślach, dopóki nie przyszła po niego Nari, żeby zaciągnąć go na obiad.
- Zobaczysz, będzie dobrze - pocieszała go siostra.
- Mam nadzieję. Mam do niej pewne wątpliwości...
- Zmysł szpiega i te sprawy. Nie przejmuj się. Będę miała ją na oku. Jakby robiła coś nieprzyzwoitego, to powiem.
- Na przykład, jakby się przebierała za mężczyznę i tańczyła przez Jonathanem, to też mi powiesz? - zapytał Severus.
- Nie, tego ci nie powiem. Byłbyś zazdrosny - skomentowała, a jej śmiech poniósł się echem po korytarzu.

***

Snape nie przyszedł na kolację, bo pracował. Musiał napisać kilka raportów dla Voldemorta, o które Lord go prosił. Był tak zmęczony, że oczy mu się same zamykały. Dokończył filiżankę kawy i skupił się ponownie na pisanym tekście. Po dziesięciu minutach nie miał już sił opierać się otaczającej go, sennej aurze. Zamknął oczy i od razu przeniósł się do innego świata. Otworzył oczy i przed sobą zobaczył twarz przyjaciółki.
- Lily? - zapytał z niedowierzaniem i spróbował jej dotknąć. Ona jednak odsunęła się w ostatniej chwili, ale na jej ustach zagościł przyjazny uśmiech.
- Severusie - jej głos niósł się po pomieszczeniu.
Dopiero teraz Snape zauważył, że byli w średniej wielkości pokoju. Miał białe ściany, na których kładły się cienie osób, których nie był w stanie dojrzeć. Na podłodze były czarne kafelki, które ostro kontrastowały z nieskazitelną bielą ścian.
- Nie możesz mnie dotknąć, chyba że, chcesz dołączyć do mnie.
- Oczywiście, że chce - odparł bez namysłu i zrobił krok w jej stronę.
- Wiem, że chcesz, ale nie możesz. Musisz pomóc Harry'emu. On cię potrzebuje.
- Ja nawet go nie znam! - zdenerwował się.
- Poznasz. Uważaj na niego i na siebie. Uważaj na innych - powiedziała.
Po chwili zaczęła znikać. Zamiast niej pojawiła się kukła z dziurą zamiast serca. Lalka uśmiechała się drwiąco i spoglądała na niego jednym okiem. Snape zamknął oczy i gdy ponownie je otworzył by z powrotem w swoim gabinecie. Podniósł się z biurka i postarał się uspokoić oszalałe serce.
- Co to było - powiedział sam do siebie. Popatrzył się na raport i nie widząc innego wyjścia pochylił się nad nim i postarał się go dokończyć.

środa, 3 lipca 2013

Herbatka

awesome - wszystko rozwiąże się w najbliższych rozdziałach. Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział.
Mateusz Graniczny - cieszę się, że mam również sympatyków płci żeńskiej jak i męskiej, czego jesteś dowodem. Bardzo mi miło, że podoba Ci się mój blog.
POGROMCZYNI - dziękuję za cierpliwość ;)
Anastazja - dziękuję za zwrócenie mojej uwagi na te drobne jak i duże błędy. Postaram się poprawić je na tyle ile mogę. Mam nadzieję, że nie zniechęcisz się do czytania pomimo treści i ewentualnych błędów.


Chcecie to mnie zabijcie, za niedotrzymanie terminu. Chętnie dam wam adres, ponieważ sama czuję się z tym okropnie. Szkoła się oczywiście skończyła (niestety tylko na dwa miesiące) i będę miała trochę więcej czasu, ale nie obiecuję, że rozdziały pojawią się częściej. W sobotę wyjeżdżam na tydzień, potem może na Woodstock, w drugim tygodniu sierpnia też mnie nie będzie. W ten sposób zlecą mi całe wakacje, więc może się okazać, że przez dwa miesiące dodam tylko jeden rozdział.
Już nie marudzę i zapraszam do czytania :)
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\




Severus nalał wody do małej wanienki i włożył do niej Jonathana. Mały od razu zaczął rozchlapywać wodę na wszystkie strony i śmiać się z co najmniej głupiej miny swojego ojca, kiedy ten był od stóp do głów mokry. Snape szybko uporał się z umyciem syna, wytarł go, ubrał w wygodne, mugolskie ciuchy i zaniósł do pokoju Nari. Skoro chciała się nim opiekować, to Severus tylko na tym skorzysta. Wrócił do łazienki, posprzątał rozlaną wodę jednym zaklęciem i nalał sobie wody do normalnych rozmiarów wanny. Chcąc się zrelaksować przy kąpieli wlał parę olejków, a trzeba przyznać, że Mistrz Eliksirów był ich cichym fanem. Nigdy, nawet na najgorszych torturach, nie przyznałby się, że używa czegoś takiego jak olejki zapachowe do kąpieli. Miał też niezłą zabawę z kupowaniem ich. Za każdym razem zamawiał je przez sowę na lipne nazwisko, żeby przypadkiem nikt się nie dowiedział, że to on. Zamówienie pakowali w kartonowe pudełko i nakładali sporo zaklęć ochronnych na hasło, które znał tylko Severus. Było to dodatkowe zabezpieczenie, żeby nikt nie mógł otworzyć paczki. Snape zawsze zamawiał te same zapachy, do których się przyzwyczaił. Była to lawenda, biała czekolada, pomarańcza i malina, chyba że miał bardzo zły nastrój to zamawiał olejki fiołkowe lub różane.
Snape wszedł do wanny i zamknął oczy zatapiając się w idealnym połączeniu pomarańczy, maliny i fiołka. Mógł teraz zastanowić się na przeszłością i przyszłością. Dowiedział się dzisiaj więcej niż chciał. Jonathan na prawdę jest jego synem. Tylko dlaczego nikt mu nie powiedział. Nawet rodzona siostra nie była skłonna do wyjawienia mu tej tajemnicy. Po części mógł ją zrozumieć, ponieważ kiedy był na usługach Lorda, przez przypadek Voldemort mógł się dowiedzieć o dziecku i wykorzystać słabość Snape'a. Z drugiej jednak strony nie potrafił tego zrozumieć. Miał jednak nadzieję, że da się to naprawić i jeszcze wychowa syna. Kolejną rzeczą był wyjątkowy spokój Harry'ego. Nie płakał, nie mówił, że chce do mamy lub taty, co było niezwykłe jak na półtoraroczne dziecko. Miał jednak nadzieję, że to nic poważnego i że po prostu Jonathan był zbyt wszystkim zaaferowany, by zwrócić uwagę na brak rodziców.
Trzecią już sprawą było to, że Nari będzie mieszkać teraz z nimi... Tego bał się najbardziej. Nie wiedział czy planuje rzucić prace i utrzymywać się z pieniędzy ze spadku otrzymanego po rodzicach, czy nadal będzie pracować w Mungu, co wiązać się będzie z tym, że i tak większość czasu nie będzie jej w domu. Był prawie pewien, że wybierze pierwszą opcję. Skoro ma się zajmować Harrym, to będzie musiała mieć go cały czas na oku, a on będzie mógł wrócić do pracy w Hogwarcie. Musi tylko porozmawiać z Dumbledorem i Nari. Z dyrektorem nie będzie problemu, poza tym Severus wiedział, że Dumbel nie znalazł pewnie nikogo odpowiedzialnego na to stanowisko. W końcu musiałby ten nauczyciel być także opiekunem Slytherinu, a nie była to łatwa rzecz. Z Nari rozmowa będzie trudniejsza. Nie zrozumie, że Severus nie usiedzi na miejscu. Będzie uważać, że musi siedzieć w domu z dzieckiem. Snape miał pomysł, żeby połączyć kominek w jego gabinecie z kominkiem w jego komnatach w Hogwarcie. Będzie mógł wtedy kiedy chce przechodzić między Snape Manor a szkołą. To będzie trudna rozmowa.
Myślami powrócił do swojego syna. Był ciekawy jaki jest, co lubi, a czego nie. Tak naprawdę nie wiedział o nim nic. Wielkie, okrągłe zero. Nie mógł odsunąć od siebie myśli, że nie nadaje się na ojca. Z jego grzechami i znakiem na ramieniu nie będzie idealnym ojcem, a nawet nie będzie wystarczającym tatą. Nie miał pojęcia jak się zachowywać, co robić i jak robić. Do głowy wpadła mu myśl, żeby zapytać Lucjusza, ale czym prędzej pozbył się tego pomysłu. Malfoy był jego przyjacielem, ale nie do tego stopnia. Zrezygnowany zanurzył się w wodzie i starał się nie myśleć.

***

Kiedy tylko Severus wyszedł z pokoju siostry zostawiając tam swojego podopiecznego, ten rozglądnął się zdezorientowany po pokoju, położył się na pleckach i zaczął płakać. Nari stanęła nad nim i nie wiedziała co począć. Zawsze chciała mieć dziecko, ale teraz nie za bardzo wiedziała co powinna zrobić. Do tej chwili chłopczyk nie płakał. Kiedy był z Severusem, nie słyszała, żeby chociażby chciał zapłakać. Może jej brat ma rękę do dzieci. Wiedziała jednak, że to nie jest normalne, żeby dziecko w wieku Harry'ego nie płakało w ogóle, więc troszkę jej ulżyło, ale nie za bardzo wiedziała co zrobić, żeby go uciszyć.
- Cii - spróbowała uspokoić dziecko, ale to tylko wzmogło jego płacz. - Hej, co jest Jonathan? - Chłopczyk przez chwilę popatrzył na nią z co najmniej głupią miną i zaczął krzyczeć jeszcze głośniej.
- Mama - powtarzał to słowo jak mantrę, czasami jednak jeszcze dodawał tatę w potok słów. Nari zrezygnowana usiadła na łóżku. Położyła głowę na rękach i zamknęła oczy. Wsłuchała się w modlitwę Harry'ego, ale powoli nie mogła jej zrozumieć. Słowa zlewały się ze sobą tracąc znaczenie. Po kilku minutach do głowy wpadł jej pomysł. Zerwała się na nogi, porwała dziecko na ręce i wyszła z pokoju. Jonathan nadal płakał, ale już nic nie mówił. Nari weszła do kuchni i zawołała skrzata.
- Proszę, zrób coś Jonathanowi do jedzenia - zwróciła się do skrzatki. Ta ukłoniła się i zaczęła gotować kaszkę. Nari usiadła na ławie przy stole i posadziła sobie Harry'ego na kolanach.
- Wiesz, jesteś taki śliczny - jak na zawołanie chłopczyk popatrzył zapłakanymi oczkami na swoją ciocię. Przez chwilę Nari miała nadzieję, że się uspokoi, ale na próżno. W oczach jej podopiecznego znowu pojawiły się łzy i pociekły po pulchnych policzkach. Skrzatka w tym czasie przygotowała posiłek i postawiła lekko przestudzony przed swoją panią na stole.
- Proszę - powiedziała i uśmiechnęła się do Harry'ego. Ten tylko zabawnie przekręcił głowę i odwrócił się do cioci.
- Dziękuję, możesz iść. - Skrzatka na te słowa ukłoniła się i zniknęła z cichym "pop".
Nari westchnęła i zaczęła karmić bratanka. Chłopczyk był chyba bardzo głodny, bo pożerał całą łyżkę na raz. Namarenna uśmiechnięta, że znalazła powód złego humoru Jonathana nakarmiła go i umyła mu buzię. Jej radość jednak nie trwała długo. Kiedy tylko wstała od stołu Harry nie wytrzymał i na nowo się rozpłakał. Załamana Nari poszła do bawialni i wyciągnęła ze starych pudeł zabawki jej i Severusa. Jonathan przebierał wśród lalek, samochodzików i samobieżnych zabawek. Trochę się uspokoił kiedy znalazł ulubioną przytulankę Severusa, kiedy ten był mały. Chodził z nią dosłownie wszędzie. Jednak w wieku dziesięciu lat zrozumiał, że wyrósł z niej i wrzucił do pudełka. Teraz odkopał ją jego syn. Cóż najwyraźniej niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jonathan bawił się przez około pięć minut, ale po tym czasie znudził się i zaczął krążyć po pokoju w poszukiwaniu czegoś ciekawszego. Kiedy jednak nic nie znalazł zrezygnowany postanowił zwrócić na siebie uwagę, klapnął na pupie i rozpłakał się. Nari niezwłocznie wzięła go na ręce i wróciła do kuchni. Pchnięta przeczuciem przeszukała piętnaście szafek i wydała z siebie okrzyk radości kiedy w końcu znalazła tabliczkę mlecznej czekolady. Połamała ją na kostki i położyła przed Harrym. Chłopczyk zaczął zajadać się czekoladą nie przejmując się niczym dookoła. W efekcie czego wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, ale Namarenna była na tyle szczęśliwa, że nie zauważyła stanu w jakim Jonathan się znajduje.

***

Severus westchnął cierpiętniczo i zdecydował, że odmoczył się dostatecznie dobrze i dosłownie dziesięć minut zajęło mu doprowadzenie się do użytku. Podszedł do szafy z ręcznikiem zawiązanym na biodrach i wybrał odświętną szatę. Wiedział, że równie dobrze może ubrać szatę Śmierciożercy, ale wolał nie pokazywać jej Nari. Jeszcze zechciałaby ją zniszczyć. Umyty i ubrany poszedł do sowiarni. Tam wybrał najlepszą sowę i przywiązał do jej nóżki wcześniej napisany liścik.
- Wiesz do kogo - powiedział ptakowi na ucho i wypuścił go. Przez chwilę jeszcze patrzył za oddalającym się ptakiem. Potem poszedł do pokoju siostry, w którym zostawił syna. Niestety nikogo tam nie zastał. Jednak kiedy wszedł do pokoju jego wzrok padł na szkatułkę z kłódką, Rozejrzał się po korytarzu, pokoju i kiedy stwierdził, że nigdzie nie ma żywej duszy podszedł do komody na której leżała owa skrzyneczka. Chwilę głowił się nad zaklęciem otwierającym i odpowiednim hasłem (trzeba przyznać, że siostra Severusa umiała coś ukrywać pod zaklęciami) udało mu się otworzyć wieczko. Z wrażenia aż wstrzymał oddech. W szkatułce leżał pęk ciemnych włosów, kawałek materiału i wisiorek z gwiazdą Dawida i odwróconym krzyżem. Siedział tak wpatrując się w zawartość skrzyneczki, ale odgłosy kroków za drzwiami otrzeźwiły go do tego stopnia, że zdążył zamknąć i z powrotem założyć zaklęcia na zamek, wstać i otrząsnął się z szoku. Idealnie w momencie kiedy otworzył oczy przywołując na twarz maskę obojętności przyprawioną odrobinką zatroskania o syna do pokoju weszła Nari z jego śpiącym synem umazianym czekoladą na buzi.
- Och Severusie. Co tu robisz? - zapytała dyskretnie spoglądając na szkatułkę, która na szczęście leżała w tym samym miejscu w którym ją zostawiła. Wolała nie myśleć o tym co powiedziałby o niej jej brat, gdyby zobaczył zawartość skrzyneczki.
- Szukałem cię. Jesteś gotowa? - Siostra przytaknęła. - Ale myślę, że tego gentelmana muszę jeszcze trochę oporządzić - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach i rozbawieniem w głosie. Podszedł do oniemiałej siostry i zabrał od niej Jonathana. Wyszedł z pokoju kierując się w stronę łazienki. Kiedy do niej dotarł wziął chusteczkę, namoczył i wytarł syna. Kiedy stwierdził, że wygląda odpowiednio poszedł z powrotem do Nari. Zapukał w drzwi jej pokoju i po chwili wyszła z niego jego siostra w sukience wieczorowej sięgającej do ziemi i lekko się po niej ciągnącą. Na ramiona miała zarzucony szal a'la dywan. Severus parsknął śmiechem na co Nari zareagowała ściągnięciem brwi i prychnięciem. Przeszła obok niego i skierowała się do ogrodu a Snape czym prędzej podążył za nią. Kiedy dotarli do punktu aportacyjnego siostra złapała go pod rękę i czekali. Kiedy ptak wysłany z wiadomością wrócił, niósł w pyszczku przedmiot podobny do klucza. Podleciał i wypuścił go na rękę Nari. Severus wypowiedział wcześniej ustalone hasło potrzebne do aktywowania Świstoklika i poczuł szarpnięcie w okolicach pępka.

***

Wylądowali chwilę później w ogrodzie bogatej posiadłości. Obok rabatek z różami, bratkami i tulipanami, które kwitły przez cały rok można było zobaczyć ogromny labirynt o powierzchni blisko pięciu hektarów. Nie zdążyli rozejrzeć się bardziej, ponieważ podszedł do nich skrzat.
- Pan Malfoy prosi - powiedział spokojnie i nie czekając na nich ruszył w stronę salonu. Severus z dzieckiem na rękach i Nari przy boku ruszył za służącym. Przeszli przez bogato zdobioną altankę i weszli do salonu w którym przy stole siedziała, jak zawsze olśniewająca Narcyza, teraz w ubrudzonej od kredek sukience. Oczywiście była to sprawka małego, białowłosego diabełka, którego Severus był ojcem chrzestnym. Draco wygramolił się spod stołu i wpadł na chrzestnego. Dopiero kiedy Snape podskoczył Narcyza podniosła wzrok i spojrzała na Nari oraz jej brata.
- Och, Nari! Jak miło cię widzieć. Ile to już? Rok? - Okrążyła stół za którym siedziała i podeszła do niej szybko i uściskała.
- Witam Narcyzo. Widzę, że Draco jak zwykle diabełek - uśmiechnęła się do chłopczyka, który opierał się o stół i patrzył na nią wielkimi, szarymi oczkami. - Cześć Draco - powiedziała czule i uśmiechnęła się do blondyna. - No choć do cioci - Wyciągnęła ręce widząc, że mały chwieje się lekko idąc w jej stronę. Podniosła go, a ten się do niej przytulił.
- Zawsze miałaś podejście do mojego dziecka - zaśmiała się Narcyza. - Ja nigdy nie mogę sobie z nim poradzić - dodała z uśmiechem.
- Ekhem - przypomniał o swojej obecności Severus.
- Narcyzo, weź Draco i idź z nim do bawialni. - Lucjusz wszedł do pokoju z szampanem w ręce i dwoma  kieliszkami. Kiedy zobaczył, że Severusowi towarzyszy jego siostra, odstawił kieliszki, podszedł i pocałował ją w rękę. Nari spłonęła rumieńcem.
- Nari, weźmiesz Jonathana i pójdziesz z Narcyzą? - Severus zwrócił się do siostry.
- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem. Przekazała Draco Narcyzie, a sama wzięła Jonathana, który dopiero co się obudził i tarł rączkami zaspane oczka.
- A więc... - zaczął Lucjusz, ale poczekał aż kobiety wyjdą z pomieszczenia. Kiedy usłyszał zamykane drzwi usiadł na sofie, a Severus naprzeciwko niego w fotelu. Po chwili kontynuował: - A więc to jest twój syn?
- Tak. Sam nie mogę w to uwierzyć. - Uśmiechnął się Severus.
- Ale jak się dowiedziałeś? Listem przyszedł?
- No nie do końca - powiedział rozbawionym głosem Sev. - Dostałem list, że mam się zgłosić po jego "odbiór". Potem w ministerstwie okazało się, że jestem jego ojcem, no i muszę się nim zaopiekować. Jak pewnie wiesz Magenta zmarła jakiś czas temu.
- Tak, słyszałem. Ale to nie czas na zamartwianie się. Zobaczysz, jeszcze się nauczysz jak z nim być.
- Nie wierzę, że słyszę to właśnie od ciebie Lucjuszu. Po prostu niewiarygodne - Snape zrobił śmieszną minę i przedrzeźniał Malfoy'a.
- A ja nie wierzę, że nasz zgorzkniały do szpiku kości Mistrz Eliksirów - ściszył głos - nadworny lekarz Czarnego Pana... kiedykolwiek będziesz miał dziecko - dokończył z lekkim uśmiechem podnosząc kieliszek chcąc wznieść toast.
- Myślisz, że ja wierzyłem? - Sev wygiął usta w coś uśmiecho-podobnego, (bo przecież on się nie uśmiecha!) i także podniósł swój kieliszek.
- To za co pijemy? - zapytał Lucjusz, chociaż dobrze znał odpowiedź.
- Jak to za co? Za naszych synów i ich przyszłość. - Stuknęli się kieliszkami.
Potem alkoholu lało się odrobinę więcej i więcej... W końcu stwierdzili, że jedna butelka to za mało i otworzyli drugą, następnie poszła trzecia i czwarta, piąta się gdzieś zgubiła po drodze. Przy siódmej butelce - szósta przemknęła niezauważona - za dużo alkoholu wylewało się poza kieliszek niż do niego i pan domu błyskotliwie zauważył, że jest już druga w nocy i należało by zobaczyć jak się bawią panie i dzieci. Wstał z kanapy, ale zanim zrobił jeden krok stwierdził, że siedzenie wcale nie jest takim złym pomysłem. Severus natomiast ledwo co kontaktował. Wiedział, że Malfoy coś mówił, ale ani go nie wiedział, ani go nie słyszał, więc trudno było mu cokolwiek stwierdzić. Było mu bardzo wygodnie w fotelu w którym siedział, a właściwie leżał. Nie dane mu było jednak zasnąć, ponieważ Lucjusz wziął sobie za punkt honoru obudzenie go i zaciągnięcie do bawialni. Obaj szli po ścianie, ale żaden z nich nie chciał tego wiedzieć. Odbijali się jakby cała ściana była wyłożona sprężystymi poduszkami, ale twardo parli na przód. Krok za krokiem zbliżali się do upragnionego pokoju. Kiedy stali przed drzwiami nie wiedzieli już po co tu przyszli. Niewygodna była jednak ściana więc jakby czytając sobie w myślach odbili się jednocześnie od niej i wpadli przez drzwi. W środku siedziała Narcyza i Nari rozmawiając przyciszonym głosem. W magicznie powiększonym kojcu spali Draco i Jonathan. Severus był szczęśliwy, że widzi swoją siostrę, lecz jego radość nie trwała długo, ponieważ jego nogi niefortunnie zaplątały się z kończynami Malfoy'a i legli obaj na dywan zaplątani jak słuchawki wsadzone byle jak do kieszeni.
Lucjusz oglądał wszystko w zwolnionym tempie. Widział jak zmienia się wyraz twarzy jego żony. Widoczna na niej było zaskoczenie, potem rozczarowanie, a na końcu złość. Bezkresną, nieposkromioną furię. Wiedział, że przegrał. Natychmiast cały alkohol wyparował z jego umysłu, jednak Sev był na tyle pijany, że Malfoy sam nie był w stanie wyplątać się od niego. Westchnął z frustracją i położył głowę na ziemi. Z poziomu dywanu widział jedynie buty Narcyzy, które powoli i z czającą się groźbą zbliżały się do jego twarzy. Poczuł jak Snape stara się od niego odsunąć rozumiejąc co się zaraz stanie. Chyba on też zobaczył Panią Domu kroczącą w ich stronę. Kiedy odsunęli się od siebie natychmiast usiedli, a Cyzia była na tyle blisko, że Lucjusz prawie czuł materiał jej sukni na swojej twarzy.
- Wstań - powiedziała cicho, ale wyraźnie było czuć jej władzę i złość. Bez protestów wykonał polecenie. Popatrzył na Severusa, który siedział u stóp swojej siostry patrząc na swojego kolegę ze współczuciem.
- Wyjdź - padł kolejny rozkaz. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć do Snape'a, ale ręka Narcyzy ukróciła wszystkie jego próby. Kiedy Malfoy był już za drzwiami, a raczej ich pozostałością, pani Malfoy wróciła, żeby powiedzieć Nari, że zaraz do niej wróci. Siostra Severusa kiwnęła niepewnie głową i patrzyła za znikającą za drzwiami Narcyzą.
Nari spojrzała pod nogi na ledwo utrzymującego się w pozycji siedzącej brata i westchnęła. Nie umiała się na niego złościć. Jeden jedyny raz kiedy się na niego wkurzyła, to kiedy dowiedziała się, że jest Śmierciożercą, nigdy wcześniej, nigdy później nie wściekała się na niego. Był to w końcu jej ukochany braciszek. Uśmiechnęła się czule na wspomnienia ich dzieciństwa. Rozmarzyła się chcąc wrócić się w czasie tak, żeby mogła coś zmienić. Może gdyby nie zostawiła brata nie poszedł by do Voldemorta. Ale przecież ona była w szkole, to co mogła zrobić? Zawsze mogła pisać więcej listów. Czy to by wystarczyło? Pewnie nie. Tak na prawdę nie wiedziała jak długo Sev służył Czarnemu Panu zanim dostał Znak. Tak na prawdę, żeby wszystko się zmieniło, musieli by mieć innych rodziców. Może nie byli oni sługusami Lorda, ale popierali jego działania co do mugoli, a Severus zawsze chciał się im przypodobać.
Powróciła myślami do brata siedzącego na dywanie i Narcyzy, która powiedziała, że zaraz wróci. Tylko co mógł oznaczać błysk w jej oku? Oby nie zrobiła czegoś głupiego...

***

Narcyza Malfoy była stanowczą kobietą wbrew obiegowej opinii. Wszyscy dookoła uważali ją za cichą lecz przepiękną myszkę przy boku dostojnego Malfoy'a. Niewielu jednak znało prawdę. Dla większości była ona po prostu nie do przyjęcia, więc nie zauważali tego. Inni bardzo popierali Lucjusza, jednak nie wchodzili z nim w takie zażyłości, żeby gościć na zamku i oglądać jego żonę i dziecko w warunkach naturalnych. To Cyzia tak na prawdę rządziła. Malfoy Senior był dodatkiem i osobą bez której wszystko pracowało. Narcyza dbała o dom, dziedzica, ogród, skrzaty, konto. To ona wydzielała mężowi dzienne kieszonkowe, za które może sobie kupić szaty, zjeść obiad podczas spotkania biznesowego w sprawie interesów. To ona w tym związku nosiła spodnie.
Narcyza zaśmiała się cicho na myśl o lekko przestraszonej minie Nari, kiedy obiecywała, że zaraz wróci. Była pewna, że widziała jej błysk w oku i to na niego Namarenna tak zareagowała. Kolejna do kolekcji, która nie uwierzy jak Lucjusz daje sobą pomiatać własnej żonie.
Wyprzedziła męża i pchnęła drzwi do ich sypialni. W pokoju, po lewej stronie było wielkie hebanowe łóżko z baldachimem i zieloną, satynową pościelą. Drzwi do łazienki znajdowały się po prawej stronie od wejścia i prowadziły do małego królestwa. Kafelki w kolorach białym i czarnym z idealnie dobranymi srebrno-zielonymi wzorkami tworzyły niemożliwą kombinację ułożoną własnoręcznie przez Cyzię. Umywalka z białego marmuru, wanna na srebrnych nóżkach dostatecznie duża, żeby zmieściły się w niej dwie osoby i piękna, czarna, marmurowa komoda dopełniały bajeczny krajobraz. Na przeciwko drzwi był kominek,  zaraz obok niego wyjście na taras oblany księżycowym, srebrnym światłem. Ściany ich sypialni pomalowane były na kremowo z czarnymi i zielonymi wzorami, które pasowały do całości staromodnego wystroju.
Narcyza pociągnęła za sobą ledwo żywego męża i pchnęła go na łóżko. Lucjusz nie zareagował, więc Cyzia zrezygnowała z nakrzyczenia na niego za głupotę i totalny brak ogłady, ale widząc, że mąż nawet nie wie gdzie się znajduje przelewitowała go na kanapę na przeciwko kominka. Z litości wyczarowała mu kocyk i podusię i zadowolona z siebie wróciła się do bawialni gdzie zostawiła rzeczy, dzieci i Severusa ze jego siostrą.

***

Nari siedziała spokojnie wpatrując się w śpiącego na siedząco swojego brata. Po około dwudziestu minutach wróciła Narcyza z lekko potarganymi włosami i blaskiem dawnej złości w oczach.
- Nari, chcesz wrócić do siebie razem z Severusem, czy może zaszczycisz mnie swą obecnością tej nocy? - zapytała kokieteryjnie, jak na damę Malfoy przystało. Nari zaśmiała się z zachowania przyjaciółki, ale odpowiedziała jak najbardziej poważnie próbując się nie roześmiać.
- Ja oraz mój brat zaszczycimy ten zacny Malfoy Manor swoją obecnością dzisiejszej nocy i jutrzejszego dnia, jeżeli pozwoli nam na to łaskawa Pani Malfoy.
Cyzia zaśmiała się perliście kiwając głową na znak zgody i odwróciła się do drzwi chcąc je naprawić. Machnęła różdżką i po chwili wszystko wróciło na swoje miejsce. Odwróciła się z powrotem w stronę przyjaciółki.
- Chodźcie, pokażę wam wasze pokoje - powiedziała z lekkim uśmiechem i podążyła korytarzem. Po około pięciu minutach stanęła przed drzwiami prowadzącymi do jednej z dwudziestu gościnnych sypialni.
- Dymek - powiedziała i z cichym "pop" pojawił się obok niej mały skrzat ubrany w czarno-zielone szaty.
- Tak, pani - ukłonił się lekko.
- Rano zaprowadź pannę Nari i pana Severusa na śniadanie.
- Tak, pani - powiedział, ukłonił się i aportował.
- Tu jest twój pokój - Narcyza zwróciła się do kobiety. - Rano śniadanie jest o dziewiątej.
- Dziękuję Cyziu - uśmiechnęła się, podeszła do Narcyzy i ucałowała w policzek.
- Zaraz obok jest pokój Severusa. Na szafce obok łóżka będzie znajdował się eliksir na kaca...
- Och, nie - uśmiechnęła się złowrogo Nari. - Zabierz go. Niech ma nauczkę.
- Lucjusz też pożałuje - mruknęła Cyzia, z uśmiechem pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła korytarzem do swojego pokoju.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Wspomnienie

POGROMCZYNI - Muszę. Dziękuję, koniec i kropka. ;)
awesome - Hmmm, trudno mi powiedzieć, bo na razie nie mam określonego planu na tak daleką przyszłość. Co do Nari, to ma trochę inne plany, ale dość blisko związane z Severusem.

Będę miała dłuższe wolne (1-5.05) i postaram się wstawić następny rozdział przed wyjazdem do Paryża. Mam nadzieję, że mi się uda. Jeżeli nie, to rozdział pojawi się po 15.05, ponieważ będę w rozjazdach i dopiero w tedy wrócę.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\


- Nie, to nie możliwe. Nie uwierzę w to... To jakiś głupi żart. Powiedz to, proszę. To nie jest śmieszne - Severus powtarzał to jak mantrę od czasu do czasu zmieniając kolejność zdań. Po chwili roześmiał się histerycznie i opadł na kanapę trzymając w ręku nieruszoną porcję Ognistej. - Robisz to specjalnie żeby się ze mnie pośmiać? A może to kolejny idiotyczny sposób Dumbla, żebym zwariował? A może...
- Och, dasz mi wytłumaczyć, czy będziesz dalej bez składu jęczeć? - przerwała mu wściekła Nari.
- Co chcesz tłumaczyć?! - krzyknął gwałtownie wstając i wylewając zawartość szklanki na piękny, czerwony dywan. - Ja wszystko już wiem. Zrobiłyście to specjalnie.
- Nie! Uspokój się. Jak się natychmiast nie zamkniesz, to wyrzucę cię stąd bez wyjaśnień! - Gdyby jej wzrok mógł zabijać, to Severus już padłby trupem.
Snape spojrzał na siostrę stojącą przed nim w zdecydowanej pozie. Ostatnim razem widział ją taką, kiedy kazała mu się pogodzić z Lily. Usiadł i pokornie zwiesił głowę.
- Przepraszam - mruknął. Zrobiło mu się głupio, że nakrzyczał na swoją jedyną siostrę.
- Wybaczam, ale teraz posłuchaj i nie waż mi się przerywać - ostrzegła wiedząc, że brat będzie miał dużo do dodania.
Nari usiadła obok niego i przykryła jego ręce swoimi by dodać mu otuchy. Westchnęła głęboko i zaczęła najważniejszą opowieść życia.
- Pewnego dnia do mojego gabinetu zapukała Magenta. Kiedy weszła zobaczyłam, że jest w zaawansowanej ciąży. Była w tedy, bodajże, w ósmym miesiącu. Opowiedziała mi o tym, że od ciebie odeszła. W ten dzień kiedy cie opuściła miała ci powiedzieć, że spodziewa się dziecka. Była w tedy w piątym tygodniu. Trochę mnie zdziwiło to, że przyszła dopiero teraz. Kiedy spytałam się gdzie mieszkała przez ten czas odparła, że dowiem się tego niedługo. Dała mi adres domu w Dolinie Godryka i prosiła o spotkanie w najbliższą sobotę czyli za dwa dni. Zgodziłam się, ponieważ akurat miałam wolne. Chciałam jeszcze o coś zapytać, ale wstała i powiedziała, że musi iść bo ktoś na nią czeka. - Widząc, że Severus chce jej przerwać odpowiedziała zanim zadał pytanie. - Nie, nie powiedziała kto. Po prostu wstała i wyszła. W sobotę poszłam pod wskazany adres i okazało się, że jest to dom Lily i Jamesa Potter'ów. Trochę się zdziwiłam, ale weszłam. Spotkałam Magentę i Lily, bo James wyszedł z kolegami. Usiadłyśmy i Magenta wyjaśniła mi, że od kiedy od ciebie odeszła mieszkała u Lily. Zaprzyjaźniły się i zdradziły mi sekret, że Magenta nie chce dziecka. Nie dlatego, że to twój syn, ale nie byłaby w stanie sama się nim zająć.  Chyba już w tedy przeczuwała, że ktoś na nią poluje. Dodatkowo Lily nie mogła mieć dzieci, więc bardzo chętnie wzięła dziecko pod opiekę. Kiedy już miałam wychodzić Magenta zaczęła mieć skurcze i urodziła synka. To właśnie w tedy zrobiłam to zdjęcie. Mimo, że urodził się dwa tygodnie przed czasem, to wszystko było z nim dobrze. Lily nazwała go Harry James Potter, ale Magenta nadała mu inne imiona. Jonathan Scorpius Snape. Wiem, że Magenta mieszkała tam jeszcze przez jakiś czas, ale potem dowiedziałam się od Lily, że zniknęła zostawiając jedynie po sobie list w którym prosiła, żebyśmy obie zaopiekowały się dzieckiem, a tobie powiedziały o tym w odpowiednim momencie. Podejrzewam, że wiedziała, iż będziesz musiał się nim zająć. Harry urodził się 31.07.1980. Gdyby nie był wcześniakiem, Voldemort nawet by o nim nie pomyślał. W ten dzień też Lily utworzyła wspomnienie, które dostałeś i jest teraz w twojej kieszeni. Gdyby nie ja, to ono by ci wszystko wyjaśniło. Jeżeli chcesz, to mogę przynieść myślodsiewnię.
- Tak. Chcę. - odpowiedział nie patrząc na nią.
Kiedy Nari otworzyła drzwi, wpadł na nią lekarz cały czerwony na twarzy ze zmęczenia.
- Potrzebujemy... po-po-mocy - wydyszał.
Severus zerwał się z kanapy i pobiegł za siostrą i lekarzem na salę w której leżał Harry. Wyglądał tak marnie w wielkim łóżku, pozawijany w koce i podłączony do aparatury podtrzymującej jego czynności życiowe.
- Co się stało? - zapytał Snape mając dziwne przeczucie, że może go uratować.
- Próbowaliśmy go uratować, ale... - Mistrz Eliksirów nie słuchał go dłużej. Podszedł do swojego syna i dotknął jego czoła. Wyczuł jakimś szóstym zmysłem, że umysł jeszcze walczy. Nie wiedząc co robi nachylił się i ugryzł go w szyję. Po raz pierwszy ujawnił się w nim wampir.
Serce Harry'ego zaczęło powoli samo pracować. Płuca pompowały tlen i nie potrzebowały wspomagania. Mózg działał poprawnie, ale Jonathan nadal spał, dzięki czemu organizm mógł się zregenerować po spotkaniu z różą i prawie śmiercią. Severus usiadł na krześle obok i kątem oka zobaczył, że przyglądają mu się dwie osoby. Jego siostra i medyk.
- Ale... co, jak? Od kiedy, ty... - Nari nie potrafiła sklecić jednego całego zdania, ale była lepsza od magomedyka, który nie potrafił wykrztusić żadnego dźwięku. Uśmiechnął się ironicznie w odpowiedzi na ich reakcję, ale nie cieszył się długo, ponieważ po chwili leżał na ziemi i wił się z bólu. Zacisnął zęby, ale na niewiele się to zdało. Nie chciał, żeby najmniejszy jęk wyrwał się z jego ust, lecz po chwili krzyczał głośniej niż jakakolwiek ofiara Lorda. Po kilku minutach nie był w stanie już krzyczeć, a słowa Nari zdawały się dobiegać z bardzo daleka, mimo tego, że pochylała się tuż nad nim. Czarne plamy przesłoniły mu widok, znowu obraz się wyostrzył i ponownie rozmazał. Miał wrażenie, że ciągle zanurza się i wynurza z wody. Wszystko go bolało. Od oczu, przez powieki, kości twarzy, barków, na najmniejszych chrząstkach kończąc.
Poczuł, że ktoś go podnosi, ale nie był w stanie stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna. Poczuł wokół siebie przyjemną miękkość i z ulgą powitał ciemność, która gwarantowała odcięcie się od niewyobrażalnego bólu.

***

Severus po raz drugi tego dnia obudził się w łóżku szpitalnym, a nad nim z wyrazem troski na twarzy pochylała się Nari. Dotknęła jego twarzy odgarniając zbłąkane kosmyki z oczu. Zmierzyła jego temperaturę i usiadła na skraju łóżka.
- Od kiedy jesteś wampirem? - Popatrzyła na niego wyczekująco.
- Od urodzenia. Nasi rodzice byli wampirami. Podejrzewałem to, ale przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a ja mam już ponad dwadzieścia, co było pierwszym powodem, dla którego to odrzuciłem. Drugim było to, że jako Mistrz Eliskirów babrałem się z różnymi krwistymi przedmiotami i nigdy nie miałem ochoty wyssać krwi.
- To jakim cudem wiedziałeś, że musisz ugryźć swoje dziecko, żeby przeżyło?
- Sam nie wiem. Po prostu to zrobiłem. - Wzruszył ramionami i odwrócił się plecami do siostry.
- Nie olewaj mnie. - Severus zerknął na nią przez ramię.
- Bo... - powiedział i uniósł brew w prowokacyjnym geście.
- Bo odbiorę ci dziecko. Jesteś wampirem!
- On też teraz jest.
- Nie! On dopiero może nim być. Dopiero za jedenaście lat przekonamy się czy przejdzie przemianę. - Nari trochę się już uspokoiła i popatrzyła na zdenerwowanego brata. Dla każdej innej osoby wyglądałby tak samo. Te same zimne oczy, maska drania i zero uczuć, ale ona wiedziała, że w środku aż się gotuje. I oto jej chodziło. Wiedziała, że musi go sprowokować, żeby podać mu pierwszą dawkę krwi i żeby przemiana całkowicie się zakończyła. Gdyby tego nie zrobiła, nie wiadomo jak Severus reagowałby na krew w składnikach do eliskirów. Najprawdopodobniej zjadałby je, co skończyłoby się utratą przez niego tytułu Mistrza Eliskirów. Poza tym mógłby atakować dzieci w szkole przy najmniejszej prowokacji z ich strony. Najgorsze było by to, że mógłby być zagrożeniem dla własnego dziecka. - Uważaj, bo potrafię to zrobić - wyszeptała mu do ucha i odsunęła się, by jej nie uderzył.
- Jak śmiesz! To mój syn i będę z nim robił co mi się podoba! - Severus gwałtownie wstał wyrywając kable od maszyn. Przewrócił krzesło, ale nie zdołał dojść nawet do połowy odległości dzielącej go od siostry kiedy upadł i jęknął z bólu.
- Szybko! Potrzebuje trzysta mililitrów krwi! - krzyknęła Nari przez drzwi. Następnie pochyliła się nad Severusem, który próbował się opanować. Po brodzie ściekały mu strużki czerwonej cieczy ze zranionej przez kły wargi.
- Nari, pomóż - wycharczał.
- Już, ciiiii, spokojnie - powtarzała na okrągło, póki nie dostała do reki kubka z krwią. - Proszę, wypij. Powinno pomóc. - Podała mu ostrożnie kubek, ale widząc, że nie jest w stanie utrzymać go bez wylania na siebie zawartości zdecydowała się mu pomóc i nakarmić. Z trudem podniosła go, oparła o siebie i pomogła wypić krew. Chwilę później przyszedł inny lekarz i pomógł jej położyć Snape'a na łóżku. Usiadła obok niego i wzięła w ręce jego dłoń.
- Braciszku, Severusie... - mówiła do niego jak do małego dziecka. Miała nadzieję, że już będzie dobrze, i że znowu nie będzie musiała narażać życia. - Severu... - przerwała kiedy Snape otworzył oczy i popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Co...? - rozglądnął się dookoła i zobaczył po lewej stronie drugie łóżko. Podniósł się na łokciach i spojrzał na malutką osobę na nim leżącą. - Jonathan - wyszeptał i już chciał się podnieść kiedy poczuł na swoich ramionach czyjeś ręce.
- Masz leżeć. - Nari była stanowcza i nie pomogło przekonywanie jej, że czuje się dobrze i że nic mu nie jest. - Będziesz mógł wstać za jakąś godzinę, ale najpierw musisz coś zjeść. - Mówiąc to podała mu kubek z czerwoną cieczą.
- Ale to jest krew!
- Ciii! Jesteś teraz wampirem. Jedną porcję już zjadłeś, ale to nie wystarczy - powiedziała twardo i wręczyła kubek bratu. - Pij - nakazała i Severus jak żołnierz grzecznie wypił zawartość kubka.
Snape lekko się skrzywił na gorzkawo-słony smak, ale nic nie powiedział.
- Grzeczny chłopiec - pochwaliła brata Nari.
- Mogę iść do syna? - ostrożnie zapytał Severus.
- Och, no dobrze - zgodziła się widząc, że jej brat dłużej nie wytrzyma w łóżku.
Severus ucieszony podszedł do łóżka syna i popatrzył na niego. Był zły na siebie za to, że nie pilnował go dostatecznie dobrze i przez niego jest teraz wampirem. Jako jego syn, Jonathan miał szansę nie być potworem, ale teraz będzie nim na pewno. Pochylił się i usłyszał jak Nari wciąga głośno powietrze. Severus tylko przytulił Harry'ego i wrócił do siostry.
- Zabieram go do siebie - zdecydował i zaczął się ubierać.
- Dobrze, ale ja wracam z wami.
- Po co?
- Żeby się wami opiekować.
- Jestem dorosły!
- Wiem, ale on nie jest. Przyda mu się matka.
- Och, Nari - jęczał Severus. - Wynajmę opiekunkę. Z resztą mam wolne więc się nim zaopiekuję.
- Nie ma mowy. Jadę z wami. Koniec, kropka.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - Severusowi oklapły uszka. Wiedział co oznacza mieszkanie z siostrą, a w szczególności z taką siostrą jaką jest Nari. Oznaczało to ni mniej ni więcej niż śniadania, obiady i kolacje o wyznaczonych porach, przemeblowanie całego zamku, zagospodarowanie ogrodu (akurat to nie jest takie złe) i twarda dyscyplina.
- No dobrze - westchnął teatralnie Snape. - Ale my zaraz idziemy do Lucjusza.
- To dobrze się składa. Dawno nie rozmawiałam z Narcyzą.
- To, ty... Ale jak? - Severus zrobił wielkie oczy.
- Co jak? - zapytała zdezorientowana Nari.
- Skąd ty ją znasz?
- No tak jakoś. Jak była w ciąży z Draco, to przychodziła do mnie na konsultacje. Jak się dowiedziała, że mam na nazwisko Snape, to w ogóle umawiałyśmy się na kawę i plotki - zamyśliła się Nari. - Draco jest takim słodkim dzieckiem. Ile on teraz ma? Półtora roku? - ciągnęła nie zważając na wlepiony w nią zabójczy wzrok.
- Idziemy? - zapytał Severus trzymając na rękach dziecko i stojąc przy drzwiach.
- Ach, oczywiście - uśmiechnęła się kiedy stwierdziła w myślach, że Severusowi pasuje dziecko. Wygląda z nim niezwykle słodko. Roześmiała się z własnych przemyśleń na co Snape zareagował jedynie uniesieniem brwi.
Wyszli przed szpital i poszli w stronę punktu aportacyjnego, a stamtąd, bez przeszkód, do Snape Manor.
- Trochę to zapuściłeś braciszku - skomentowała wygląd domu Nari.
- Nikt w nim nie mieszkał od czasu kiedy wyjechałem uczyć do Hogwartu.
- No tak. Rodzice się wyprowadzili do małego mieszkania, a ja mieszkałam z nimi póki niczego nie znalazłam. To tobie zostawili ten zamek. Zamieszkałeś w nim z Magentą. Trzeba było nałożyć zaklęcia ochraniające zanim wyjechałeś.
- Teraz wiem, ale nie sądziłem, że przez półtora roku aż tak zniszczeje.
- Wszystko da się naprawić - oznajmiła wesoło Nari i weszła do holu.
Kiedy tylko przekroczyła próg pojawił się Płomyk.
- Sir, myślałem... - kiedy jednak zobaczył kto przed nim stoi rzucił się na nią i przytulił. - Panienko! Co panienka tutaj robi? Gdybym wiedział, przygotowałbym komnaty panienki.
- Och, nic się nie stało Płomyku. Z resztą przygotuj dla mnie pokój obok pokoju mojego brata.
- Ale tam pokój ma panicz Jonathan.
- To następny.
- Tak, panienko.
- Więc od czego zaczynamy? - zwróciła się do brata.
- Może od tego, że muszę umyć siebie, syna, przebrać się i syna i dotrzeć do Lucjusza na herbatkę - powiedział i nie czekając na odpowiedź wyminą Nari i skierował się do swojego pokoju.

środa, 24 kwietnia 2013

Tajemnica

Macie taki krótki zapychacz, przed rozwinięciem akcji.
Dziękuję awesome  i POGROMCZYNI za komentarze. Gdyby nie wy, Wen pewnie jeszcze siedziałby na plaży i odpoczywał.
Miłej lektury ;)
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\


Pierwszą rzeczą jaką zobaczył po obudzeniu była twarz czarnowłosej kobiety pochylającej się nad nim. Była ubrana w biały kitel, co świadczyło o tym, że jest jednym z medyków. Długie, proste, czarne jak smoła włosy opadały na plecy i ramiona okalając twarz, na której zagościł wyraz niedowierzania i zaskoczenia. Piękne usta otworzyły się by coś powiedzieć, ale najwyraźniej rozmyśliła się zanim wydobył się z nich choćby najmniejszy dźwięk. Severus spojrzał po raz drugi na całą twarz i uderzyło go podobieństwo czarnych oczu dziewczyny do jego własnych. W swoim życiu spotkał tylko jedną osobę o takim spojrzeniu.
- Nari? - wyszeptał, bo nie było go stać na nic więcej.
- Och Severusie. - Mając łzy szczęścia w oczach przytuliła Snape'a.
Mistrz Eliksirów pogłaskał tak znajome mu włosy i zmierzwił je, co spotkało się z prychnięciem niezadowolenia ze strony drugiej osoby.
- Och, braciszku - zaszczebiotała dziewczyna.
- Nari. Jak dobrze cię widzieć - pomimo lekkiego tonu, kobieta potrafiła wyczuć w tym głosie gorzkie nuty. Severus nigdy nie używał jej pełnego imienia. Uważał, że Namarenna to najgłupsze imię jakie ktokolwiek mógł kiedykolwiek dać dziecku i to jeszcze z tak znakomitego rodu jak ród Snape'ów.
- Co się stało? - Szczęście zniknęło z jej twarzy, a zastąpiła je powaga.
- Nic... - Spuścił wzrok wiedząc, że przed jego siostrą nic się nie ukryje. Nikt nie umiał czytać jego najgłębiej skrywanych uczuć i myśli z wyjątkiem Nari.
- Czyli uważasz za normalne to, że spotyka się swojego brata leżącego nieprzytomnego pod ścianą i to jeszcze w Mungu! - Nari wstała z miejsca i spojrzała z ukosa na leżącego na łóżku mężczyznę. - Co się stało? - zapytała ponownie. Odczekała chwilę i gdyby nie przybliżyła się do niego, nie usłyszałaby nic.
- Mojego syna ugryzła czarna róża.
- Twój... CO?! Czarna?! Przecież one są zakazane!
- Och, wiem, ale to Magenta je tam zasadziła. Nie mogłem jej odmówić! - oburzył się Snape. Tak, Nari wiedziała, że jej brat zrobiłby wszystko dla swojej narzeczonej.
- Dobrze. Przepraszam, mogłam się domyśleć. Myślę, że powinniśmy się przenieść do mojego gabinetu i tam kontynuować naszą rozmowę.
- Miałem nadzieję, że to zaproponujesz.
Snape wstał i obrzucił pomieszczenie sceptycznym wzrokiem. Było tu tylko jedno łóżko. Koło niego stały dwa krzesła. Na jednym z nich siedziała Nari, a na drugim leżała zawartość jego kieszeni. Kiedy jego wzrok padł na przeźroczystą fiolkę ze wspomnieniem w środku znieruchomiał.
- Severusie?
- Nie, nic. Masz może myślodsiewnię? - zapytał spoglądając na nią z ukosa.
- Nie, ale myślę, że możemy jedną pożyczyć z magazynu - odpowiedziała, ale wzrok miała skierowany na malutką buteleczkę. Domyśliła się co to jest i już chciała o nią zapytać, ale Severus staną nad krzesłem i zgarnął wszystkie rzeczy do kieszeni i spytał czy mogą już wyjść.
- Oczywiście. Chodź. Mój gabinet jest na końcu korytarza. - Wstała i poprowadziła go do małego pokoju ukrytego za zaklęciami. - Oto moje królestwo - powiedziała stając drzwiach.
Snape po swojej siostrze mógł spodziewać się jednorożców hasających od jednej ściany do drugiej, pingwinów dreptających po dywanie lub wszelkich innych normalnych i mniej normalnych stworzeń i istot, ale nie tego co zobaczył. Pokój był zadziwiająco... normalny. Miał powierzchnię powiększoną magicznie i cała przeciwległa ściana była zrobiona ze szkła. Przez nią rozpościerał się widok na ogrody lecznicze, w których zbierało się potrzebne zioła. Za ogrodami był las, który ciągnął się aż po horyzont. Zwiedzanie pokoju przerwała Nari, która zawołała Severusa, by ten usiadł na krześle przed biurkiem.
- Więc? Wytłumacz mi jakim cudem to jest twój syn. - Severus poczuł się jak na przesłuchaniu w sądzie.
- W sumie, to nie jest mój syn. To syn Lily i Jamesa Potter'ów. - Snape zdziwił się, że Nari nie zareagowała na tę nowinę. Wyglądała tak, jakby to nie była dla niej nowość. - Dostałem wezwanie do Ministerstwa na sprawdzenie pochodzenia dziecka. Musiałem nałożyć na nie silne zaklęcie adopcyjne, by wyszło, że jest to dziecko moje i Magenty.
- Ale dlaczego? Przecież chcesz je zaadoptować.
- Tak, chcę. Ale to Harry Potter. Ten, który niedawno pokonał Czarnego Pana. Nie czytałaś gazet? Wszyscy go szukają bo w domu nie było ciała dziecka. Tej nocy, w Halloween, ukazała mi się Lily i prosiła, żebym się zaopiekował chłopcem. Zrobiłem jak kazała.
- Och - tylko tyle Nari zdołała wykrztusić w zaskoczeniu. Tysiące myśli przelatywało jej przez głowę jednocześnie. Ale czy to możliwe - pytała sama siebie.
Severus niezrażony ciągnął dalej:
- Wysłałem papiery o adopcję wykorzystując fakt, że Magenta zmarła niedawno i to, że miała dziecko, z którym nie wiadomo co się stało. Było mi to niezwykle na rękę. W odpowiedzi zaprosili mnie na mini przesłuchanie. Otrzymałem pozwolenie i fiolkę od Lily. Potem wróciłem do domu i wziąłem go do ogrodu, żeby pomyśleć. Spał kiedy siadałem na ławce, ale musiał się obudzić. Nawet nie zauważyłem kiedy zszedł z ławki i podszedł do tych głupich róż. No a potem wszystko działo się tak szybko. Przemyłem ranę odpowiednim eliksirem, podałem mu go, ale on przestał oddychać i znalazłem się tutaj. - Severus ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął głęboko próbując się uspokoić. Poczuł rękę na swoim ramieniu, a następnie ramiona swojej siostry oplatające go. W geście wdzięczności odwzajemnił uścisk i zrobił to, co robił jako dziecko. Oparł głowę w zagłębieniu szyi Nari. Z ulgą wdychał znajomy i niezmieniony od lat zapach wanilii i lawendy. Po raz ostatni rozmawiał z siostrą po jej zakończeniu szkoły. Odebrał ją z dworca, zawiózł do rodziców i pojechał do siebie. To było ich ostatnie spotkanie. Poczuł, że siostra odsuwa się od niego. Opuścił bezradnie ręce i czekał na to co powie.
- Co zamierzasz zrobić? - coś w spokojnym głosie jego siostry kazało mu na nią popatrzeć. Wyraz twarzy Nari wyrażał smutek i zmartwienie.
- Nie wiem. - Potrząsnął głową by pozbyć się niechcianych myśli i skupić na rozmowie.
- Dasz radę z pracą i wychowaniem dziecka jednocześnie?
- Na razie nie pracuję. Napisałem do Dumbla, że potrzebuję przerwy, ale potem spotkałem go w Ministerstwie i widział mnie z Jonathanem. Poprosił o spotkanie. Najpierw spotkałem Lucjusza... O cholera!
- Co? - Nari jak oparzona gwałtownie wstała.
- Nic. Miałem razem z synem przyjść do Malfoy'ów na herbatkę.
- O której?
- Pewnie wieczorem.
- To będziesz mógł pojechać. Z twoim synem wszystko powinno być dobrze.
- No właśnie. Z moim. - Nari nic nie odpowiedziała. Twarz zdradzała głębokie zamyślenie.
- Nari, Nari...? - na imię też nie reagowała, więc Severus wykorzystał to by rozejrzeć się jeszcze po pokoju.
Po lewej stronie od drzwi w ścianę wbudowany był kominek, na przeciwko którego stała kanapa obita czarną, smoczą skórą. Na prawo od drzwi na ścianie wisiały zdjęcia. Severus podszedł do nich z otwartą buzią i nieelegancko dolną szczęką szorował po posadzce. Na fotografiach był on i jego siostra, a na niektórych pojawiała się także Lily. Jedno zdjęcie przykuło jego uwagę. Były na nim dwie, a właściwie to trzy osoby. Szybko odwrócił się do siostry, która oparła się o kanapę z Ognistą Whisky w szklance.
- Myślę, że będzie ci potrzebna - odparła w odpowiedzi na wlepiony w nią zdezorientowany wzrok.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Ministerstwo

Witam po długiej przerwie. Przepraszam za opóźnienie, ale szkoła zajmuje większość mojego czasu. Postaram się, żeby notki pojawiały się częściej. 
Dedykuję rozdział mojej przyjaciółce Tori, która przylatuje do mnie w końcu w piątek. Czekam! <3

Nisia
_______________________________________________________________________
Papiery o adopcję pojawiły się razem z aktem urodzenia na biurku samego Ministra Magii. Dlaczego? Może dlatego, że Severus Snape nie był zwykłym obywatelem. Był Mistrzem Eliksirów Londynu, nauczycielem w Hogwarcie; wygląda na to, że sam Dumbledore poręczył za niego, ale dowody, nijakie, w sumie bardziej poszlaki, wskazywały jasno, że był on Śmierciożercą. Jedna, jedyna opinia od dyrektora Hogwartu powstrzymywała aurorów od konfiskaty wszelkich dóbr materialnych rodu Snape'ów oraz aresztowania samego Mistrza Eliksirów. A teraz, nagle Snape pisze, że ma dziecko z kobietą z czystego rodu, która zmarła kilka dni temu. Oczywiście Minister nie uwierzył w to i kazał sprawdzić. Niestety, dla niego, te informacje się potwierdziły. Istniała Magenta Bellatrix Blishwick i o dziwo, posiadała dziecko, które zaginęło tuż po urodzeniu. Dziecko nazywało się Jonathan Scorpius Snape, ale Minister był przekonany, że jest to tylko zbieg okoliczności, który działa na korzyść Snape'a.
Minister po przeczytaniu dokumentów chwycił pióro i pergamin. Przez chwilę zastanawiał się jak zacząć, ale zdecydował się na formalne wezwanie na przesłuchanie w celu wyjaśnienia sprawy, zbadania dziecka oraz przekazaniu pewnej bardzo ważnej rzeczy, którą Minister dostał od Lily Potter kilka dni przed jej śmiercią.

***

W dworze od rana panował rozgardziasz. Skrzaty biegały w tą i z powrotem, żeby Pan i Panicz jakoś wyglądali idąc do Ministerstwa Magii w Londynie. Pomijając to, że Harry w pewnym momencie zasnął to nie byłby taki problem. Rzecz w tym, że Severus kategorycznie nakazał skrzatom znaleźć jego szatę, którą ostatnio widział pięć lat temu. Kiedy w końcu się odnalazła trzeba było ją wydłużyć i dopasować do sylwetki, która trochę się zmieniła przez ten czas. Kiedy Snape był gotowy, wystarczyło przygotować Harry'ego, który... zniknął. Rozpoczęło się więc poszukiwanie dziecka po trzech piętrach budynku. Kiedy akcja ratunkowa nic nie dała Severus udał się do lochów w stronę laboratorium i w ostatniej chwili powstrzymał Jonathana przed wejściem do pracowni. Wziął go na ręce i zabrał do jego pokoju, zawołał skrzaty i kazał znaleźć szatę dla niego. Ostatecznie obaj wyglądali tak samo, pomijając to, że Snape miał na sobie czarny płaszcz, a Harry malutką, oczywiście czarną, kurteczkę. Wyszli przed budynek i udali się do punktu aportacyjnego. Kiedy znaleźli się w głównym holu, Severus, mając na rękach małe dziecko, które spało, wzbudził niemałe poruszenie. Wszyscy wyciągali szyję, żeby ujrzeć Snape'a z dzieckiem. Severus jak najszybciej udał się do wskazanego pokoju. Na szczęście, w miarę jak szedł w głąb Ministerstwa spotykał coraz mniej osób, a pod samymi drzwiami nie było nikogo. Severus się denerwował. Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale bał się tego, co wykażą zaklęcia. Pewnie okaże się, że to syn Lily i Jamesa i będzie musiał się tłumaczyć, dlaczego zabrał Chłopca-Który-Przeżył. Tak bardzo tego nie chciał.
Odetchnął kilka razy i pchnął drzwi. Znalazł się w dość jasnym pomieszczeniu. Na środku stało biurko za którym siedział Minister. Po jego lewej stronie Magomedyk z Munga, a po prawej jeden z aurorów. Snape rozejrzał się po pomieszczeniu i kiedy nie zobaczył nic podejrzanego wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Dzień Dobry - powiedział tylko i wyłącznie z grzeczności.
- Tak, dzień dobry.
- A więc, może przejdziemy do rzeczy, bo trochę mi się spieszy.
- Dobrze. Wie pan, dlaczego pana wezwaliśmy?
- Tak. Chcecie się upewnić, że to dziecko jest moje - Severus nie miał ochoty na głupie przepychanki słowne, szczególnie że miał napięty grafik, bo musiał do przyszłej środy załatwić wszelkie ważne sprawy.
- Owszem.
- To na co czekamy?
- Och, dobrze. Skoro pan nalega. - Severus podszedł do biurka i położył małego na blacie. Magomedyk, który okazał się być kobietą machnął różdżką nad Jonathanem i pojawiło się nad nim kilka kolorowych wstążek. Jedna z nich, ku zaskoczeniu wszystkich w sali, włącznie ze Snapem, połączyła się z Mistrzem Eliksirów. Reszta informowała jak dziecko ma na imię, kto jest biologicznymi rodzicami oraz czy jest czarodziejem, czy mugolem. Po kilku minutach raport był napisany, a kolorowe nitki zniknęły. 
- Jonathan Scorpius Snape, urodzony szóstego czerwca 1980 roku, syn zmarłej Magenty Bellatrix Blishwick oraz Severusa Snape'a, czarodziej. - Słowa Magomedyka przebiły się niczym strzała przez pancerz myśli Snape'a.
- Dziękuję - odezwał się oszołomiony Minister. Najwyraźniej on także nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Wspomniał pan, że posiada także coś co należy do mnie - upomniał się Severus.
- Ach, tak. Byłbym zapomniał. - Minister zaczął przeszukiwać kieszenie. Po chwili wyciągnął przeźroczystą fiolkę, w której, w miarę przechylania, przelewała się biała ciecz. Wspomnienie. Snape wyciągnął rękę i wyrwał fiolkę z rąk Ministra.
Severus nie czekając na pozwolenie podniósł dziecko przyciskając je do piersi i odwrócił się na pięcie w stronę drzwi.
- Dziękuję. Do widzenia - rzucił przez ramię i już go nie było. Z mętlikiem w głowie przemierzał korytarze ku wyjściu. W ministerstwie już panował tłok, ale on się tym nie przejmował. Szedł z dzieckiem na rękach i małą fiolką w kieszeni. Kiedy dotarł na niższe piętra, musiał przepychać się pomiędzy ludźmi, ale nie zwracał uwagi na ich zdziwione spojrzenia. Po kilku minutach wpadł na kogoś. Wyszeptał "przepraszam" i już miał ominąć przeszkodę, kiedy poczuł rękę na swoim ramieniu. Podniósł głowę i popatrzył na osobę z mordem w oczach, ale kiedy zrozumiał kto przed nim stoi, przybrał na twarz obojętności przyprawioną odrobinką skruchy. Oczywiście nie za dużo, bo w końcu był to Postrach Hogwartu.
- Snape - przywitała się osoba lekko pochylając głowę.
- Witam Lucjuszu. - Severus odwzajemnił gest.
- Czy ja dobrze widzę? Ty? Z dzieckiem? - Szok na twarzy Malfoy'a był udawany, ponieważ wiedział o chłopcu, ale musiał grać przed wszystkimi.
- Ach tak. To mój... syn - powiedział na tyle cicho, że tylko Lucjusz usłyszał. - Jonathan Scorpius Snape.
- Och. Jaki... śliczny - wszystkie osoby, a było ich nie mało, które dyskretnie przysłuchiwały się ich rozmowie, teraz wpatrywały się otwarcie w Malfoy'a, który znany był z tego, że na co dzień nie używał takich słów. Kiedy zorientował się co powiedział i jaki efekt uzyskał, rozejrzał się dookoła i każda osoba, która napotkała spojrzenie zimnych, stalowo-szarych oczu odwracała wzrok, by na pozór zająć się swoimi sprawami, ale bacznie przysłuchiwała się kolejnym słowom. - Może przyszedłbyś dzisiaj do mnie? Dawno nie... rozmawialiśmy - I nie czekając na odpowiedź odwrócił się i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Severus natomiast poszedł w drugą stronę i torował sobie drogę pomiędzy tłumem. Miał nadzieję, że już nikogo nie spotka, ale jego marzenia prysły jak bańka mydlana, kiedy przed sobą ujrzał długą, białą brodę i usłyszał uprzejmy głos, a oczami wyobraźni dopasował, na tak dobrze znaną mu twarz, dobrotliwy uśmiech.
- Och, witaj Severusie. Jak miło cię widzieć gdzieś poza Hogwartem.
- Dzień Dobry.
- A któż to? - Uśmiechnął się znacząco w stronę malca.
To było najgorsze pytanie jakie Dumbledore mógł zadać tutaj wśród ludzi w Ministerstwie. Snape dobrze wiedział, że roi się tu od reporterów, a obecność Albusa jest wielkim wydarzeniem, jak i to z kim rozmawia i o czym będzie wiadome w całej Anglii.
- Przepraszam Albusie, ale cenię sobie prywatność - znacząco popatrzył wokoło na przysłuchujących się ludzi - więc wolałbym nie odpowiadać na to pytanie teraz, tutaj. Moglibyśmy się spotkać u ciebie, jutro? - zapytał wiedząc, że Dumbledore nie ma innego wyjścia niż się zgodzić. - Dobrze, to ja będę jutro rano. - I odszedł szybkim krokiem mając nadzieję, że już nikogo nie spotka.
Bez większych problemów i na szczęście nikogo nie spotykając dotarł przed bramę posiadłości. Swe kroki skierował nie w stronę domu, ale wręcz przeciwnie, udał się do ogrodu. Szedł alejką, wokoło której rosły oszałamiające kwiaty kwitnące cały rok dzięki zaklęciom wstrzymania. Trochę dalej rosły czerwone i czarne róże. Były to ulubione kwiaty Magenty, które zasadziła kiedy tylko przyjechała by tu zamieszkać. Stwierdziła w tedy, że ogród jest zbyt smutny i przyda mu się odrobina koloru.
Severus usiadł na jednej z ławek pod dębem i posadził sobie na kolanach Jonathana, który nadal spał. Maluch oparł się o niego trzymając kciuk w buzi i ssąc go jak w transie. Snape zapatrzył się na spokojną twarz swojego podopiecznego. Nie pasowało mu, że ten mały chłopczyk ma uratować zepsuty świat. Pomyślał o Voldemorcie, który zginął by go zabić. Roczne dziecko pokonało najpotężniejszego Czarnoksiężnika. Popatrzył na czoło, na którym jeszcze wczoraj była błyskawica, a dzisiaj już jej nie było. Ucieszył się, że zaklęcie adopcji zadziałało. Nikt go nie rozpozna, nikt nawet nie pomyśli o tym, że Harry Potter przeżył. No może tylko aurorzy i Albus i Ministerstwo. Przypomniał sobie jednak co powiedział Nott o koledze w aurorach. Czyli Voldemort też będzie wiedział.
Zamyślony Severus nie zauważył wpatrujących się w niego wielkich, zielonych oczu. Jonathan znudzony bezczynnością zszedł z kolan opiekuna i zafascynowany, bardzo powoli, zaczął kierować się w stronę jednej z róż. Kiedy Harry był na wyciągnięcie ręki od kwiatka, ten go... ugryzł. Maluch zalał się łzami, a kwiatek w reakcji na niespotykanie nieznośny dźwięk, zaszył się pośród innych roślin. Harry bezradnie klapnął na ziemię i płakał jednoścześnie krzycząc głośniej niż wszyscy uczniowie z Hogwartu razem wzięci. Ten krzyk otrzeźwił Severusa, który dzikimi oczami zaczął oglądać się na boki by dojrzeć źródło dźwięku. Kiedy zobaczył swojego synka siedzącego przed różami z zakrwawioną rączką rzucił się w jego stronę i bez zastanowienia pobiegł do zamku. Wiedział, że nie ma już dużo czasu. Jad tych czarnych róż był trujący i niebezpieczny dla dorosłych, a dla dzieci wręcz zabójczy. Krzyk ucichł i oddech zaczął się spowalniać. Niby to dobrze, ale Severus coraz bardziej bał się o jego życie.
Jak burza wpadł do pracowni, położył Jonathana na pleckach na jednym ze stołów. W tym momencie mało go obchodził fakt, że mały może cokolwiek zniszczyć, ponieważ ledwo mógł oddychać, a co dopiero mówić o rozrabianiu. Zaklęciem przywołał potrzebną fiolkę i pół jej zawartości wylał na ranę, a drugie pół wlał do gardła Harry'ego. Ręka zalała się nową falą krwi brudząc blat, a po niej z rany wypłynęła jedna, czarna kropla, która konsystencją i kolorem przypominała ropę. Severus przetarł rękę szmatką oddychając głęboko z radości, że żaden z palców nie ucierpiał. Obejrzał dłoń i zauważył ranę na wierzchu dłoni. To będzie jedyna pamiątka po tym zdarzeniu. Snape oderwał wzrok od ręki i przeniósł go na sinawą twarz chłopca. Chwilę... siną? Dłużej się nie zastanawiając wziął go na ręce i deportował się do Munga. Rzucił się na pierwszego Medyka jakiego spotkał.
- Ratuj mojego syna - powiedział i osunął się po ścianie tracąc świadomość.

niedziela, 24 lutego 2013

Jonathan

- Mam dla ciebie zadanie. Dostaniesz książkę, z której przygotujesz pewien delikatny eliksir. O ile dobrze pamiętam nazywa się on Eliksirem Ciała* - odezwał się tym razem Tom obserwując reakcję Severusa, który próbował opanować się i nie zdradzać żadnych emocji. - Dostaniesz oczywiście wszelkie składniki, przyrządy i czas. Jeżeli będzie trzeba udostępnię ci moją pracownię.
- Tak, Panie. To dla mnie zaszczyt. Kiedy mam zacząć? - Modlił się do samego Merlina o to by mógł mieć jakiś czas na załatwienie najważniejszych spraw zanim zajmie się pracą.
- W najbliższą pełnię musi być zakończony pierwszy etap. Zaczniemy za tydzień w środę byś miał czas.
- Tak, Panie.
- Teraz możesz iść. Wezwę cię kiedy będziesz potrzebny by zacząć eliksir. Deportujesz się od razu do pracowni.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział, ukłonił się i kierując się w stronę wyjścia z sali był niemal szczęśliwy. Miał czas by zająć się Harrym, adopcją i namieszaniem w papierach. Mógł porozmawiać z Dumblem i załatwić sobie wolne na kilka miesięcy, a może nawet lat... Na opiekę... Oczywiście pod warunkiem, że dyrektor znajdzie kogoś na jego miejsce. Może Slughorn zgodzi się go zastąpić.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Tuż przed wyjściem do ogrodu założył maskę, którą cały czas trzymał w ręce. Kiedy wyszedł na zewnątrz, oślepiło go słońce, które wystawało zza drzew. Po jego pozycji Snape mógł stwierdzić, że jest koło godziny dziewiątej. Ruszył w stronę, w którą mu się wydawało, że jest punkt aportacyjny. Kiedy poczuł, że przekroczył pole ochronne, nie chcąc iść dalej, deportował się przed swoją posiadłość. Zdjął maskę, pelerynę i zaklęciem wysłał rzeczy do szafy. Niespiesznym krokiem udał się do gabinetu, który jak na złość, znajdował się na drugim piętrze. Wchodząc po schodach nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje. Nie wiedział, czy to jego organizm jest zmęczony i nie pracuje do końca dobrze, czy może zaczyna świrować. W sumie jest dość młody, ale praca w Hogwarcie nie należała do łatwych. Użeranie się z dzieciakami, które mają wodę zamiast mózgu i stanowią zagrożenie dla siebie i otoczenia, na prawdę może zniszczyć psychikę nawet tak młodego człowieka. Po ustaleniu sam ze sobą, że nikt go nie śledzi udał się do gabinetu, który jako jedyny pokój z całego zamku nie urządzony był w zielonym kolorze. Ściany w kolorach beżowych i brązowych pasowały do siebie stwarzając idealną harmonię. Jedną ścianę zajmował kominek, na około którego ściana była jakby wyciosana z kamienia. Przed nim stała czarna, skórzana kanapa, a pod resztą ścian stały półki zastawione książkami, które były najbardziej potrzebne, ponieważ reszta znajdowała się w bibliotece. Pomimo dużych okien w pokoju panował przyjemny półmrok rozświetlany prze ogień oraz pochodnie zawieszone na ścianach. Drewnianą podłogę zasłaniał krwisto czerwony dywan. Może to dlatego, że poprzedni właściciele, rodzice Severusa, byli wampirami. On sam nie wiedział czy nim jest, ale jak dotąd nic na to nie wskazywało. Dodatkowo przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a Snape miał już dwadzieścia jeden. Była też taka możliwość, iż Severus potrzebował katalizatora co także nie miało sensu, ponieważ tyle razy widział krew i babrał się w niej, że to także odpadało. Miał jednak szczerą nadzieję, że jednak nie jest krwiopijcą. Wiązało się to z tym, że musiał pić krew przynajmniej dwa razy na tydzień i musiał uważać przy eliksirach, w których wykorzystywało się krew lub krwiste składniki. Oznaczało by to też, że jest zagrożeniem dla swojego... dla Harry'ego. Jeszcze nie potrafił się przyzwyczaić do myśli, że jest jego ojcem, i że ma go nazywać... synem. Nawet w myślach.
Severus wszedł do gabinetu i usiadł przed biurkiem tyłem do okna. Spojrzał na pierwszą kartkę leżącą na górze stosu.
Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja ..................................
...........................podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić) ..............................................................................................
z racji tego, że (podać powód) .............................................................................................................. . 
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
................................................................................................................................... .


Miejsce na pieczęć rodową                                                                   Odręczny podpis osoby
     (nie obowiązkowe)                                                                            wypełniającej wniosek


Po przeczytaniu, odłożył kartkę na bok i zaczął przeglądać resztę papierów. Znalazł tam interesujący go papier.

Akt urodzenia
Dnia .... . ..... . ..... roku w ..........................................................................
na świat przyszedł .................................................................................. . 
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: ......................................................................
Matka ......................................................................
Ojciec ......................................................................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba, że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: .....................................................................

Przeczytał pismo pięć razy i oparł głowę na biurku w swojej bezsilności. Nie wiedział, czy da radę. Genialny plan wcielenia Harry'ego do jego rodziny zaczął się sypać. Bał, że zdradzi się przed Lordem i Dumblem. Ministerstwo przyczepi się do niego skąd to dziecko. Będą pytania, na które nie będzie znał odpowiedzi. Usłyszał ciche "pop" i podniósł głowę z biurka patrząc nieprzytomnym wzrokiem na skrzata.
- Sir. Panicz się obudził i chce... do mamy - dokończył z zakłopotaną miną Płomyk.
- Dobrze zaraz przyjdę. - Ponownie położył się na biurku i usłyszał jak skrzat wychodzi. Powoli zebrał się w sobie i wstał z krzesła.
Chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Otworzył je szeroko i już bardziej stabilnym krokiem poszedł do pokoju Harry'ego. Będąc pięćdziesiąt metrów od swojego pokoju usłyszał płacz i krzyk. Przyspieszył kroku i wpadł do pokoju Pottera. Leżał on w swoim łóżeczku z zaczerwienioną twarzą i oczami mokrymi od łez. Spojrzał na Severusa z bezkresną rozpaczą i znowu łzy zaczęły płynąć z jego oczu zalewając jego twarz niczym wodospad. Snape dopadł go w kilku krokach i wziął na ręce przytulając go do siebie. Harry wtulił się w niego i zaczął uspokajać. Po chwili płacz ustał całkowicie a Severus usiadł pod ścianą sadzając Pottera na swoich nogach.
- No i powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? - powiedział jak by do siebie. - Płomyk! - Po chwili na środku pokoju pojawił się skrzat.
- Przynieś mi z mojego biurka dwa pergaminy - Akt urodzenia i oświadczenie, które leży z boku biurka. No i oczywiście coś do pisania i podkładkę.
- Tak, sir. - Po chwili Severus już trzymał w rękach pergaminy oraz pióro i zaczął uzupełniać:

Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja Severus Tobiasz Snape
............. podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić)
..............Jonathanem Scorpiusem Snape’em ...............
z racji tego, że (podać powód) matka dziecka zmarła przekazując je pod moją opiekę .................... .
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
...........................................Lucjusza i Narcyzy Malfoy...................................... .


Miejsce na pieczęć rodową                                                                    Odręczny podpis osoby
     (nie obowiązkowe)                                                                             wypełniającej wniosek
                                                                                                                   Severus Snape


Akt urodzenia
Dnia 06.06.1980 roku w Londynie..............................................................
na świat przyszedł Jonathan Scorpius Snape .....................
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: Czarodziej.................................................
Matka Magenta Bellatrix Blishwick..................
Ojciec Severus Tobiasz Snape............................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: Dziecko otrzymuje nazwisko po ojcu.

Harry siedział w skupieniu przypatrując się poczynaniom swojego ojczyma. Zaklaskał w ręce kiedy pergamin trzymany przez Severusa zniknął.
- I co ja mam z tobą zrobić, hmmm? - zapytał sam siebie Snape. Na prawdę nie miał pomysłu. - Nie mogę cię zabrać do laboratorium, bo tylko narobiłbyś bałaganu, do gabinetu też cię nie wezmę. Tak na prawdę to ten pokój to jest twoje miejsce gdzie powinieneś się bawić. - Harry jakby rozumiejąc te słowa zszedł z kolan Snape'a i na czworaka podszedł do samochodzika i zaczął się nim bawić. - No widzisz. Taki mały, a już tyle rozumie. - Severus nie mógł wyjść z szoku, że to powiedział. Maluch jakby wyczuwając konsternację swojego opiekuna spojrzał na niego dużymi, zielonymi oczkami. Zostawił samochód i wstał na nóżki. Powoli i bardzo ostrożnie podszedł do Severusa, a ten widząc, że Harry zaczyna się chwiać rozłożył ręce, w które po chwili wpadł maluch. Przytulił się do niego, a Snape nie za bardzo wiedząc co zrobić położył ręce na plecach Harry'ego i niezgrabnie przytulił. Harry podniósł głowę i obdarzył swojego opiekuna olśniewającym uśmiechem. Severus wziął go z powrotem na swoje kolana i ułożył go tak by maluch opierał się pleckami o niego, a Snape opierał się plecami o ścianę. Siedzieli tak przez chwilę, a w końcu Severus zdecydował się przemówić.
- Od teraz jesteś moim synem. Zmieniłem ci imię i teraz nazywasz się Jonathan Scorpius Snape. - Severus stwierdził, że to brzmiało dziwnie nawet dla niego samego. - Nigdy nie chciałem mieć dzieci. Z resztą nawet nie wyobrażałem sobie, że kiedyś wezmę ślub lub będę miał narzeczoną. To drugie się spełniło. Zakochałem się. Była moją dziewczyną, a potem narzeczoną, ale kiedy dowiedziała się, że jestem Śmierciożercą to uciekła ode mnie zostawiając jedynie liścik. Mieszkaliśmy razem w tym zamku. W wieczór kiedy zniknęła byłem na zebraniu. Wróciłem, poszedłem do naszego pokoju i zobaczyłem leżący na stoliku kawałek pergaminu. Na nim było pięć słów : "Jak mogłeś. Nie szukaj mnie." Te słowa tak wryły się w moją duszę, że nie jestem w stanie ich zapomnieć. Nawet nie wiedziałem, że jest w ciąży. Uciekła, a ja nic nie mogłem zrobić. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Dosłownie wszystkie. Nic po niej nie zostało. Znaczy, zostałem ja, pusty w środku i dom, w którym już nie potrafiłem mieszkać. Za dużo wspomnień. Jakieś pół roku później Dumbledore zaproponował mi posadę w Hogwarcie. Byłem w niebo wzięty, że w końcu wyrwę się stąd. Sześć miesięcy w pustym domu zmieniło mnie w cynicznego i ironicznego palanta, którym jestem teraz. Jednak nie było tak kolorowo jak sobie wyobrażałem. Albus powiedział, że zostanę szpiegiem a w zamian on da mi ochronę oraz pracę. Nie myślałem w tedy o konsekwencjach więc się zgodziłem. Kto by nie chciał być pod ochroną samego Albusa Dumbledora, a poza tym mogłem zarabiać na życie. Mieszkałem cały rok szkolny i wakacje w zamku. Kiedy Lord mnie wzywał wychodziłem i wracałem potem do swoich lochów. W ciągu tych dwunastu miesięcy stałem się postrachem Hogwartu. Wszyscy nazywają mnie nietoperzem - w jego głosie dało się usłyszeć wesołe nutki. - Boją się mnie a na moich lekcjach w klasie jest tak cicho, że słychać tylko oddechy uczniów. Nikt nie waży się odzywać bez pozwolenia, bo zaraz dostaje pytanie, na które oczywiście nie zna odpowiedzi, a następnie odejmuje mu punkty, chyba że jest to mój ukochany Slytherin, który z reguły zna odpowiedź na pytanie, a nawet jeżeli nie to dostają jedynie szlaban ze mną. W ostatnie wakacje byłem wzywany do Czarnego Pana zaledwie trzy razy i tylko po to by mógł mi powiedzieć, że potrzebuje jakiś eliksirów. Robiłem je a potem zaklęciem wysyłałem we wskazane wcześniej miejsce. W połowie wakacji dostałem list od Magenty, mojej byłej narzeczonej, że rok temu urodziła syna i nazwała go Jonathan Scorpius Snape. Niestety dodała także, że nie ma zamiaru się ze mną spotkać więc nawet nie próbowałem jej znaleźć. Była taka cwana i sprytna, że można było ją znaleźć tylko w tedy kiedy ona tego chciała. Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Były takie chwile kiedy chciałem ze sobą skończyć, ale czyjaś niewidzialna ręka powstrzymywała mnie. Więc kiedy w końcu zaczął się rok szkolny ucieszyłem się, że będę mógł w końcu zacząć odbierać punkty uczniom tak praktycznie za nic. Cieszyłem się, że może choć na chwilę zapomnę o swoim życiu. Pierwsze dwa miesiące ciągnęły się strasznie, aż pewnego dnia w Proroku zobaczyłem artykuł o śmierci mojej byłej. Nic nie pisali o dziecku. Wspomnieli, że żadnego nie miała. Byłem w szoku. Przez dwa dni byłem zwolniony z prowadzenia zajęć. Dumbledore siłą wysłał mnie na urlop, który i tak spędziłem w szkole nie chcąc tu wracać. Wróciłem do pracy i stałem się jeszcze gorszy dla uczniów i innych nauczycieli. Ale w końcu stało się. Wczoraj wieczorem robiłem eliksir w swoim laboratorium. Usiadłem na fotelu i ukazała mi się twoja mama. Powiedziała, że Lord zginął, ale się odrodzi. Prosiła bym cię zabrał i wychował nie mówiąc nic Albusowi. Trochę mi to nie pasowało, ale zgodziłem się i deportowałem się po ciebie. Kiedy tam byłem pojawili się aurorzy więc zabrałem cię ze sobą. Potem kazałem skrzatom zrobić ci pokój. Zostałem jeszcze wezwany przez Lorda na zebranie i poproszony o zrobienie bardzo trudnego eliksiru. Wyobrażasz sobie? Jeszcze dodatkowo znalazłem się w Wewnętrznym Kręgu. Wróciłem do swojego gabinetu, a następnie znalazłem się tutaj. Więc teraz znasz swoją historię. Pewnie jeszcze nie raz ci ją powtórzę, ale przynajmniej wiem jak ona ma wyglądać. - Snape poczuł, że ciężar z jego serca spada. Powiedział wszystko co trapiło go odkąd opuściła go Magenta. Nie miał z kim porozmawiać, a Harry się nadawał. Nie będzie zadawał niewygodnych pytań, nie będzie się na niego dziwnie patrzył. Po prostu wysłucha i przyjmie do wiadomości.
- A więc Jonathanie co... - nie skończył, ponieważ przez okno wleciała mała szara sówka niosąca w dziobie list. Podleciała nad Severusa i na jego wyciągnięte ręce zrzuciła list po czym wyleciała przez okno.
- Ciekawe - powiedział do siebie Snape i stwierdził, że chyba wejdzie mu to w nawyk i wyląduje w oddziale zamkniętym w Mungu. Wyją list z koperty i otworzył szeroko oczy nie wierząc w to co widzi. W liście było wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie adopcji Jonathana Scorpiusa Snape'a. Miał się stawić jutro z samego rana z dzieckiem w celu zweryfikowania prawdziwości wszelkich dokumentów.
No i się zaczęło.

_____________________________________________________________________
*Eliksir Ciała - wywar dzięki któremu można odzyskać ciało, jednak jest to o wiele bardziej skomplikowane. Osoba, która robi ten eliksir, wykonuje go tylko i wyłącznie dla jednej osoby i jest to tak jakby eliksir imienny. Jeden eliksir może być wykorzystany przez jedną i wyłącznie tą samą osobę, ponieważ zawiera w sobie jej krew. Do sporządzenia tego eliksiru potrzeba wiele roślin, które rosną tylko raz w roku w pierwszą pełnię stycznia. Jednak one potrzebne są dopiero w trzecim etapie. Pod koniec pierwszego etapu, równo z pełnią trzeba dodać parę kropli krwi osoby dla której ma być wywar. Na końcu, by eliksir zadziałał odprawia się rytuał w którym biorą udział trzy osoby. Nie więcej nie mniej. Jednak, żeby się dowiedzieć jaki to rytuał i na czym polega, czytajcie dalej opowiadanie ;)

czwartek, 14 lutego 2013

Snape Manor

Rozdział dedykuję mojej ukochanej Tori, która opuściła mnie i wyjechała prawie dwa lata temu. Tęsknię i wiedz, że nawet jeżeli do Ciebie nie piszę, to myślę o Tobie przez cały czas. Brakuje mi Ciebie i to bardzo. Dodatkowo z okazji walentynek życzę wszystkim zakochanym, w szczególności mojej Miśce i Patrykowi, wszystkiego najukońszego <3
Nisia


***
Rezydencja Severusa znajdowała się na wzgórzu niedaleko Little Whinging. Była nienanoszalna i niewidzialna dla mugoli. Dostać się do niej mogły tylko osoby wiedzące gdzie ona się znajduje, lub które posiadały świstoklik, z resztą podobnie jak u większości wielkich, starych posiadłości potężnych rodów magicznych. Jako, że Snape był ostatnim z rodu i nie używał na co dzień rezydencji, była ona trochę zaniedbana, ale widać był, że skrzaty regularnie sprzątają większe pokoje na wypadek, gdyby ich pan zechciał wrócić i tu zamieszkać bądź spędzić trochę czasu.
Snape po wejściu do holu zawołał swojego ulubionego skrzata. (Tak, Sev też ma swoich ukochanych służących.)
- Płomyk - rozległ się głos Severusa pośród opuszczonych ścian.
- Tak, sir? - Skarzat rozpromienił się widząc swojego pana z małym zawiniątkiem na rękach.
- Weź Harry'ego i urządź mu, wraz z innymi skrzatami, pokój obok mojego.
- Tak, sir. - Płomyk przejął od Snape'a dziecko i zniknął razem z nim. Severus powoli udał się do swojej pracowni, która znajdowała się bezpośrednio pod jego sypialnią i posiadała zakamuflowane schody łączące oba pomieszczenia.
Pracownia Mistrza Eliksirów wyglądała bardziej jak laboratorium z wielkimi stołami zastawionymi kociołkami, fiolkami, składnikami, jednakże wszystko było uporządkowane alfabetycznie. Nie było mowy o jakimkolwiek bałaganie czy choć by o lekkim zamieszaniu. Każdy składnik miał swoje stałe miejsce na stole i na półkach, które stały pod ścianami sięgając od ziemi do samego sufitu. Każda buteleczka opisana była pajęczym pismem Severusa, który kochał porządek. Stoły, pomimo tego iż nie używane od dłuższego czasu, nie pokryły się najmniejszą warstwą kurzu, a wszystko dzięki zaklęciu konserwacji. Snape otworzył powoli drzwi i skierował swe kroki w stronę biurka stojącego pod przeciwległą ścianą, nad którym znajdowało się okno zasłonięte czarną zasłoną. Jedynym źródłem światła w pokoju były pochodnie na ścianach i żyrandole pod sufitem.
Severus usiadł przed biurkiem i sięgnął po najbliżej leżący pergamin, pióro i kałamarz. Od niechcenia, swym drobnym, idealnym pismem, zaczął kreślić list do Albusa z prośbą o parę miesięcy wolnego w celu ułożenia swoich prywatnych spraw i z obietnicą spotkania w ciągu najbliższych kilku dni, aby wytłumaczyć swą nieobecność. Gdy tylko skończył, wstał od stołu i jak w transie udał się do sowiarni znajdującej się na dachu i wręczył swojej sowie list ostrzegając ją, żeby się nie spieszyła i patrząc na horyzont dodając, by do Hogwartu doleciała najwcześniej za dwie godziny, czyli w porze śniadania, by Dumbledore mógł ogłosić uczniom, iż jest święto, bo Snape wyjechał i nie wróci przez dwa miesiące. Następnie udał się do swojej sypialni wszelkimi możliwymi skrótami i nie mając siły się przebrać rzucił się na łóżko i od razu zasnął. W tym samym czasie w pokoju obok skrzaty robiły wielki remont. Przestawiały stoły, szafki, wstawiały łóżeczko, zabawki. Niektóre malowały ściany pokoju w kolorze zielonym, a inne zmieniały kamienie z podłogi na ciemne drewno. Jeden ze skrzatów wybierał pościel, a skrzatka stojąca tyłem do niego w miejsce gdzie kiedyś stało pięknie rzeźbione biurko wstawiła malutki stolik z książkami dla małych dzieci. Wszystkie skrzaty miały świetną zabawę w urządzaniu pokoju ich panicza. Było to takie słodkie dziecko i w dodatku takie ciche i spokojne, nie licząc krótkich wybuchów śmiechu i machania łapkami kiedy znikał jakiś przedmiot a na jego miejsce pojawiał się inny. Każdy się od razu w nim zakochał. Tak spędzili kilka godzin. W końcu około szóstej niebo zaczęło się rozjaśniać, a Harry zasnął. Płomyk ostrożnie włożył go do łóżeczka i skrzaty powoli aportowały się z pokoju jak najciszej potrafiły, by nie obudzić panicza. Płomyk natomiast dostał wezwanie z pokoju obok. Zdziwił się, że jego pan nie śpi, ale nie marudząc przeniósł się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.

***

Spał zaledwie kilka godzin, ale obudziło go przejmujące zimno w lewym przedramieniu. Lekko uchylił oczy spoglądając przez okno na szare, zasłonięte przez chmury, niebo. Podwinął rękaw szaty i spojrzał na poruszającego się na ciele węża wypełzającego z czaszki. Najokropniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem - pomyślał z odrazą i w tej jednej chwili zdecydował - Nigdy nie pozwolę, żeby Harry popełnił ten błąd co ja. Wychowam go jak własnego syna. Będzie miał normalne dzieciństwo, a nie to co u tych mugoli, do których chciał wysłać go Dumbledore - myślał gorączkowo wiedząc, że Harry jednak nie jest bezpieczny u niego. Z jednej strony, jako Śmierciożerca, narażony jest na wykrycie przez Ministerstwo, a w tedy oni dowiedzą się gdzie jest ich wybawca i u go odbiorą, a jego wsadzą na podwójne dożywocie. Jedno za Śmierciożerstwo a drugie za kradzież Chłopca-Który-Przeżył. Z drugiej strony jest Czarny Pan. Najlepszy Legilimentalista wszech czasów. Co ja mam do cholery jasnej zrobić? - Nie mógł się jednak teraz dłużej nad tym zastanawiać, bo znak przypomniał mu o wezwaniu. Jeszcze raz spojrzał przez okno upewniając się, czy dobrze widział że światło. Czy Voldemort nie sypia? Przecież on wie, że jak jestem w Hogwarcie to niedługo zaczynam zajęcia. - Jednak chcąc nie chcąc musiał się podnieść i mentalnie wezwał do siebie skrzata.
- Tak, sir?
- Płomyku dopilnuj, żeby Harry'emu nic nie brakowało i opiekuj się nim. Jeżeli coś mu się stanie, to zapamiętasz to na zawsze - zamyślił się na chwilę po czym dodał - i przynieś moją szatę Śmierciożercy z Hogwartu. Jest w mojej szafie. Oczywiście musisz jeszcze wziąć maskę. - Nim zdążył dwa razy mrugnąć w pokoju znowu pojawił się skrzat z jego rzeczami.
- Proszę sir. Coś jeszcze? - zapytał podając Severusowi jego szatę oraz maskę.
- Tak. Wyślij jednego ze skrzatów, może być Mollie, do Ministerstwa i niech załatwi papiery adopcyjne. Jak wrócę to się nimi zajmę. Mają leżeć na biurku w moim gabinecie. O i jeszcze niech załatwi papiery na zmianę imienia i nazwiska.
- Oczywiście, Panie.
- A i jeszcze jedno. Idę na spotkanie i pewnie nie wrócę przez dłuższy czas. Nie wzywaj mnie, póki to nie będzie ostatecznie konieczne - ostrzegł Severus. Odesłał skrzata machnięciem ręki. To połączenie między skrzatami a ich panem było niezwykle przydatne, ponieważ skrzaty mogły teleportować się w miejsce pobytu swojego pana i, jeżeli było to niezbędnie konieczne, mogły przekazywać mu informacje telepatycznie.  Po tym jak Płomyk zniknął  wyszedł czym prędzej i skierował swe kroki do pokoju obok. Otworzył lekko drzwi i zaglądnął do środka. Harry spał jak zabity w swoim nowym łóżeczku. Ściany przemalowane z czarnych na zielone idealnie pasowały do czarnego drewna na podłodze. Zabawki i książeczki leżały w całym pokoju tak jakby Harry już się do niech dorwał i nie odłożył na miejsce. Severus z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju i zamknął drzwi. Skierował się dalej korytarzem zarzucając na siebie szatę w czarnym kolorze ze srebrną zapinką pod szyją w kształcie węża. Wychodząc przez drzwi do ogrodu założył maskę i spojrzał w niebo widząc gdzieniegdzie złoto-czerwone smugi zwiastujące powstanie słońca i początek kolejnego dnia. Skrzywił się na myśl o spotkaniu, które go czeka. Po kilku kolejnych krokach przekroczył pole ochronne posiadłości i zniknął z cichym trzaskiem dając się poprowadzić Znakowi. Wylądował w nieznanej mu okolicy. Rozejrzał się dookoła, jednak nie zauważył ani jednej żywej duszy. Nagle za sobą usłyszał odgłos kroków i odwrócił się w tamtą stronę trzymając przed sobą różdżkę.
- Severusie, myślę, że to nie będzie konieczne. - spośród gałęzi wyłoniła się postać ubrana na czarno z twarzą zasłoniętą przez maskę, jednak głosu nie można było pomylić z żadnym innym.
- Lucjuszu, zdradzisz mi tę słodką tajemnicę, dlaczego zostaliśmy wezwani o tej porze? - zapytał opuszczając różdżkę i chowając ją do rękawa. Ruszył za Malfoy'em, który skierował się tylko w jemu znanym kierunku.
- Tak i to nie jest tajemnica - usłyszał odpowiedź. W tonie jego rozmówcy dało się wyczuć nutkę rozbawienia. Po chwili dodał trochę niezdecydowanym tonem - Nasz Pan, hmmm... - Lucjusz myślał jakie słowa użyć by dobrze opisać sytuację. - Jakby to powiedzieć, został pozbawiony ciała, kiedy próbował zabić Harry'ego Pottera - ostatnie słowa wypluł jakby były trucizną mogącą pozbawić go zdolności mówienia.
- A gdzie ten mały bękart się teraz znajduje? - zapytał ze sztuczną obojętnością Severus, jednak w środku bił się ze sobą, że nie powinien narażać swojej reputacji i dobrego imienia zajmując się tym dzieckiem. Nie wiedział co robić. Z jednej strony chciał zajmować się dzieckiem Lily, chciał go wychować jak swojego syna, a z drugiej strony był wierny Lordowi, który "zginął" kiedy próbował to dziecko zabić. W końcu to dziecko mu zagrażało. Jego władzy, potędze i wielkości.
- Podejrzewam, że aurorzy go zabrali - rzucił od niechcenia Lucjusz tak jakby na prawdę było mu to obojętne, ale po jego postawie było widać, że się denerwuje.
- Podejrzewasz? - zapytał z rozbawieniem Snape wiedząc, że Malfoy ma niezłe kontakty w Ministerstwie i zawsze wie wszystko pierwszy. - A nie masz już swoich wtyk w Ministerstwie? - taak, ironia. Jak Severus ją kochał.
- Zaraz powinien się tu pojawić Nott, który obserwował dom rodziny Pottera - odpowiedział nie zwracając uwagi na to co powiedział Snape. Po chwili koło nich pojawił się wcześniej wymieniony.
- I co? Potter jest u swojej rodziny? - zapytał Lucjusz, jednak nie obchodziło go to.
- Nie. Nikt nie przychodził do domu na Privet Drive 4. I dostałemcynk od zaprzyjaźnionego aurura, że widziano kogoś w domu Potter'ów w Dolinie Godryka, ale nie widzieli twarzy. Jedyne co, to to że był ubrany na czarno. Deportował się z dzieckiem kiedy tylko ich usłyszał.
- No to pięknie. Teraz możemy szukać igły w stogu siana - powiedział odwracając się w stronę Nott'a i zerkając z ukosa na Severusa. - A tobie co? Chyba nie powiesz mi, że obchodzi cię los tego bachora? - Lucjusz zaśmiał się widząc minę Snape'a.
- Nie, ale dostałem sowę, że moja była narzeczona zmarła i zostawiła mi półtorarocznego syna. Pojutrze przyjdzie ktoś do mnie z dzieckiem. Napisałem już do Dumbla, że biorę urlop. Choć myślę, że wezwie mnie za rozmowę w celu wyjaśnienia dlaczego. Przynajmniej będę miał tak jakby wolne - lekki uśmiech zagościł na jego twarzy kiedy pomyślał o spokoju jego posiadłości i braku wrzeszczących na korytarzu dzieci. Nie wiedział jak bardzo się mylił.
- To chłopak w wieku mojego Draco - Lucjusz się nieco ożywił. Poza swoim synem świata nie widział. Rozpieszczał go kiedy tylko mógł, ale także wymagał od niego nawet jeżeli młody Malfoy ma niecałe dwa latka. - Może przyprowadzisz go kiedyś do nas. Narcyza ucieszy się z jeszcze jednego dziecka do opieki. Zawsze chciała mieć co najmniej dwoje. - Zawsze kiedy wspominał o swojej żonie oczy zachodziły mu mgłą  na ustach pojawiał uśmiech. Nadal tak bardzo ją kochał.
- Dobrze Lucjuszu. Myślę też, że mój chrześniak się ucieszy z towarzysza do zabawy.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba jesteśmy na miejscu - przerwał im rozmowę Nott wskazując rezydencję wznoszącą się ponad nimi.
- Ach, rzeczywiście. Jesteśmy na dworze Czarnego Pana - oznajmił Malfoy takim tonem, jakby oferował gościom ciasteczka, a nie witał ich na dworze najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii. Snape nie raz słyszał o tym miejscu, choć nigdy nie dane mu było gościć w tych progach. Jako że nie był członkiem Wewnętrznego Kręgu, podobnie jak Lucjusz oraz większość osób z jego rocznika w Hogwarcie, byli wzywani rzadko i zazwyczaj były im przekazywane przez któregoś ze Śmierciożerców z Kręgu. Snape jako Mistrz Eliksirów był czasem proszony o zrobienie leków, napojów, bądź trucizn, które później wykorzystywane były w sesjach tortur lub na użytek samego Czarnego Pana. Spojrzał na Lucjusza lekko nieprzytomnym wzrokiem i zorientował się, że ten coś do nich mówił nie zaszczycając choćby spojrzeniem - ... w Wielkiej Sali, ale dziś idziemy do Sali Tronowej, ponieważ zostali wezwani wszyscy zwolennicy naszego Pana. - Snape zastanowił skąd on to wie skoro nigdy tu nie był. Jednak nie zadał pytania, które cisnęło mu się na usta, ponieważ przyzwyczaił się, że Lucjusz wie więcej niż przeciętny człowiek. - W poprzedniej sali jest wygodniej, ale jest za mało miejsca. - Przekroczyli próg zamku i znaleźli się w przestronnym holu, którego prowadziły trzy różne korytarze. Udali się w lewo i weszli na schody, które prowadziły w dół. Korytarz zakręcał lekko w prawo a następnie prosto niknąc daleko w mroku. Po obu stronach były drzwi oddalone od siebie o około cztery metry. Pomiędzy drzwiami wisiały obrazy, a pod nimi, na złotych tabliczkach wykute były imiona i nazwiska przodków Voldemorta poczynając od jego matki a na samym Slytherinie kończąc. Obrazy malowane były przez mugola i postacie na obrazach nie poruszały się. Korytarz rozświetlony był pochodniami podwieszonymi pod sufitem, które z wielkim trudem rozpraszały mrok ogromnych przestrzeni zamku. Odkąd weszli na teren posiadłości żaden z nich się nie odezwał bojąc się, że Czarny Pan ma podsłuch na każdym korytarzu. Po kilku minutach marszu dotarli do drzwi, które niezwykle ciężko otwarły się ukazując ogromną salę wypełnioną czarną masą, w której, w miarę rozglądania się i przyzwyczajania oczu do półmroku, wyłaniały się twarze zasłonięte przez maski. Każdy z nich stał i nie odważył się poruszyć nawet w momencie otwarcia drzwi. Malfoy, Snape i Nott dołączyli do swych pobratymców niknąc w tłumie tak samo ubranych osób. Po chwili otworzyły się drzwi z tyłu sali i weszła przez nie... lepiej chyba powiedzieć że wpłynęła zjawa i zatrzymała się nad tronem. Tuż za nią do sali wszedł Bastien, przyjaciel Voldemorta i jego prawa ręka. Wśród Śmierciożerców chodziły plotki, jakoby Bastien, nie był jedynie przyjacielem, ale również kochankiem Lorda. Ten zabierał go ze sobą wszędzie, naradzał się z nim, Bastien uczestniczył w każdym zebraniu Wewnętrznego Kręgu, ale powszechnie wszyscy wiedzieli, że jest on jedynym przyjacielem Lorda z dzieciństwa. Niestety nikt nigdy nie widział, żeby chociaż się przytulali lub trzymali za ręce, a nawet żadna osoba nie widziała czy mają jeden pokój, ponieważ było tu ich tyle, że nie byli w stanie tego sprawdzić i bali się przyłapania prze Voldemorta. Jednak jeszcze jedną zastanawiającą rzeczą było to czy w ogóle Lord posiada pokój. Cały czarodziejski świat uważał bowiem, że Riddle nie sypia. Skoro jest Czarnym Panem to po co mu sen a tym bardziej pokój? Wystarczy mu gabinet, sala tortur i lochy. W ostateczności sala do spotkań ze Śmierciożercami. Nikt nigdy nie pomyślał, że Tom posiada nawet jadalnię i kuchnię, w której urzędowały skrzaty. Pozostaje więc pytanie: Dlaczego Voldemort mieszka w tak ogromnym zamku pełnym pozamykanych drzwi, korytarzy, którymi nikt nigdy nie chodził. Odpowiedź była raczej prosta: Po prostu Riddle uwielbiał duże rzeczy. Chociaż to dobrze, że nikt nie odważył się przeszukiwać posiadłości, ponieważ jeżeli trafiłby przypadkowo do pokoju Bastiena, na pewno padł by na zawał. W końcu, który normalny facet, pomijając to że jest on prawą ręką Voldemorta, drugim panem Śmierciożerców, przyjacielem Lorda, miałby na ścianie różową tapetę, szafę z mnóstwem ubrań i to nie koniecznie męskich, buty na szpilkach i całą toaletkę wypchaną kosmetykami? No tak. Tylko Bastien. A dlaczego Tom to toleruje? To, wie chyba tylko on i jego przyjaciel i nikt inny się nie dowie...
Wszyscy Śmierciożercy jak jeden mąż uklękli oddając szacunek swemu Mistrzowi.
- Witam wszystkich o tej dość nietypowej porze - rozległ się głos Bastiena. - Jak już pewnie niektórzy słyszeli, nasz Pan - na te słowa odwrócił się w stronę tronu, nad którym nadal wisiała zjawa, powoli przybierająca postać Toma. - Dzisiejszej nocy poszedł on do Doliny Godryka w celu zabicia swego wroga. Jednakże wystąpiły pewne komplikacje w postaci szlamy - Snape zacisnął dłonie w pięści - która dzielnie broniła swego syna przed morderstwem. Podejrzewam, że większość z was zna Czarodziejskie Prawa. Na ich mocy Lily Potter zapewniła ochronę Harry'emu Potter'owi i Czarny Pan chcąc go zabić został pozbawiony ciała, ale ostrzegam, że nadal posiada swą moc - na dowód tych słów jedna z osób stojących z tyłu padła na ziemie pod wpływem Cruciatusa. - Niech żaden i żadna z was nie myśli sobie, że zaprzestaniemy naszej działalności. Aktualnie naszym priorytetem jest odnalezienie chłopaka, jednak na razie nic mu nie robimy. Poczekamy aż urośnie i wtedy zaatakujemy, albo spróbujemy przeciągnąć go na swoją stronę. Będzie cennym sprzymierzeńcem. Dumbledore pewnie teraz myśli, że Czarny Pan zginął i że Potter jest bezpieczny. Jak bardzo się myli, nawet nie ma pojęcia. Nie przegramy choć byśmy mieli zginąć, będziemy walczyć o swoje. - Na te słowa rozległ się krzyk zgody, a Severus odetchnął i jednocześnie przestraszył rozumiejąc sens tych słów. To była groźba niewypowiedziana na głos. Pomimo spokojnego głosu Bastiena, cała jego postawa wyrażała wściekłość i wzburzenie. Aż rwał się by zabić tego gówniarza, który śmiał pozbawić ciała jego przyjaciela. Severus cieszył się, że Harry na razie jest względnie bezpieczny. Musiał jednak przyznać, że Bastien umie przemawiać prawie tak dobrze jak Lord. Chyba musiał nauczyć się tego od niego. Pomimo tego, że cały czas mówił o klęsce Czarnego Pana, nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Zostaje Wewnętrzny Krąg oraz Malfoy, Snape, Nott i Lestrange'owie. - Wszyscy poza wspomnianymi zaczęli wylewać się przez drzwi. Wraz z nimi Salę opuszczał gwar rozmów i okrzyków na cześć Czarnego Pana. Już zaledwie po kilku minutach w sali zostało około dwudziestu osób.
- Zdejmijcie maski - po raz pierwszy odezwał się Tom.
- Ale Panie, oni... - nie dokończył jeden ze Śmierciożerców z Kręgu uciszony zaklęciem.
- Czy kiedykolwiek wyszło na dobre podważanie mojego zdania? - głos Voldemorta było spokojny, ale zdradzał groźbę długich tortur w razie nie wykonania polecenia.
- Przepraszam Panie - odezwał się tamten pokornie schylając głowę.
- Od teraz wszyscy z was należą do Wewnętrznego Kręgu. Kara za zdradę będzie gorsza i trwalsza, więc módlcie się w tedy o szybką śmierć - pomimo tego, że Lord nadal brzmiał słabo, czuć było w nim moc i potęgę. Każdy mimowolnie wzdrygnął się na te słowa. - Wasze znaki już zostały połączone. Możecie się nawzajem porozumiewać i wzywać. To na was najbardziej polegam w znalezieniu Pottera. - Zjawa podpłynęła w ich stronę. - Jeżeli dowiem się, że ktoś z was udzielił schronienia młodemu Potterowi zostanie skazany na tortury z rąk wszystkich Śmierciożerców i będzie błagał o śmierć - ton Lorda był bezwzględny. Severus wzdrygnął się nieznacznie. Myśli przelatywały mu przez głowę. Oczami wyobraźni widział sibie samego leżącego pośrodku kręgu, przed swoimi przyjaciółmi. Ciszę przerwał głos Bastiena, który teraz znajdował się koło Lorda.
- Dziękuję wam. Możecie iść. - Kiedy wszyscy zaczęli iść w stronę drzwi Bastien dodał jeszcze dwa słowa których Snape nie chciał nigdy usłyszeć. - Severusie, zostań. - Lucjusz spojrzał na Snape'a ze współczuciem w wydaniu Malfoyowskim. Severus z drżącym sercem odwrócił przybierając na twarz maskę obojętności.
- Tak, Panie? - zapytał starając się brzmieć normalnie i nie zdradzać swojego przerażenia. Usłyszał jak za nim zamykają się drzwi, za którymi czeka go wolność. Najchętniej uciekłby gdzie pieprz rośnie, ale nogi wrosły mu w podłogę, a po za tym nie mógł. A co jak się wyda, że to ja zabrałem Pottera? A może oni już wiedzą? myślał gorączkowo - Może lepiej się przyznać, ale wkręcić im kit, że nie chciałem, żeby trafił w ręce aurorów i Ministerstwa. Oddam Harry'ego najszybciej jak się da. - Nie pisnął ani jednego słowa i nie dał po sobie poznać, że się czegoś obawia.
- A więc Severusie. Doszły mnie słuchy, że pracujesz w Hogwarcie jako nauczyciel eliksirów - zaczął Bastien tonem miłej konwersacji.
- Tak, Panie.
- Mam dla ciebie zadanie. Dostaniesz książkę, z której przygotujesz pewien delikatny eliksir.