- Mam dla ciebie zadanie. Dostaniesz książkę, z której przygotujesz pewien delikatny eliksir. O ile dobrze pamiętam nazywa się on Eliksirem Ciała* - odezwał się tym razem Tom obserwując reakcję Severusa, który próbował opanować się i nie zdradzać żadnych emocji. - Dostaniesz oczywiście wszelkie składniki, przyrządy i czas. Jeżeli będzie trzeba udostępnię ci moją pracownię.
- Tak, Panie. To dla mnie zaszczyt. Kiedy mam zacząć? - Modlił się do samego Merlina o to by mógł mieć jakiś czas na załatwienie najważniejszych spraw zanim zajmie się pracą.
- W najbliższą pełnię musi być zakończony pierwszy etap. Zaczniemy za tydzień w środę byś miał czas.
- Tak, Panie.
- Teraz możesz iść. Wezwę cię kiedy będziesz potrzebny by zacząć eliksir. Deportujesz się od razu do pracowni.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział, ukłonił się i kierując się w stronę wyjścia z sali był niemal szczęśliwy. Miał czas by zająć się Harrym, adopcją i namieszaniem w papierach. Mógł porozmawiać z Dumblem i załatwić sobie wolne na kilka miesięcy, a może nawet lat... Na opiekę... Oczywiście pod warunkiem, że dyrektor znajdzie kogoś na jego miejsce. Może Slughorn zgodzi się go zastąpić.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Tuż przed wyjściem do ogrodu założył maskę, którą cały czas trzymał w ręce. Kiedy wyszedł na zewnątrz, oślepiło go słońce, które wystawało zza drzew. Po jego pozycji Snape mógł stwierdzić, że jest koło godziny dziewiątej. Ruszył w stronę, w którą mu się wydawało, że jest punkt aportacyjny. Kiedy poczuł, że przekroczył pole ochronne, nie chcąc iść dalej, deportował się przed swoją posiadłość. Zdjął maskę, pelerynę i zaklęciem wysłał rzeczy do szafy. Niespiesznym krokiem udał się do gabinetu, który jak na złość, znajdował się na drugim piętrze. Wchodząc po schodach nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje. Nie wiedział, czy to jego organizm jest zmęczony i nie pracuje do końca dobrze, czy może zaczyna świrować. W sumie jest dość młody, ale praca w Hogwarcie nie należała do łatwych. Użeranie się z dzieciakami, które mają wodę zamiast mózgu i stanowią zagrożenie dla siebie i otoczenia, na prawdę może zniszczyć psychikę nawet tak młodego człowieka. Po ustaleniu sam ze sobą, że nikt go nie śledzi udał się do gabinetu, który jako jedyny pokój z całego zamku nie urządzony był w zielonym kolorze. Ściany w kolorach beżowych i brązowych pasowały do siebie stwarzając idealną harmonię. Jedną ścianę zajmował kominek, na około którego ściana była jakby wyciosana z kamienia. Przed nim stała czarna, skórzana kanapa, a pod resztą ścian stały półki zastawione książkami, które były najbardziej potrzebne, ponieważ reszta znajdowała się w bibliotece. Pomimo dużych okien w pokoju panował przyjemny półmrok rozświetlany prze ogień oraz pochodnie zawieszone na ścianach. Drewnianą podłogę zasłaniał krwisto czerwony dywan. Może to dlatego, że poprzedni właściciele, rodzice Severusa, byli wampirami. On sam nie wiedział czy nim jest, ale jak dotąd nic na to nie wskazywało. Dodatkowo przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a Snape miał już dwadzieścia jeden. Była też taka możliwość, iż Severus potrzebował katalizatora co także nie miało sensu, ponieważ tyle razy widział krew i babrał się w niej, że to także odpadało. Miał jednak szczerą nadzieję, że jednak nie jest krwiopijcą. Wiązało się to z tym, że musiał pić krew przynajmniej dwa razy na tydzień i musiał uważać przy eliksirach, w których wykorzystywało się krew lub krwiste składniki. Oznaczało by to też, że jest zagrożeniem dla swojego... dla Harry'ego. Jeszcze nie potrafił się przyzwyczaić do myśli, że jest jego ojcem, i że ma go nazywać... synem. Nawet w myślach.
Severus wszedł do gabinetu i usiadł przed biurkiem tyłem do okna. Spojrzał na pierwszą kartkę leżącą na górze stosu.
- Tak, Panie. To dla mnie zaszczyt. Kiedy mam zacząć? - Modlił się do samego Merlina o to by mógł mieć jakiś czas na załatwienie najważniejszych spraw zanim zajmie się pracą.
- W najbliższą pełnię musi być zakończony pierwszy etap. Zaczniemy za tydzień w środę byś miał czas.
- Tak, Panie.
- Teraz możesz iść. Wezwę cię kiedy będziesz potrzebny by zacząć eliksir. Deportujesz się od razu do pracowni.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział, ukłonił się i kierując się w stronę wyjścia z sali był niemal szczęśliwy. Miał czas by zająć się Harrym, adopcją i namieszaniem w papierach. Mógł porozmawiać z Dumblem i załatwić sobie wolne na kilka miesięcy, a może nawet lat... Na opiekę... Oczywiście pod warunkiem, że dyrektor znajdzie kogoś na jego miejsce. Może Slughorn zgodzi się go zastąpić.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Tuż przed wyjściem do ogrodu założył maskę, którą cały czas trzymał w ręce. Kiedy wyszedł na zewnątrz, oślepiło go słońce, które wystawało zza drzew. Po jego pozycji Snape mógł stwierdzić, że jest koło godziny dziewiątej. Ruszył w stronę, w którą mu się wydawało, że jest punkt aportacyjny. Kiedy poczuł, że przekroczył pole ochronne, nie chcąc iść dalej, deportował się przed swoją posiadłość. Zdjął maskę, pelerynę i zaklęciem wysłał rzeczy do szafy. Niespiesznym krokiem udał się do gabinetu, który jak na złość, znajdował się na drugim piętrze. Wchodząc po schodach nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje. Nie wiedział, czy to jego organizm jest zmęczony i nie pracuje do końca dobrze, czy może zaczyna świrować. W sumie jest dość młody, ale praca w Hogwarcie nie należała do łatwych. Użeranie się z dzieciakami, które mają wodę zamiast mózgu i stanowią zagrożenie dla siebie i otoczenia, na prawdę może zniszczyć psychikę nawet tak młodego człowieka. Po ustaleniu sam ze sobą, że nikt go nie śledzi udał się do gabinetu, który jako jedyny pokój z całego zamku nie urządzony był w zielonym kolorze. Ściany w kolorach beżowych i brązowych pasowały do siebie stwarzając idealną harmonię. Jedną ścianę zajmował kominek, na około którego ściana była jakby wyciosana z kamienia. Przed nim stała czarna, skórzana kanapa, a pod resztą ścian stały półki zastawione książkami, które były najbardziej potrzebne, ponieważ reszta znajdowała się w bibliotece. Pomimo dużych okien w pokoju panował przyjemny półmrok rozświetlany prze ogień oraz pochodnie zawieszone na ścianach. Drewnianą podłogę zasłaniał krwisto czerwony dywan. Może to dlatego, że poprzedni właściciele, rodzice Severusa, byli wampirami. On sam nie wiedział czy nim jest, ale jak dotąd nic na to nie wskazywało. Dodatkowo przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a Snape miał już dwadzieścia jeden. Była też taka możliwość, iż Severus potrzebował katalizatora co także nie miało sensu, ponieważ tyle razy widział krew i babrał się w niej, że to także odpadało. Miał jednak szczerą nadzieję, że jednak nie jest krwiopijcą. Wiązało się to z tym, że musiał pić krew przynajmniej dwa razy na tydzień i musiał uważać przy eliksirach, w których wykorzystywało się krew lub krwiste składniki. Oznaczało by to też, że jest zagrożeniem dla swojego... dla Harry'ego. Jeszcze nie potrafił się przyzwyczaić do myśli, że jest jego ojcem, i że ma go nazywać... synem. Nawet w myślach.
Severus wszedł do gabinetu i usiadł przed biurkiem tyłem do okna. Spojrzał na pierwszą kartkę leżącą na górze stosu.
Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja ..................................
...........................podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić) ..............................................................................................
z racji tego, że (podać powód) .............................................................................................................. .
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
................................................................................................................................... .
Miejsce na pieczęć rodową Odręczny podpis osoby
(nie obowiązkowe) wypełniającej wniosek
Po przeczytaniu, odłożył kartkę na bok i zaczął przeglądać resztę papierów. Znalazł tam interesujący go papier.
Akt urodzenia
Dnia .... . ..... . ..... roku w ..........................................................................
na świat przyszedł .................................................................................. .
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: ......................................................................
Matka ......................................................................
Ojciec ......................................................................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba, że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: .....................................................................
Przeczytał pismo pięć razy i oparł głowę na biurku w swojej bezsilności. Nie wiedział, czy da radę. Genialny plan wcielenia Harry'ego do jego rodziny zaczął się sypać. Bał, że zdradzi się przed Lordem i Dumblem. Ministerstwo przyczepi się do niego skąd to dziecko. Będą pytania, na które nie będzie znał odpowiedzi. Usłyszał ciche "pop" i podniósł głowę z biurka patrząc nieprzytomnym wzrokiem na skrzata.
- Sir. Panicz się obudził i chce... do mamy - dokończył z zakłopotaną miną Płomyk.
- Dobrze zaraz przyjdę. - Ponownie położył się na biurku i usłyszał jak skrzat wychodzi. Powoli zebrał się w sobie i wstał z krzesła.
Chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Otworzył je szeroko i już bardziej stabilnym krokiem poszedł do pokoju Harry'ego. Będąc pięćdziesiąt metrów od swojego pokoju usłyszał płacz i krzyk. Przyspieszył kroku i wpadł do pokoju Pottera. Leżał on w swoim łóżeczku z zaczerwienioną twarzą i oczami mokrymi od łez. Spojrzał na Severusa z bezkresną rozpaczą i znowu łzy zaczęły płynąć z jego oczu zalewając jego twarz niczym wodospad. Snape dopadł go w kilku krokach i wziął na ręce przytulając go do siebie. Harry wtulił się w niego i zaczął uspokajać. Po chwili płacz ustał całkowicie a Severus usiadł pod ścianą sadzając Pottera na swoich nogach.
- No i powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? - powiedział jak by do siebie. - Płomyk! - Po chwili na środku pokoju pojawił się skrzat.
- Przynieś mi z mojego biurka dwa pergaminy - Akt urodzenia i oświadczenie, które leży z boku biurka. No i oczywiście coś do pisania i podkładkę.
- Tak, sir. - Po chwili Severus już trzymał w rękach pergaminy oraz pióro i zaczął uzupełniać:
Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja Severus Tobiasz Snape
............. podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić)
..............Jonathanem Scorpiusem Snape’em ...............
z racji tego, że (podać powód) matka dziecka zmarła przekazując je pod moją opiekę .................... .
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
...........................................Lucjusza i Narcyzy Malfoy...................................... .
Miejsce na pieczęć rodową Odręczny podpis osoby
(nie obowiązkowe) wypełniającej wniosek
Severus Snape
Akt urodzenia
Dnia 06.06.1980 roku w Londynie..............................................................
na świat przyszedł Jonathan
Scorpius Snape .....................
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: Czarodziej.................................................
Matka Magenta Bellatrix Blishwick..................
Ojciec Severus Tobiasz Snape............................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: Dziecko otrzymuje nazwisko po
ojcu.
Harry siedział w skupieniu przypatrując się poczynaniom swojego ojczyma. Zaklaskał w ręce kiedy pergamin trzymany przez Severusa zniknął.
- I co ja mam z tobą zrobić, hmmm? - zapytał sam siebie Snape. Na prawdę nie miał pomysłu. - Nie mogę cię zabrać do laboratorium, bo tylko narobiłbyś bałaganu, do gabinetu też cię nie wezmę. Tak na prawdę to ten pokój to jest twoje miejsce gdzie powinieneś się bawić. - Harry jakby rozumiejąc te słowa zszedł z kolan Snape'a i na czworaka podszedł do samochodzika i zaczął się nim bawić. - No widzisz. Taki mały, a już tyle rozumie. - Severus nie mógł wyjść z szoku, że to powiedział. Maluch jakby wyczuwając konsternację swojego opiekuna spojrzał na niego dużymi, zielonymi oczkami. Zostawił samochód i wstał na nóżki. Powoli i bardzo ostrożnie podszedł do Severusa, a ten widząc, że Harry zaczyna się chwiać rozłożył ręce, w które po chwili wpadł maluch. Przytulił się do niego, a Snape nie za bardzo wiedząc co zrobić położył ręce na plecach Harry'ego i niezgrabnie przytulił. Harry podniósł głowę i obdarzył swojego opiekuna olśniewającym uśmiechem. Severus wziął go z powrotem na swoje kolana i ułożył go tak by maluch opierał się pleckami o niego, a Snape opierał się plecami o ścianę. Siedzieli tak przez chwilę, a w końcu Severus zdecydował się przemówić.
- Od teraz jesteś moim synem. Zmieniłem ci imię i teraz nazywasz się Jonathan Scorpius Snape. - Severus stwierdził, że to brzmiało dziwnie nawet dla niego samego. - Nigdy nie chciałem mieć dzieci. Z resztą nawet nie wyobrażałem sobie, że kiedyś wezmę ślub lub będę miał narzeczoną. To drugie się spełniło. Zakochałem się. Była moją dziewczyną, a potem narzeczoną, ale kiedy dowiedziała się, że jestem Śmierciożercą to uciekła ode mnie zostawiając jedynie liścik. Mieszkaliśmy razem w tym zamku. W wieczór kiedy zniknęła byłem na zebraniu. Wróciłem, poszedłem do naszego pokoju i zobaczyłem leżący na stoliku kawałek pergaminu. Na nim było pięć słów : "Jak mogłeś. Nie szukaj mnie." Te słowa tak wryły się w moją duszę, że nie jestem w stanie ich zapomnieć. Nawet nie wiedziałem, że jest w ciąży. Uciekła, a ja nic nie mogłem zrobić. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Dosłownie wszystkie. Nic po niej nie zostało. Znaczy, zostałem ja, pusty w środku i dom, w którym już nie potrafiłem mieszkać. Za dużo wspomnień. Jakieś pół roku później Dumbledore zaproponował mi posadę w Hogwarcie. Byłem w niebo wzięty, że w końcu wyrwę się stąd. Sześć miesięcy w pustym domu zmieniło mnie w cynicznego i ironicznego palanta, którym jestem teraz. Jednak nie było tak kolorowo jak sobie wyobrażałem. Albus powiedział, że zostanę szpiegiem a w zamian on da mi ochronę oraz pracę. Nie myślałem w tedy o konsekwencjach więc się zgodziłem. Kto by nie chciał być pod ochroną samego Albusa Dumbledora, a poza tym mogłem zarabiać na życie. Mieszkałem cały rok szkolny i wakacje w zamku. Kiedy Lord mnie wzywał wychodziłem i wracałem potem do swoich lochów. W ciągu tych dwunastu miesięcy stałem się postrachem Hogwartu. Wszyscy nazywają mnie nietoperzem - w jego głosie dało się usłyszeć wesołe nutki. - Boją się mnie a na moich lekcjach w klasie jest tak cicho, że słychać tylko oddechy uczniów. Nikt nie waży się odzywać bez pozwolenia, bo zaraz dostaje pytanie, na które oczywiście nie zna odpowiedzi, a następnie odejmuje mu punkty, chyba że jest to mój ukochany Slytherin, który z reguły zna odpowiedź na pytanie, a nawet jeżeli nie to dostają jedynie szlaban ze mną. W ostatnie wakacje byłem wzywany do Czarnego Pana zaledwie trzy razy i tylko po to by mógł mi powiedzieć, że potrzebuje jakiś eliksirów. Robiłem je a potem zaklęciem wysyłałem we wskazane wcześniej miejsce. W połowie wakacji dostałem list od Magenty, mojej byłej narzeczonej, że rok temu urodziła syna i nazwała go Jonathan Scorpius Snape. Niestety dodała także, że nie ma zamiaru się ze mną spotkać więc nawet nie próbowałem jej znaleźć. Była taka cwana i sprytna, że można było ją znaleźć tylko w tedy kiedy ona tego chciała. Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Były takie chwile kiedy chciałem ze sobą skończyć, ale czyjaś niewidzialna ręka powstrzymywała mnie. Więc kiedy w końcu zaczął się rok szkolny ucieszyłem się, że będę mógł w końcu zacząć odbierać punkty uczniom tak praktycznie za nic. Cieszyłem się, że może choć na chwilę zapomnę o swoim życiu. Pierwsze dwa miesiące ciągnęły się strasznie, aż pewnego dnia w Proroku zobaczyłem artykuł o śmierci mojej byłej. Nic nie pisali o dziecku. Wspomnieli, że żadnego nie miała. Byłem w szoku. Przez dwa dni byłem zwolniony z prowadzenia zajęć. Dumbledore siłą wysłał mnie na urlop, który i tak spędziłem w szkole nie chcąc tu wracać. Wróciłem do pracy i stałem się jeszcze gorszy dla uczniów i innych nauczycieli. Ale w końcu stało się. Wczoraj wieczorem robiłem eliksir w swoim laboratorium. Usiadłem na fotelu i ukazała mi się twoja mama. Powiedziała, że Lord zginął, ale się odrodzi. Prosiła bym cię zabrał i wychował nie mówiąc nic Albusowi. Trochę mi to nie pasowało, ale zgodziłem się i deportowałem się po ciebie. Kiedy tam byłem pojawili się aurorzy więc zabrałem cię ze sobą. Potem kazałem skrzatom zrobić ci pokój. Zostałem jeszcze wezwany przez Lorda na zebranie i poproszony o zrobienie bardzo trudnego eliksiru. Wyobrażasz sobie? Jeszcze dodatkowo znalazłem się w Wewnętrznym Kręgu. Wróciłem do swojego gabinetu, a następnie znalazłem się tutaj. Więc teraz znasz swoją historię. Pewnie jeszcze nie raz ci ją powtórzę, ale przynajmniej wiem jak ona ma wyglądać. - Snape poczuł, że ciężar z jego serca spada. Powiedział wszystko co trapiło go odkąd opuściła go Magenta. Nie miał z kim porozmawiać, a Harry się nadawał. Nie będzie zadawał niewygodnych pytań, nie będzie się na niego dziwnie patrzył. Po prostu wysłucha i przyjmie do wiadomości.
- A więc Jonathanie co... - nie skończył, ponieważ przez okno wleciała mała szara sówka niosąca w dziobie list. Podleciała nad Severusa i na jego wyciągnięte ręce zrzuciła list po czym wyleciała przez okno.
- Ciekawe - powiedział do siebie Snape i stwierdził, że chyba wejdzie mu to w nawyk i wyląduje w oddziale zamkniętym w Mungu. Wyją list z koperty i otworzył szeroko oczy nie wierząc w to co widzi. W liście było wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie adopcji Jonathana Scorpiusa Snape'a. Miał się stawić jutro z samego rana z dzieckiem w celu zweryfikowania prawdziwości wszelkich dokumentów.
No i się zaczęło.
_____________________________________________________________________
*Eliksir Ciała - wywar dzięki któremu można odzyskać ciało, jednak jest to o wiele bardziej skomplikowane. Osoba, która robi ten eliksir, wykonuje go tylko i wyłącznie dla jednej osoby i jest to tak jakby eliksir imienny. Jeden eliksir może być wykorzystany przez jedną i wyłącznie tą samą osobę, ponieważ zawiera w sobie jej krew. Do sporządzenia tego eliksiru potrzeba wiele roślin, które rosną tylko raz w roku w pierwszą pełnię stycznia. Jednak one potrzebne są dopiero w trzecim etapie. Pod koniec pierwszego etapu, równo z pełnią trzeba dodać parę kropli krwi osoby dla której ma być wywar. Na końcu, by eliksir zadziałał odprawia się rytuał w którym biorą udział trzy osoby. Nie więcej nie mniej. Jednak, żeby się dowiedzieć jaki to rytuał i na czym polega, czytajcie dalej opowiadanie ;)- I co ja mam z tobą zrobić, hmmm? - zapytał sam siebie Snape. Na prawdę nie miał pomysłu. - Nie mogę cię zabrać do laboratorium, bo tylko narobiłbyś bałaganu, do gabinetu też cię nie wezmę. Tak na prawdę to ten pokój to jest twoje miejsce gdzie powinieneś się bawić. - Harry jakby rozumiejąc te słowa zszedł z kolan Snape'a i na czworaka podszedł do samochodzika i zaczął się nim bawić. - No widzisz. Taki mały, a już tyle rozumie. - Severus nie mógł wyjść z szoku, że to powiedział. Maluch jakby wyczuwając konsternację swojego opiekuna spojrzał na niego dużymi, zielonymi oczkami. Zostawił samochód i wstał na nóżki. Powoli i bardzo ostrożnie podszedł do Severusa, a ten widząc, że Harry zaczyna się chwiać rozłożył ręce, w które po chwili wpadł maluch. Przytulił się do niego, a Snape nie za bardzo wiedząc co zrobić położył ręce na plecach Harry'ego i niezgrabnie przytulił. Harry podniósł głowę i obdarzył swojego opiekuna olśniewającym uśmiechem. Severus wziął go z powrotem na swoje kolana i ułożył go tak by maluch opierał się pleckami o niego, a Snape opierał się plecami o ścianę. Siedzieli tak przez chwilę, a w końcu Severus zdecydował się przemówić.
- Od teraz jesteś moim synem. Zmieniłem ci imię i teraz nazywasz się Jonathan Scorpius Snape. - Severus stwierdził, że to brzmiało dziwnie nawet dla niego samego. - Nigdy nie chciałem mieć dzieci. Z resztą nawet nie wyobrażałem sobie, że kiedyś wezmę ślub lub będę miał narzeczoną. To drugie się spełniło. Zakochałem się. Była moją dziewczyną, a potem narzeczoną, ale kiedy dowiedziała się, że jestem Śmierciożercą to uciekła ode mnie zostawiając jedynie liścik. Mieszkaliśmy razem w tym zamku. W wieczór kiedy zniknęła byłem na zebraniu. Wróciłem, poszedłem do naszego pokoju i zobaczyłem leżący na stoliku kawałek pergaminu. Na nim było pięć słów : "Jak mogłeś. Nie szukaj mnie." Te słowa tak wryły się w moją duszę, że nie jestem w stanie ich zapomnieć. Nawet nie wiedziałem, że jest w ciąży. Uciekła, a ja nic nie mogłem zrobić. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Dosłownie wszystkie. Nic po niej nie zostało. Znaczy, zostałem ja, pusty w środku i dom, w którym już nie potrafiłem mieszkać. Za dużo wspomnień. Jakieś pół roku później Dumbledore zaproponował mi posadę w Hogwarcie. Byłem w niebo wzięty, że w końcu wyrwę się stąd. Sześć miesięcy w pustym domu zmieniło mnie w cynicznego i ironicznego palanta, którym jestem teraz. Jednak nie było tak kolorowo jak sobie wyobrażałem. Albus powiedział, że zostanę szpiegiem a w zamian on da mi ochronę oraz pracę. Nie myślałem w tedy o konsekwencjach więc się zgodziłem. Kto by nie chciał być pod ochroną samego Albusa Dumbledora, a poza tym mogłem zarabiać na życie. Mieszkałem cały rok szkolny i wakacje w zamku. Kiedy Lord mnie wzywał wychodziłem i wracałem potem do swoich lochów. W ciągu tych dwunastu miesięcy stałem się postrachem Hogwartu. Wszyscy nazywają mnie nietoperzem - w jego głosie dało się usłyszeć wesołe nutki. - Boją się mnie a na moich lekcjach w klasie jest tak cicho, że słychać tylko oddechy uczniów. Nikt nie waży się odzywać bez pozwolenia, bo zaraz dostaje pytanie, na które oczywiście nie zna odpowiedzi, a następnie odejmuje mu punkty, chyba że jest to mój ukochany Slytherin, który z reguły zna odpowiedź na pytanie, a nawet jeżeli nie to dostają jedynie szlaban ze mną. W ostatnie wakacje byłem wzywany do Czarnego Pana zaledwie trzy razy i tylko po to by mógł mi powiedzieć, że potrzebuje jakiś eliksirów. Robiłem je a potem zaklęciem wysyłałem we wskazane wcześniej miejsce. W połowie wakacji dostałem list od Magenty, mojej byłej narzeczonej, że rok temu urodziła syna i nazwała go Jonathan Scorpius Snape. Niestety dodała także, że nie ma zamiaru się ze mną spotkać więc nawet nie próbowałem jej znaleźć. Była taka cwana i sprytna, że można było ją znaleźć tylko w tedy kiedy ona tego chciała. Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Były takie chwile kiedy chciałem ze sobą skończyć, ale czyjaś niewidzialna ręka powstrzymywała mnie. Więc kiedy w końcu zaczął się rok szkolny ucieszyłem się, że będę mógł w końcu zacząć odbierać punkty uczniom tak praktycznie za nic. Cieszyłem się, że może choć na chwilę zapomnę o swoim życiu. Pierwsze dwa miesiące ciągnęły się strasznie, aż pewnego dnia w Proroku zobaczyłem artykuł o śmierci mojej byłej. Nic nie pisali o dziecku. Wspomnieli, że żadnego nie miała. Byłem w szoku. Przez dwa dni byłem zwolniony z prowadzenia zajęć. Dumbledore siłą wysłał mnie na urlop, który i tak spędziłem w szkole nie chcąc tu wracać. Wróciłem do pracy i stałem się jeszcze gorszy dla uczniów i innych nauczycieli. Ale w końcu stało się. Wczoraj wieczorem robiłem eliksir w swoim laboratorium. Usiadłem na fotelu i ukazała mi się twoja mama. Powiedziała, że Lord zginął, ale się odrodzi. Prosiła bym cię zabrał i wychował nie mówiąc nic Albusowi. Trochę mi to nie pasowało, ale zgodziłem się i deportowałem się po ciebie. Kiedy tam byłem pojawili się aurorzy więc zabrałem cię ze sobą. Potem kazałem skrzatom zrobić ci pokój. Zostałem jeszcze wezwany przez Lorda na zebranie i poproszony o zrobienie bardzo trudnego eliksiru. Wyobrażasz sobie? Jeszcze dodatkowo znalazłem się w Wewnętrznym Kręgu. Wróciłem do swojego gabinetu, a następnie znalazłem się tutaj. Więc teraz znasz swoją historię. Pewnie jeszcze nie raz ci ją powtórzę, ale przynajmniej wiem jak ona ma wyglądać. - Snape poczuł, że ciężar z jego serca spada. Powiedział wszystko co trapiło go odkąd opuściła go Magenta. Nie miał z kim porozmawiać, a Harry się nadawał. Nie będzie zadawał niewygodnych pytań, nie będzie się na niego dziwnie patrzył. Po prostu wysłucha i przyjmie do wiadomości.
- A więc Jonathanie co... - nie skończył, ponieważ przez okno wleciała mała szara sówka niosąca w dziobie list. Podleciała nad Severusa i na jego wyciągnięte ręce zrzuciła list po czym wyleciała przez okno.
- Ciekawe - powiedział do siebie Snape i stwierdził, że chyba wejdzie mu to w nawyk i wyląduje w oddziale zamkniętym w Mungu. Wyją list z koperty i otworzył szeroko oczy nie wierząc w to co widzi. W liście było wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie adopcji Jonathana Scorpiusa Snape'a. Miał się stawić jutro z samego rana z dzieckiem w celu zweryfikowania prawdziwości wszelkich dokumentów.
No i się zaczęło.
_____________________________________________________________________