niedziela, 24 lutego 2013

Jonathan

- Mam dla ciebie zadanie. Dostaniesz książkę, z której przygotujesz pewien delikatny eliksir. O ile dobrze pamiętam nazywa się on Eliksirem Ciała* - odezwał się tym razem Tom obserwując reakcję Severusa, który próbował opanować się i nie zdradzać żadnych emocji. - Dostaniesz oczywiście wszelkie składniki, przyrządy i czas. Jeżeli będzie trzeba udostępnię ci moją pracownię.
- Tak, Panie. To dla mnie zaszczyt. Kiedy mam zacząć? - Modlił się do samego Merlina o to by mógł mieć jakiś czas na załatwienie najważniejszych spraw zanim zajmie się pracą.
- W najbliższą pełnię musi być zakończony pierwszy etap. Zaczniemy za tydzień w środę byś miał czas.
- Tak, Panie.
- Teraz możesz iść. Wezwę cię kiedy będziesz potrzebny by zacząć eliksir. Deportujesz się od razu do pracowni.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział, ukłonił się i kierując się w stronę wyjścia z sali był niemal szczęśliwy. Miał czas by zająć się Harrym, adopcją i namieszaniem w papierach. Mógł porozmawiać z Dumblem i załatwić sobie wolne na kilka miesięcy, a może nawet lat... Na opiekę... Oczywiście pod warunkiem, że dyrektor znajdzie kogoś na jego miejsce. Może Slughorn zgodzi się go zastąpić.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Tuż przed wyjściem do ogrodu założył maskę, którą cały czas trzymał w ręce. Kiedy wyszedł na zewnątrz, oślepiło go słońce, które wystawało zza drzew. Po jego pozycji Snape mógł stwierdzić, że jest koło godziny dziewiątej. Ruszył w stronę, w którą mu się wydawało, że jest punkt aportacyjny. Kiedy poczuł, że przekroczył pole ochronne, nie chcąc iść dalej, deportował się przed swoją posiadłość. Zdjął maskę, pelerynę i zaklęciem wysłał rzeczy do szafy. Niespiesznym krokiem udał się do gabinetu, który jak na złość, znajdował się na drugim piętrze. Wchodząc po schodach nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje. Nie wiedział, czy to jego organizm jest zmęczony i nie pracuje do końca dobrze, czy może zaczyna świrować. W sumie jest dość młody, ale praca w Hogwarcie nie należała do łatwych. Użeranie się z dzieciakami, które mają wodę zamiast mózgu i stanowią zagrożenie dla siebie i otoczenia, na prawdę może zniszczyć psychikę nawet tak młodego człowieka. Po ustaleniu sam ze sobą, że nikt go nie śledzi udał się do gabinetu, który jako jedyny pokój z całego zamku nie urządzony był w zielonym kolorze. Ściany w kolorach beżowych i brązowych pasowały do siebie stwarzając idealną harmonię. Jedną ścianę zajmował kominek, na około którego ściana była jakby wyciosana z kamienia. Przed nim stała czarna, skórzana kanapa, a pod resztą ścian stały półki zastawione książkami, które były najbardziej potrzebne, ponieważ reszta znajdowała się w bibliotece. Pomimo dużych okien w pokoju panował przyjemny półmrok rozświetlany prze ogień oraz pochodnie zawieszone na ścianach. Drewnianą podłogę zasłaniał krwisto czerwony dywan. Może to dlatego, że poprzedni właściciele, rodzice Severusa, byli wampirami. On sam nie wiedział czy nim jest, ale jak dotąd nic na to nie wskazywało. Dodatkowo przemianę przechodzi się w wieku dwunastu lat, a Snape miał już dwadzieścia jeden. Była też taka możliwość, iż Severus potrzebował katalizatora co także nie miało sensu, ponieważ tyle razy widział krew i babrał się w niej, że to także odpadało. Miał jednak szczerą nadzieję, że jednak nie jest krwiopijcą. Wiązało się to z tym, że musiał pić krew przynajmniej dwa razy na tydzień i musiał uważać przy eliksirach, w których wykorzystywało się krew lub krwiste składniki. Oznaczało by to też, że jest zagrożeniem dla swojego... dla Harry'ego. Jeszcze nie potrafił się przyzwyczaić do myśli, że jest jego ojcem, i że ma go nazywać... synem. Nawet w myślach.
Severus wszedł do gabinetu i usiadł przed biurkiem tyłem do okna. Spojrzał na pierwszą kartkę leżącą na górze stosu.
Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja ..................................
...........................podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić) ..............................................................................................
z racji tego, że (podać powód) .............................................................................................................. . 
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
................................................................................................................................... .


Miejsce na pieczęć rodową                                                                   Odręczny podpis osoby
     (nie obowiązkowe)                                                                            wypełniającej wniosek


Po przeczytaniu, odłożył kartkę na bok i zaczął przeglądać resztę papierów. Znalazł tam interesujący go papier.

Akt urodzenia
Dnia .... . ..... . ..... roku w ..........................................................................
na świat przyszedł .................................................................................. . 
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: ......................................................................
Matka ......................................................................
Ojciec ......................................................................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba, że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: .....................................................................

Przeczytał pismo pięć razy i oparł głowę na biurku w swojej bezsilności. Nie wiedział, czy da radę. Genialny plan wcielenia Harry'ego do jego rodziny zaczął się sypać. Bał, że zdradzi się przed Lordem i Dumblem. Ministerstwo przyczepi się do niego skąd to dziecko. Będą pytania, na które nie będzie znał odpowiedzi. Usłyszał ciche "pop" i podniósł głowę z biurka patrząc nieprzytomnym wzrokiem na skrzata.
- Sir. Panicz się obudził i chce... do mamy - dokończył z zakłopotaną miną Płomyk.
- Dobrze zaraz przyjdę. - Ponownie położył się na biurku i usłyszał jak skrzat wychodzi. Powoli zebrał się w sobie i wstał z krzesła.
Chwiejnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Otworzył je szeroko i już bardziej stabilnym krokiem poszedł do pokoju Harry'ego. Będąc pięćdziesiąt metrów od swojego pokoju usłyszał płacz i krzyk. Przyspieszył kroku i wpadł do pokoju Pottera. Leżał on w swoim łóżeczku z zaczerwienioną twarzą i oczami mokrymi od łez. Spojrzał na Severusa z bezkresną rozpaczą i znowu łzy zaczęły płynąć z jego oczu zalewając jego twarz niczym wodospad. Snape dopadł go w kilku krokach i wziął na ręce przytulając go do siebie. Harry wtulił się w niego i zaczął uspokajać. Po chwili płacz ustał całkowicie a Severus usiadł pod ścianą sadzając Pottera na swoich nogach.
- No i powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? - powiedział jak by do siebie. - Płomyk! - Po chwili na środku pokoju pojawił się skrzat.
- Przynieś mi z mojego biurka dwa pergaminy - Akt urodzenia i oświadczenie, które leży z boku biurka. No i oczywiście coś do pisania i podkładkę.
- Tak, sir. - Po chwili Severus już trzymał w rękach pergaminy oraz pióro i zaczął uzupełniać:

Oświadczenie
Oświadczam, iż zgodnie z ustawą nr 223 art. 5 Prawa Czarodziejów, ja Severus Tobiasz Snape
............. podejmuję opiekę prawną i cywilną nad synem/córką (niepotrzebne skreślić)
..............Jonathanem Scorpiusem Snape’em ...............
z racji tego, że (podać powód) matka dziecka zmarła przekazując je pod moją opiekę .................... .
Pragnę też, na podstawie ustawy nr 305 nadać dziecku moje nazwisko. Zgadzam się na to, by w razie niemożności sprawowania moich obowiązków, dziecko trafiło pod opiekę
...........................................Lucjusza i Narcyzy Malfoy...................................... .


Miejsce na pieczęć rodową                                                                    Odręczny podpis osoby
     (nie obowiązkowe)                                                                             wypełniającej wniosek
                                                                                                                   Severus Snape


Akt urodzenia
Dnia 06.06.1980 roku w Londynie..............................................................
na świat przyszedł Jonathan Scorpius Snape .....................
Płeć: kobieta/mężczyzna.
Status: Czarodziej.................................................
Matka Magenta Bellatrix Blishwick..................
Ojciec Severus Tobiasz Snape............................
Zgodnie z Prawem Czarodziejów przejmuje on/ona (niepotrzebne skreślić)
nazwisko matki, chyba że wola wyżej wymienionej jest inna.
Wola matki: Dziecko otrzymuje nazwisko po ojcu.

Harry siedział w skupieniu przypatrując się poczynaniom swojego ojczyma. Zaklaskał w ręce kiedy pergamin trzymany przez Severusa zniknął.
- I co ja mam z tobą zrobić, hmmm? - zapytał sam siebie Snape. Na prawdę nie miał pomysłu. - Nie mogę cię zabrać do laboratorium, bo tylko narobiłbyś bałaganu, do gabinetu też cię nie wezmę. Tak na prawdę to ten pokój to jest twoje miejsce gdzie powinieneś się bawić. - Harry jakby rozumiejąc te słowa zszedł z kolan Snape'a i na czworaka podszedł do samochodzika i zaczął się nim bawić. - No widzisz. Taki mały, a już tyle rozumie. - Severus nie mógł wyjść z szoku, że to powiedział. Maluch jakby wyczuwając konsternację swojego opiekuna spojrzał na niego dużymi, zielonymi oczkami. Zostawił samochód i wstał na nóżki. Powoli i bardzo ostrożnie podszedł do Severusa, a ten widząc, że Harry zaczyna się chwiać rozłożył ręce, w które po chwili wpadł maluch. Przytulił się do niego, a Snape nie za bardzo wiedząc co zrobić położył ręce na plecach Harry'ego i niezgrabnie przytulił. Harry podniósł głowę i obdarzył swojego opiekuna olśniewającym uśmiechem. Severus wziął go z powrotem na swoje kolana i ułożył go tak by maluch opierał się pleckami o niego, a Snape opierał się plecami o ścianę. Siedzieli tak przez chwilę, a w końcu Severus zdecydował się przemówić.
- Od teraz jesteś moim synem. Zmieniłem ci imię i teraz nazywasz się Jonathan Scorpius Snape. - Severus stwierdził, że to brzmiało dziwnie nawet dla niego samego. - Nigdy nie chciałem mieć dzieci. Z resztą nawet nie wyobrażałem sobie, że kiedyś wezmę ślub lub będę miał narzeczoną. To drugie się spełniło. Zakochałem się. Była moją dziewczyną, a potem narzeczoną, ale kiedy dowiedziała się, że jestem Śmierciożercą to uciekła ode mnie zostawiając jedynie liścik. Mieszkaliśmy razem w tym zamku. W wieczór kiedy zniknęła byłem na zebraniu. Wróciłem, poszedłem do naszego pokoju i zobaczyłem leżący na stoliku kawałek pergaminu. Na nim było pięć słów : "Jak mogłeś. Nie szukaj mnie." Te słowa tak wryły się w moją duszę, że nie jestem w stanie ich zapomnieć. Nawet nie wiedziałem, że jest w ciąży. Uciekła, a ja nic nie mogłem zrobić. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Dosłownie wszystkie. Nic po niej nie zostało. Znaczy, zostałem ja, pusty w środku i dom, w którym już nie potrafiłem mieszkać. Za dużo wspomnień. Jakieś pół roku później Dumbledore zaproponował mi posadę w Hogwarcie. Byłem w niebo wzięty, że w końcu wyrwę się stąd. Sześć miesięcy w pustym domu zmieniło mnie w cynicznego i ironicznego palanta, którym jestem teraz. Jednak nie było tak kolorowo jak sobie wyobrażałem. Albus powiedział, że zostanę szpiegiem a w zamian on da mi ochronę oraz pracę. Nie myślałem w tedy o konsekwencjach więc się zgodziłem. Kto by nie chciał być pod ochroną samego Albusa Dumbledora, a poza tym mogłem zarabiać na życie. Mieszkałem cały rok szkolny i wakacje w zamku. Kiedy Lord mnie wzywał wychodziłem i wracałem potem do swoich lochów. W ciągu tych dwunastu miesięcy stałem się postrachem Hogwartu. Wszyscy nazywają mnie nietoperzem - w jego głosie dało się usłyszeć wesołe nutki. - Boją się mnie a na moich lekcjach w klasie jest tak cicho, że słychać tylko oddechy uczniów. Nikt nie waży się odzywać bez pozwolenia, bo zaraz dostaje pytanie, na które oczywiście nie zna odpowiedzi, a następnie odejmuje mu punkty, chyba że jest to mój ukochany Slytherin, który z reguły zna odpowiedź na pytanie, a nawet jeżeli nie to dostają jedynie szlaban ze mną. W ostatnie wakacje byłem wzywany do Czarnego Pana zaledwie trzy razy i tylko po to by mógł mi powiedzieć, że potrzebuje jakiś eliksirów. Robiłem je a potem zaklęciem wysyłałem we wskazane wcześniej miejsce. W połowie wakacji dostałem list od Magenty, mojej byłej narzeczonej, że rok temu urodziła syna i nazwała go Jonathan Scorpius Snape. Niestety dodała także, że nie ma zamiaru się ze mną spotkać więc nawet nie próbowałem jej znaleźć. Była taka cwana i sprytna, że można było ją znaleźć tylko w tedy kiedy ona tego chciała. Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Były takie chwile kiedy chciałem ze sobą skończyć, ale czyjaś niewidzialna ręka powstrzymywała mnie. Więc kiedy w końcu zaczął się rok szkolny ucieszyłem się, że będę mógł w końcu zacząć odbierać punkty uczniom tak praktycznie za nic. Cieszyłem się, że może choć na chwilę zapomnę o swoim życiu. Pierwsze dwa miesiące ciągnęły się strasznie, aż pewnego dnia w Proroku zobaczyłem artykuł o śmierci mojej byłej. Nic nie pisali o dziecku. Wspomnieli, że żadnego nie miała. Byłem w szoku. Przez dwa dni byłem zwolniony z prowadzenia zajęć. Dumbledore siłą wysłał mnie na urlop, który i tak spędziłem w szkole nie chcąc tu wracać. Wróciłem do pracy i stałem się jeszcze gorszy dla uczniów i innych nauczycieli. Ale w końcu stało się. Wczoraj wieczorem robiłem eliksir w swoim laboratorium. Usiadłem na fotelu i ukazała mi się twoja mama. Powiedziała, że Lord zginął, ale się odrodzi. Prosiła bym cię zabrał i wychował nie mówiąc nic Albusowi. Trochę mi to nie pasowało, ale zgodziłem się i deportowałem się po ciebie. Kiedy tam byłem pojawili się aurorzy więc zabrałem cię ze sobą. Potem kazałem skrzatom zrobić ci pokój. Zostałem jeszcze wezwany przez Lorda na zebranie i poproszony o zrobienie bardzo trudnego eliksiru. Wyobrażasz sobie? Jeszcze dodatkowo znalazłem się w Wewnętrznym Kręgu. Wróciłem do swojego gabinetu, a następnie znalazłem się tutaj. Więc teraz znasz swoją historię. Pewnie jeszcze nie raz ci ją powtórzę, ale przynajmniej wiem jak ona ma wyglądać. - Snape poczuł, że ciężar z jego serca spada. Powiedział wszystko co trapiło go odkąd opuściła go Magenta. Nie miał z kim porozmawiać, a Harry się nadawał. Nie będzie zadawał niewygodnych pytań, nie będzie się na niego dziwnie patrzył. Po prostu wysłucha i przyjmie do wiadomości.
- A więc Jonathanie co... - nie skończył, ponieważ przez okno wleciała mała szara sówka niosąca w dziobie list. Podleciała nad Severusa i na jego wyciągnięte ręce zrzuciła list po czym wyleciała przez okno.
- Ciekawe - powiedział do siebie Snape i stwierdził, że chyba wejdzie mu to w nawyk i wyląduje w oddziale zamkniętym w Mungu. Wyją list z koperty i otworzył szeroko oczy nie wierząc w to co widzi. W liście było wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie adopcji Jonathana Scorpiusa Snape'a. Miał się stawić jutro z samego rana z dzieckiem w celu zweryfikowania prawdziwości wszelkich dokumentów.
No i się zaczęło.

_____________________________________________________________________
*Eliksir Ciała - wywar dzięki któremu można odzyskać ciało, jednak jest to o wiele bardziej skomplikowane. Osoba, która robi ten eliksir, wykonuje go tylko i wyłącznie dla jednej osoby i jest to tak jakby eliksir imienny. Jeden eliksir może być wykorzystany przez jedną i wyłącznie tą samą osobę, ponieważ zawiera w sobie jej krew. Do sporządzenia tego eliksiru potrzeba wiele roślin, które rosną tylko raz w roku w pierwszą pełnię stycznia. Jednak one potrzebne są dopiero w trzecim etapie. Pod koniec pierwszego etapu, równo z pełnią trzeba dodać parę kropli krwi osoby dla której ma być wywar. Na końcu, by eliksir zadziałał odprawia się rytuał w którym biorą udział trzy osoby. Nie więcej nie mniej. Jednak, żeby się dowiedzieć jaki to rytuał i na czym polega, czytajcie dalej opowiadanie ;)

czwartek, 14 lutego 2013

Snape Manor

Rozdział dedykuję mojej ukochanej Tori, która opuściła mnie i wyjechała prawie dwa lata temu. Tęsknię i wiedz, że nawet jeżeli do Ciebie nie piszę, to myślę o Tobie przez cały czas. Brakuje mi Ciebie i to bardzo. Dodatkowo z okazji walentynek życzę wszystkim zakochanym, w szczególności mojej Miśce i Patrykowi, wszystkiego najukońszego <3
Nisia


***
Rezydencja Severusa znajdowała się na wzgórzu niedaleko Little Whinging. Była nienanoszalna i niewidzialna dla mugoli. Dostać się do niej mogły tylko osoby wiedzące gdzie ona się znajduje, lub które posiadały świstoklik, z resztą podobnie jak u większości wielkich, starych posiadłości potężnych rodów magicznych. Jako, że Snape był ostatnim z rodu i nie używał na co dzień rezydencji, była ona trochę zaniedbana, ale widać był, że skrzaty regularnie sprzątają większe pokoje na wypadek, gdyby ich pan zechciał wrócić i tu zamieszkać bądź spędzić trochę czasu.
Snape po wejściu do holu zawołał swojego ulubionego skrzata. (Tak, Sev też ma swoich ukochanych służących.)
- Płomyk - rozległ się głos Severusa pośród opuszczonych ścian.
- Tak, sir? - Skarzat rozpromienił się widząc swojego pana z małym zawiniątkiem na rękach.
- Weź Harry'ego i urządź mu, wraz z innymi skrzatami, pokój obok mojego.
- Tak, sir. - Płomyk przejął od Snape'a dziecko i zniknął razem z nim. Severus powoli udał się do swojej pracowni, która znajdowała się bezpośrednio pod jego sypialnią i posiadała zakamuflowane schody łączące oba pomieszczenia.
Pracownia Mistrza Eliksirów wyglądała bardziej jak laboratorium z wielkimi stołami zastawionymi kociołkami, fiolkami, składnikami, jednakże wszystko było uporządkowane alfabetycznie. Nie było mowy o jakimkolwiek bałaganie czy choć by o lekkim zamieszaniu. Każdy składnik miał swoje stałe miejsce na stole i na półkach, które stały pod ścianami sięgając od ziemi do samego sufitu. Każda buteleczka opisana była pajęczym pismem Severusa, który kochał porządek. Stoły, pomimo tego iż nie używane od dłuższego czasu, nie pokryły się najmniejszą warstwą kurzu, a wszystko dzięki zaklęciu konserwacji. Snape otworzył powoli drzwi i skierował swe kroki w stronę biurka stojącego pod przeciwległą ścianą, nad którym znajdowało się okno zasłonięte czarną zasłoną. Jedynym źródłem światła w pokoju były pochodnie na ścianach i żyrandole pod sufitem.
Severus usiadł przed biurkiem i sięgnął po najbliżej leżący pergamin, pióro i kałamarz. Od niechcenia, swym drobnym, idealnym pismem, zaczął kreślić list do Albusa z prośbą o parę miesięcy wolnego w celu ułożenia swoich prywatnych spraw i z obietnicą spotkania w ciągu najbliższych kilku dni, aby wytłumaczyć swą nieobecność. Gdy tylko skończył, wstał od stołu i jak w transie udał się do sowiarni znajdującej się na dachu i wręczył swojej sowie list ostrzegając ją, żeby się nie spieszyła i patrząc na horyzont dodając, by do Hogwartu doleciała najwcześniej za dwie godziny, czyli w porze śniadania, by Dumbledore mógł ogłosić uczniom, iż jest święto, bo Snape wyjechał i nie wróci przez dwa miesiące. Następnie udał się do swojej sypialni wszelkimi możliwymi skrótami i nie mając siły się przebrać rzucił się na łóżko i od razu zasnął. W tym samym czasie w pokoju obok skrzaty robiły wielki remont. Przestawiały stoły, szafki, wstawiały łóżeczko, zabawki. Niektóre malowały ściany pokoju w kolorze zielonym, a inne zmieniały kamienie z podłogi na ciemne drewno. Jeden ze skrzatów wybierał pościel, a skrzatka stojąca tyłem do niego w miejsce gdzie kiedyś stało pięknie rzeźbione biurko wstawiła malutki stolik z książkami dla małych dzieci. Wszystkie skrzaty miały świetną zabawę w urządzaniu pokoju ich panicza. Było to takie słodkie dziecko i w dodatku takie ciche i spokojne, nie licząc krótkich wybuchów śmiechu i machania łapkami kiedy znikał jakiś przedmiot a na jego miejsce pojawiał się inny. Każdy się od razu w nim zakochał. Tak spędzili kilka godzin. W końcu około szóstej niebo zaczęło się rozjaśniać, a Harry zasnął. Płomyk ostrożnie włożył go do łóżeczka i skrzaty powoli aportowały się z pokoju jak najciszej potrafiły, by nie obudzić panicza. Płomyk natomiast dostał wezwanie z pokoju obok. Zdziwił się, że jego pan nie śpi, ale nie marudząc przeniósł się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.

***

Spał zaledwie kilka godzin, ale obudziło go przejmujące zimno w lewym przedramieniu. Lekko uchylił oczy spoglądając przez okno na szare, zasłonięte przez chmury, niebo. Podwinął rękaw szaty i spojrzał na poruszającego się na ciele węża wypełzającego z czaszki. Najokropniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem - pomyślał z odrazą i w tej jednej chwili zdecydował - Nigdy nie pozwolę, żeby Harry popełnił ten błąd co ja. Wychowam go jak własnego syna. Będzie miał normalne dzieciństwo, a nie to co u tych mugoli, do których chciał wysłać go Dumbledore - myślał gorączkowo wiedząc, że Harry jednak nie jest bezpieczny u niego. Z jednej strony, jako Śmierciożerca, narażony jest na wykrycie przez Ministerstwo, a w tedy oni dowiedzą się gdzie jest ich wybawca i u go odbiorą, a jego wsadzą na podwójne dożywocie. Jedno za Śmierciożerstwo a drugie za kradzież Chłopca-Który-Przeżył. Z drugiej strony jest Czarny Pan. Najlepszy Legilimentalista wszech czasów. Co ja mam do cholery jasnej zrobić? - Nie mógł się jednak teraz dłużej nad tym zastanawiać, bo znak przypomniał mu o wezwaniu. Jeszcze raz spojrzał przez okno upewniając się, czy dobrze widział że światło. Czy Voldemort nie sypia? Przecież on wie, że jak jestem w Hogwarcie to niedługo zaczynam zajęcia. - Jednak chcąc nie chcąc musiał się podnieść i mentalnie wezwał do siebie skrzata.
- Tak, sir?
- Płomyku dopilnuj, żeby Harry'emu nic nie brakowało i opiekuj się nim. Jeżeli coś mu się stanie, to zapamiętasz to na zawsze - zamyślił się na chwilę po czym dodał - i przynieś moją szatę Śmierciożercy z Hogwartu. Jest w mojej szafie. Oczywiście musisz jeszcze wziąć maskę. - Nim zdążył dwa razy mrugnąć w pokoju znowu pojawił się skrzat z jego rzeczami.
- Proszę sir. Coś jeszcze? - zapytał podając Severusowi jego szatę oraz maskę.
- Tak. Wyślij jednego ze skrzatów, może być Mollie, do Ministerstwa i niech załatwi papiery adopcyjne. Jak wrócę to się nimi zajmę. Mają leżeć na biurku w moim gabinecie. O i jeszcze niech załatwi papiery na zmianę imienia i nazwiska.
- Oczywiście, Panie.
- A i jeszcze jedno. Idę na spotkanie i pewnie nie wrócę przez dłuższy czas. Nie wzywaj mnie, póki to nie będzie ostatecznie konieczne - ostrzegł Severus. Odesłał skrzata machnięciem ręki. To połączenie między skrzatami a ich panem było niezwykle przydatne, ponieważ skrzaty mogły teleportować się w miejsce pobytu swojego pana i, jeżeli było to niezbędnie konieczne, mogły przekazywać mu informacje telepatycznie.  Po tym jak Płomyk zniknął  wyszedł czym prędzej i skierował swe kroki do pokoju obok. Otworzył lekko drzwi i zaglądnął do środka. Harry spał jak zabity w swoim nowym łóżeczku. Ściany przemalowane z czarnych na zielone idealnie pasowały do czarnego drewna na podłodze. Zabawki i książeczki leżały w całym pokoju tak jakby Harry już się do niech dorwał i nie odłożył na miejsce. Severus z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju i zamknął drzwi. Skierował się dalej korytarzem zarzucając na siebie szatę w czarnym kolorze ze srebrną zapinką pod szyją w kształcie węża. Wychodząc przez drzwi do ogrodu założył maskę i spojrzał w niebo widząc gdzieniegdzie złoto-czerwone smugi zwiastujące powstanie słońca i początek kolejnego dnia. Skrzywił się na myśl o spotkaniu, które go czeka. Po kilku kolejnych krokach przekroczył pole ochronne posiadłości i zniknął z cichym trzaskiem dając się poprowadzić Znakowi. Wylądował w nieznanej mu okolicy. Rozejrzał się dookoła, jednak nie zauważył ani jednej żywej duszy. Nagle za sobą usłyszał odgłos kroków i odwrócił się w tamtą stronę trzymając przed sobą różdżkę.
- Severusie, myślę, że to nie będzie konieczne. - spośród gałęzi wyłoniła się postać ubrana na czarno z twarzą zasłoniętą przez maskę, jednak głosu nie można było pomylić z żadnym innym.
- Lucjuszu, zdradzisz mi tę słodką tajemnicę, dlaczego zostaliśmy wezwani o tej porze? - zapytał opuszczając różdżkę i chowając ją do rękawa. Ruszył za Malfoy'em, który skierował się tylko w jemu znanym kierunku.
- Tak i to nie jest tajemnica - usłyszał odpowiedź. W tonie jego rozmówcy dało się wyczuć nutkę rozbawienia. Po chwili dodał trochę niezdecydowanym tonem - Nasz Pan, hmmm... - Lucjusz myślał jakie słowa użyć by dobrze opisać sytuację. - Jakby to powiedzieć, został pozbawiony ciała, kiedy próbował zabić Harry'ego Pottera - ostatnie słowa wypluł jakby były trucizną mogącą pozbawić go zdolności mówienia.
- A gdzie ten mały bękart się teraz znajduje? - zapytał ze sztuczną obojętnością Severus, jednak w środku bił się ze sobą, że nie powinien narażać swojej reputacji i dobrego imienia zajmując się tym dzieckiem. Nie wiedział co robić. Z jednej strony chciał zajmować się dzieckiem Lily, chciał go wychować jak swojego syna, a z drugiej strony był wierny Lordowi, który "zginął" kiedy próbował to dziecko zabić. W końcu to dziecko mu zagrażało. Jego władzy, potędze i wielkości.
- Podejrzewam, że aurorzy go zabrali - rzucił od niechcenia Lucjusz tak jakby na prawdę było mu to obojętne, ale po jego postawie było widać, że się denerwuje.
- Podejrzewasz? - zapytał z rozbawieniem Snape wiedząc, że Malfoy ma niezłe kontakty w Ministerstwie i zawsze wie wszystko pierwszy. - A nie masz już swoich wtyk w Ministerstwie? - taak, ironia. Jak Severus ją kochał.
- Zaraz powinien się tu pojawić Nott, który obserwował dom rodziny Pottera - odpowiedział nie zwracając uwagi na to co powiedział Snape. Po chwili koło nich pojawił się wcześniej wymieniony.
- I co? Potter jest u swojej rodziny? - zapytał Lucjusz, jednak nie obchodziło go to.
- Nie. Nikt nie przychodził do domu na Privet Drive 4. I dostałemcynk od zaprzyjaźnionego aurura, że widziano kogoś w domu Potter'ów w Dolinie Godryka, ale nie widzieli twarzy. Jedyne co, to to że był ubrany na czarno. Deportował się z dzieckiem kiedy tylko ich usłyszał.
- No to pięknie. Teraz możemy szukać igły w stogu siana - powiedział odwracając się w stronę Nott'a i zerkając z ukosa na Severusa. - A tobie co? Chyba nie powiesz mi, że obchodzi cię los tego bachora? - Lucjusz zaśmiał się widząc minę Snape'a.
- Nie, ale dostałem sowę, że moja była narzeczona zmarła i zostawiła mi półtorarocznego syna. Pojutrze przyjdzie ktoś do mnie z dzieckiem. Napisałem już do Dumbla, że biorę urlop. Choć myślę, że wezwie mnie za rozmowę w celu wyjaśnienia dlaczego. Przynajmniej będę miał tak jakby wolne - lekki uśmiech zagościł na jego twarzy kiedy pomyślał o spokoju jego posiadłości i braku wrzeszczących na korytarzu dzieci. Nie wiedział jak bardzo się mylił.
- To chłopak w wieku mojego Draco - Lucjusz się nieco ożywił. Poza swoim synem świata nie widział. Rozpieszczał go kiedy tylko mógł, ale także wymagał od niego nawet jeżeli młody Malfoy ma niecałe dwa latka. - Może przyprowadzisz go kiedyś do nas. Narcyza ucieszy się z jeszcze jednego dziecka do opieki. Zawsze chciała mieć co najmniej dwoje. - Zawsze kiedy wspominał o swojej żonie oczy zachodziły mu mgłą  na ustach pojawiał uśmiech. Nadal tak bardzo ją kochał.
- Dobrze Lucjuszu. Myślę też, że mój chrześniak się ucieszy z towarzysza do zabawy.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba jesteśmy na miejscu - przerwał im rozmowę Nott wskazując rezydencję wznoszącą się ponad nimi.
- Ach, rzeczywiście. Jesteśmy na dworze Czarnego Pana - oznajmił Malfoy takim tonem, jakby oferował gościom ciasteczka, a nie witał ich na dworze najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii. Snape nie raz słyszał o tym miejscu, choć nigdy nie dane mu było gościć w tych progach. Jako że nie był członkiem Wewnętrznego Kręgu, podobnie jak Lucjusz oraz większość osób z jego rocznika w Hogwarcie, byli wzywani rzadko i zazwyczaj były im przekazywane przez któregoś ze Śmierciożerców z Kręgu. Snape jako Mistrz Eliksirów był czasem proszony o zrobienie leków, napojów, bądź trucizn, które później wykorzystywane były w sesjach tortur lub na użytek samego Czarnego Pana. Spojrzał na Lucjusza lekko nieprzytomnym wzrokiem i zorientował się, że ten coś do nich mówił nie zaszczycając choćby spojrzeniem - ... w Wielkiej Sali, ale dziś idziemy do Sali Tronowej, ponieważ zostali wezwani wszyscy zwolennicy naszego Pana. - Snape zastanowił skąd on to wie skoro nigdy tu nie był. Jednak nie zadał pytania, które cisnęło mu się na usta, ponieważ przyzwyczaił się, że Lucjusz wie więcej niż przeciętny człowiek. - W poprzedniej sali jest wygodniej, ale jest za mało miejsca. - Przekroczyli próg zamku i znaleźli się w przestronnym holu, którego prowadziły trzy różne korytarze. Udali się w lewo i weszli na schody, które prowadziły w dół. Korytarz zakręcał lekko w prawo a następnie prosto niknąc daleko w mroku. Po obu stronach były drzwi oddalone od siebie o około cztery metry. Pomiędzy drzwiami wisiały obrazy, a pod nimi, na złotych tabliczkach wykute były imiona i nazwiska przodków Voldemorta poczynając od jego matki a na samym Slytherinie kończąc. Obrazy malowane były przez mugola i postacie na obrazach nie poruszały się. Korytarz rozświetlony był pochodniami podwieszonymi pod sufitem, które z wielkim trudem rozpraszały mrok ogromnych przestrzeni zamku. Odkąd weszli na teren posiadłości żaden z nich się nie odezwał bojąc się, że Czarny Pan ma podsłuch na każdym korytarzu. Po kilku minutach marszu dotarli do drzwi, które niezwykle ciężko otwarły się ukazując ogromną salę wypełnioną czarną masą, w której, w miarę rozglądania się i przyzwyczajania oczu do półmroku, wyłaniały się twarze zasłonięte przez maski. Każdy z nich stał i nie odważył się poruszyć nawet w momencie otwarcia drzwi. Malfoy, Snape i Nott dołączyli do swych pobratymców niknąc w tłumie tak samo ubranych osób. Po chwili otworzyły się drzwi z tyłu sali i weszła przez nie... lepiej chyba powiedzieć że wpłynęła zjawa i zatrzymała się nad tronem. Tuż za nią do sali wszedł Bastien, przyjaciel Voldemorta i jego prawa ręka. Wśród Śmierciożerców chodziły plotki, jakoby Bastien, nie był jedynie przyjacielem, ale również kochankiem Lorda. Ten zabierał go ze sobą wszędzie, naradzał się z nim, Bastien uczestniczył w każdym zebraniu Wewnętrznego Kręgu, ale powszechnie wszyscy wiedzieli, że jest on jedynym przyjacielem Lorda z dzieciństwa. Niestety nikt nigdy nie widział, żeby chociaż się przytulali lub trzymali za ręce, a nawet żadna osoba nie widziała czy mają jeden pokój, ponieważ było tu ich tyle, że nie byli w stanie tego sprawdzić i bali się przyłapania prze Voldemorta. Jednak jeszcze jedną zastanawiającą rzeczą było to czy w ogóle Lord posiada pokój. Cały czarodziejski świat uważał bowiem, że Riddle nie sypia. Skoro jest Czarnym Panem to po co mu sen a tym bardziej pokój? Wystarczy mu gabinet, sala tortur i lochy. W ostateczności sala do spotkań ze Śmierciożercami. Nikt nigdy nie pomyślał, że Tom posiada nawet jadalnię i kuchnię, w której urzędowały skrzaty. Pozostaje więc pytanie: Dlaczego Voldemort mieszka w tak ogromnym zamku pełnym pozamykanych drzwi, korytarzy, którymi nikt nigdy nie chodził. Odpowiedź była raczej prosta: Po prostu Riddle uwielbiał duże rzeczy. Chociaż to dobrze, że nikt nie odważył się przeszukiwać posiadłości, ponieważ jeżeli trafiłby przypadkowo do pokoju Bastiena, na pewno padł by na zawał. W końcu, który normalny facet, pomijając to że jest on prawą ręką Voldemorta, drugim panem Śmierciożerców, przyjacielem Lorda, miałby na ścianie różową tapetę, szafę z mnóstwem ubrań i to nie koniecznie męskich, buty na szpilkach i całą toaletkę wypchaną kosmetykami? No tak. Tylko Bastien. A dlaczego Tom to toleruje? To, wie chyba tylko on i jego przyjaciel i nikt inny się nie dowie...
Wszyscy Śmierciożercy jak jeden mąż uklękli oddając szacunek swemu Mistrzowi.
- Witam wszystkich o tej dość nietypowej porze - rozległ się głos Bastiena. - Jak już pewnie niektórzy słyszeli, nasz Pan - na te słowa odwrócił się w stronę tronu, nad którym nadal wisiała zjawa, powoli przybierająca postać Toma. - Dzisiejszej nocy poszedł on do Doliny Godryka w celu zabicia swego wroga. Jednakże wystąpiły pewne komplikacje w postaci szlamy - Snape zacisnął dłonie w pięści - która dzielnie broniła swego syna przed morderstwem. Podejrzewam, że większość z was zna Czarodziejskie Prawa. Na ich mocy Lily Potter zapewniła ochronę Harry'emu Potter'owi i Czarny Pan chcąc go zabić został pozbawiony ciała, ale ostrzegam, że nadal posiada swą moc - na dowód tych słów jedna z osób stojących z tyłu padła na ziemie pod wpływem Cruciatusa. - Niech żaden i żadna z was nie myśli sobie, że zaprzestaniemy naszej działalności. Aktualnie naszym priorytetem jest odnalezienie chłopaka, jednak na razie nic mu nie robimy. Poczekamy aż urośnie i wtedy zaatakujemy, albo spróbujemy przeciągnąć go na swoją stronę. Będzie cennym sprzymierzeńcem. Dumbledore pewnie teraz myśli, że Czarny Pan zginął i że Potter jest bezpieczny. Jak bardzo się myli, nawet nie ma pojęcia. Nie przegramy choć byśmy mieli zginąć, będziemy walczyć o swoje. - Na te słowa rozległ się krzyk zgody, a Severus odetchnął i jednocześnie przestraszył rozumiejąc sens tych słów. To była groźba niewypowiedziana na głos. Pomimo spokojnego głosu Bastiena, cała jego postawa wyrażała wściekłość i wzburzenie. Aż rwał się by zabić tego gówniarza, który śmiał pozbawić ciała jego przyjaciela. Severus cieszył się, że Harry na razie jest względnie bezpieczny. Musiał jednak przyznać, że Bastien umie przemawiać prawie tak dobrze jak Lord. Chyba musiał nauczyć się tego od niego. Pomimo tego, że cały czas mówił o klęsce Czarnego Pana, nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Zostaje Wewnętrzny Krąg oraz Malfoy, Snape, Nott i Lestrange'owie. - Wszyscy poza wspomnianymi zaczęli wylewać się przez drzwi. Wraz z nimi Salę opuszczał gwar rozmów i okrzyków na cześć Czarnego Pana. Już zaledwie po kilku minutach w sali zostało około dwudziestu osób.
- Zdejmijcie maski - po raz pierwszy odezwał się Tom.
- Ale Panie, oni... - nie dokończył jeden ze Śmierciożerców z Kręgu uciszony zaklęciem.
- Czy kiedykolwiek wyszło na dobre podważanie mojego zdania? - głos Voldemorta było spokojny, ale zdradzał groźbę długich tortur w razie nie wykonania polecenia.
- Przepraszam Panie - odezwał się tamten pokornie schylając głowę.
- Od teraz wszyscy z was należą do Wewnętrznego Kręgu. Kara za zdradę będzie gorsza i trwalsza, więc módlcie się w tedy o szybką śmierć - pomimo tego, że Lord nadal brzmiał słabo, czuć było w nim moc i potęgę. Każdy mimowolnie wzdrygnął się na te słowa. - Wasze znaki już zostały połączone. Możecie się nawzajem porozumiewać i wzywać. To na was najbardziej polegam w znalezieniu Pottera. - Zjawa podpłynęła w ich stronę. - Jeżeli dowiem się, że ktoś z was udzielił schronienia młodemu Potterowi zostanie skazany na tortury z rąk wszystkich Śmierciożerców i będzie błagał o śmierć - ton Lorda był bezwzględny. Severus wzdrygnął się nieznacznie. Myśli przelatywały mu przez głowę. Oczami wyobraźni widział sibie samego leżącego pośrodku kręgu, przed swoimi przyjaciółmi. Ciszę przerwał głos Bastiena, który teraz znajdował się koło Lorda.
- Dziękuję wam. Możecie iść. - Kiedy wszyscy zaczęli iść w stronę drzwi Bastien dodał jeszcze dwa słowa których Snape nie chciał nigdy usłyszeć. - Severusie, zostań. - Lucjusz spojrzał na Snape'a ze współczuciem w wydaniu Malfoyowskim. Severus z drżącym sercem odwrócił przybierając na twarz maskę obojętności.
- Tak, Panie? - zapytał starając się brzmieć normalnie i nie zdradzać swojego przerażenia. Usłyszał jak za nim zamykają się drzwi, za którymi czeka go wolność. Najchętniej uciekłby gdzie pieprz rośnie, ale nogi wrosły mu w podłogę, a po za tym nie mógł. A co jak się wyda, że to ja zabrałem Pottera? A może oni już wiedzą? myślał gorączkowo - Może lepiej się przyznać, ale wkręcić im kit, że nie chciałem, żeby trafił w ręce aurorów i Ministerstwa. Oddam Harry'ego najszybciej jak się da. - Nie pisnął ani jednego słowa i nie dał po sobie poznać, że się czegoś obawia.
- A więc Severusie. Doszły mnie słuchy, że pracujesz w Hogwarcie jako nauczyciel eliksirów - zaczął Bastien tonem miłej konwersacji.
- Tak, Panie.
- Mam dla ciebie zadanie. Dostaniesz książkę, z której przygotujesz pewien delikatny eliksir.