piątek, 25 stycznia 2013

Prolog


- Avada Kedavra!
Zielone światło rozświetliło okna małego domku w Dolinie Godryka. Przez chwilę niebo jarzyło się słabą poświatą wypowiedzianego chwilę wcześniej zaklęcia a następnie zgasło. Nikt w okolicy nie przejmował się tym, ponieważ był 31 października. Wszędzie, w każdym domu, w każdym oknie porozwieszane były dyniowe głowy, talizmany, które miały odstraszać złe duchy przez tę jedną szczególną noc, kiedy granica między światem zmarłych a światem żywych była tak cienka i tak krucha. W każdym oknie błyskały także światełka z różdżek i nikt się nie przejął szmaragdowym promieniem zaklęcia.
Jednak w tym jednym, niezwykłym domu rozegrała się najważniejsza walka stulecia. Na schodach prowadzących do małego, dziecięcego pokoju leżał James Potter. Odważnie bronił swej żony i jedynego dziecka, lecz był zbyt słaby by stawić czoło największemu czarownikowi. Poległ wierząc, że jego syn będzie tym dzieckiem, które według przepowiedni pokona Lorda Voldemorta.
Mały Harry siedział w kojcu z twarzą czerwoną od płaczu. Przed nim, na dywanie, leżała młoda kobieta wyglądająca jakby spała. Jednak uważny obserwator zauważyłby, że jej klatka piersiowa nie unosi się i z oczu uleciał blask życia. Dzielnie broniła Harry’ego przed śmiercią. Poświęciła swe życie w jego obronie i udało jej się tylko dlatego, że w ten jeden szczególny dzień w roku, w noc Halloween magia jest najsilniejsza, skupia się w silnie magicznych miejscach. Lili poświęciła swe życie w imię miłości i skorzystała z jednego z najstarszych czarodziejskich praw: ”Ten kto zabije osobę poświęcającą się nie może dotknąć osoby, której została ta ofiara poświęcona.” Dzięki temu Voldemort po zabiciu Lili, chcąc zabić chłopca, sam stracił życie. Jednak, lepiej byłoby powiedzieć, że przeniósł się w miejsce pomiędzy naszą rzeczywistością a światem zmarłych i aktualnie przeklinał siebie za swą głupotę i ignorancję starożytnej magii jednocześnie wymyślając jak wrócić.
***
Severus Snape, Mistrz Eliksirów Hogwartu, szerzej znany jako nietoperz i postrach szkoły, jak zwykle o tej porze ważył eliksiry dla Skrzydła Szpitalnego w swoim prywatnym laboratorium ciesząc się spokojem lochów. Robił najprostszy eliksir na przeziębienie, przy którym, żeby zrobić błąd trzeba było bardzo się napracować. Nie rozumiał, jakim sposobem Eliksir Pieprzowy robiony prze trzecioklasistów był tak beznadziejny i nie do użytku, chyba że ktoś chciał nabawić się potwornej wysypki na klatce piersiowej, która nie dawała się leczyć przy pomocy żadnych zaklęć czy eliksirów. Musiała zejść sama, co zajmowało zazwyczaj kilka dni, więc taki delikwent był wykluczony z lekcji i spędzał czas w Skrzydle  Szpitalnym próbując się nie drapać, bo to tylko pogorszyło by sprawę i wydłużyło czas leczenia.
Eliksir miał się teraz pogotować przez godzinę, więc miał chwilę dla siebie. Usiadł w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem i zamknął oczy czując ciepło ognia na twarzy. Był zmęczony wiecznym hałasem na korytarzach i lubił się wyciszyć i powspominać stare czasy. Nikt nigdy nawet nie śmiał by powiedzieć, że Severus Snape jest sentymentalny. Po prostu męczyła go rzeczywistość, a wspomnienia były miłą odskocznią dla problemów. Martwił się, że Voldemort znowu wezwie ich i każe kogoś zabić, żeby udowodnili swą lojalność i posłuszeństwo.
Zatonął we wspomnieniach z dzieciństwa, kiedy chodził z Lily na spacery nad rzekę i opowiadał jej o czarodziejach, Hogwarcie i uczył magicznych sztuczek, które pokazywał mu dziadek. Nie zdziwił się kiedy rozmyślania przerwał głos jego przyjaciółki. Myślał, że nadal wspomina.
- Sev? – zapytała ze smutkiem. -  Severusie... Słyszysz mnie? – nie chciał odpowiedzieć by nie zniknęła za szybko.
- Tak, ale czy to nie piękny sen? – Pod jego powiekami ukazał się jej obraz taką jaką ją zapamiętał. Piękną twarz ozdobioną zazwyczaj uśmiechem wykrzywiał teraz grymas niezadowolenia i zniecierpliwienia taki do niej niepasujący.
- Nie Severusie . Jestem tutaj, ponieważ ktoś nas zdradził. James i ja zostaliśmy zabici przez Voldemorta. Nic nie mogliśmy zrobić, jednak Harry przeżył. Pokonał go.
- Co ja mogę zrobić. Przecież to tylko senne marzenie – w jego głosie słychać było wahanie i zaskoczenie. Nie rozumiał co się dzieje i dlaczego jego sen jest taki dziwny i realny.
- Nie Severusie. To się dzieje na prawdę. Proszę, przyrzeknij mi, że zaopiekujesz się Harrym i że wychowasz go jak własnego syna.
- Ale jak? Nie mam zielonego pojęcia o dzieciach! Dlaczego? Przecież ma was! – podniósł głos i otworzył oczy i zobaczył Lily stojącą między nim a kominkiem. Jej bose nogi nie dotykały ziemi, ponieważ unosiła się kilka centymetrów nad dywanem. Zrozumiał, że rozmawia z duchem. Nie był w stanie spojrzeć na nią. - Z resztą to tylko sen i zaraz się z niego obudzę – powiedział mało przekonująco, cały czas wpatrując się w podłogę.
- Sev, popatrz na mnie. Proszę - jej głos wyrażał tyle cierpienia, że nie był w stanie mu się oprzeć. Podniósł głowę do góry i ujrzał piękne zielone oczy, w których zakochał się jeszcze będąc dzieckiem. - Severusie, proszę, idź do Doliny Godryka i zaopiekuj się Harrym. Jeżeli na prawdę mnie kochasz, zrób to dla mnie. Mój czas się kończy. Wypełniłam swe zadanie i wzywają mnie.
- Nie, Nie odchodź. Proszę - jego głos załamał się i poczuł gorące łzy spływające po policzkach i moczące jego czarna koszulę. - Co mam zrobić i dlaczego ja? Jak mam to zrobić będąc Śmierciożercą? Przecież Lord chce go zabić, a jak się dowie, że go ukrywam... - nie dokończył ponieważ poczuł na swoim policzku lekkie dotknięcie palców.
- Voldemort zginął, a przynajmniej stracił ciało i trochę mu zajmie powrót tutaj i odbudowanie go i powrót do dawnej formy i mocy. A ty, dlatego że poświęciłem swoje życie za Harry’ego wiedząc, że się odpowiednio nim zaopiekujesz. Dopóki będziesz jego ojcem nic jemu, ani tobie nie grozi. Wierzę w ciebie Severusie. Nie zawiedź mnie. A teraz aportuj się do Doliny i zabierz Harry’ego zanim zjawią się tam Aurory i Dumbledore.
- Dobrze - wypowiadając te słowa sam nie wierzył w to, że zgodził się na coś tak ryzykownego. - Kocham Cię Lily i zawsze będę cię kochać - powiedział z determinacja w głosie i nieznaną mu dotąd siłą.
- Ja ciebie tez Sev - powiedziała i zniknęła rozpływając się w powietrzu.
Severus jeszcze chwile leżał w bezruchu po czym otrząsnął się z szoku i pobiegł do swojego pokoju po szatę i koc. Wybiegając z pomieszczenia zgarnął różdżkę z biurka i po drodze do Zakazanego Lasu zmniejszył koc i schował go razem z nią do kieszeni. Po chwili już stał przed domem Potterów i przyglądał się równo przyciętemu żywopłotowi, i wypielęgnowanemu ogródkowi który na pierwszy rzut oka wyglądał na mugolski. Wszedł powoli na dróżkę prowadzącą do drzwi wejściowych. Zawahał się na chwilę, ale po rozejrzeniu się na boki stwierdził że nadal jest sam. Pchnął lekko drzwi, które ustąpił pod jego naporem. Wszedł do przestronnego holu który prowadził do salonu. Zaraz za nim była kuchnia oddzielona zaledwie jednym blatem. W końcu holu można było ujrzeć troje drzwi. Pierwsze prowadziły do przestronnej spiżarni wypełnionej od podłogi po sufit półkami że słoikami, a w nich przeróżne konfitury, dżemy i inne przetwory.
Kolejne drzwi prowadziły do niedużej toalety urządzonej po gryfońsku w kolorach złotym i czerwonym, natomiast za ostatnimi drzwiami kryła się nadspodziewanie duża łazienka z wanną i prysznicem, lustrem zajmującym całą jedną ścianę i gustownie dobranymi meblami w czarnym kolorze. Kafelki zaś były w iście ślizgońskich kolorach. Ciemna zieleń ze srebrem kontrastowała na podłodze we wzór szachownicy, a na ścianach królował motyw smoków. Zielone, srebrne, czarne stworzenia przeplatały się i sunęły, ciągle zmieniając pozycje. Po prawej stronie przy drzwiach były schody na piętro. Severus ostrożnie wspiął się po nich po drodze mijając ciało Jamesa Pottera. Przez chwilę nawet poczucie ukrycie współczucia i żal, że ze jego rodzice nie byli by w stanie oddać za niego życia. Prędzej sami by go wyrzucili pozbywając się balastu.
Pierwsze drzwi po prawej prowadziły odo sypialni Lily i Jamesa. Była całkiem przestronna utrzymana w kolorach jasno-złotych z czerwonymi dodatkami. Główne miejsce w pokoju zajmowało wielkie łoże z baldachimem. Całą prawa ścianę zajmowała szafa, z lustrzanymi drzwiami, zaś na przeciwko niej stała komoda z ciemnego drewna ze złotymi uchwytami. Na podłodze leżał puchary dywan, który pochłaniał stopy bez zamiaru oddania ich właścicielowi.
Na lewo drzwi prowadziły do łazienki i toalety podobnie urządzonych do tych na dole. Ostatni drzwi były otwarte i wylewała się prze nie blada poświata z lampki nocnej. Z drżącym sercem podszedł do ostatnich drzwi wiedząc co zobaczy po ich otwarciu. W końcu przemógł się i przeszedł przez próg opadając na kolana przy swej ukochanej. Wziął ją w ramiona i znowu poczuł łzy spływające po jego twarzy, które zaczęły moczyć rude włosy. Tak bardzo nie chciał, żeby to była prawda, chciał się obudzić z tego koszmaru, ale nie mógł. Wiedział, że takie jest życie. Kiedy się trochę uspokoił obrócił się w prawo, w stronę zapłakanego dziecka o czerwonej twarzy i pięknych zielonych oczach. Od razu pokochał to dziecko, mimo tego, że wiedział, iż jest to dziecko jego największego wroga. Nie był by w stanie odejść stąd zostawiając Harry’ego. Usłyszał dźwięk otwieranych na dole drzwi i wychylił się by zobaczyć autorów kroczących w jego stronę. Nie zastanawiając się dłużej porwał dziecko na ręce i deportował się przed Snape Manor.