czwartek, 1 sierpnia 2013

Konsekwencje

awesome - przepraszam, że kazałam tyle czekać, na ten i poprzedni rozdział. Mam nadzieję, że treść wynagrodzi czas oczekiwania. Może Cię trochę zaskoczę obrotem akcji... Zobaczymy ;)

Witam.
Przepraszam, za obsuwę, ale to że mam wakacje w cale nie sprawiło, że jest więcej wolnego czasu. Wen kuleje i nie ma ochoty się produkować w tę stronę co chcę. Próbuje go zmusić, ale nic dobrego z tego nie wychodzi. Mam nadzieję jednak, że się spodoba. Niestety kolejny rozdział będzie po moim powrocie, który nastąpi w połowie sierpnia.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Słońce było niemiłosiernie jasne i wpraszało się do jego pokoju. Nie mógł się ruszyć żeby zaciągnąć zasłony. Jęknął przeciągle, ale nic nie pomogło. Wyciągnął rękę i na oślep wymacał szafkę nocną. Przesunął ręką trochę dalej, ale ku jego zaskoczeniu, szafka była pusta. Jęknął znowu i postanowił się podnieść, co nie było takie proste. Westchnął, napiął mięśnie i po godzinach mąk usiadł. Powoli i ostrożnie otworzył lewe oko i z radością stwierdził, że znajduje się w swoim pokoju. Pół sukcesu. Otworzył prawe oko i zobaczył drzwi do łazienki. Jego cel. Z pewnymi trudnościami dostał się do umywalki i ochlapał twarz zimną wodą. Odetchnął lekko z ulgą, ale po chwili zaczęło łupać mu w głowie, jakby pędziło w niej stado rozszalałych słoni. Przymknął oczy i otworzył szafkę, którą miał na wysokości twarzy. Przeszukał ją całą, ale nie znalazł eliksiru na kaca. Warknął i udał się z powrotem do pokoju. Zobaczył tam swoją żonę siedzącą na łóżku.
- Witaj Lucjuszu - powiedziała cicho, ale Malfoy odebrał to jakby wykrzyczała mu to wprost do ucha.
- Cyziu - jęknął i zatoczył się na łóżko.
- Co się stało? - zapytała próbując się nie roześmiać.
- No właśnie nie pamiętam - westchnął. - Czy masz może zbawienny eliksir na kaca?
- Nie. Ja nie piję, więc dlaczego miała bym go mieć? - odpowiedziała zaskoczona. - Zwykle chowasz go w szafce nad umywalką. Nie ma?
- No właśnie nie - powiedział, ale jego słowa były zniekształcone przez kołdrę, na której leżał. Podniósł z wysiłkiem głowę i spojrzał na uśmiechającą się zwycięsko małżonkę.
- Cyziu, czy ty przypadkiem maczałaś palce w tym, żeby go tam nie było?
- Oczywiście, że nie mój drogi - powiedziała i pocałowała go w policzek. - Ogol się, umyj i przyjdź na śniadanie. Jest za dwadzieścia minut - wydała rozporządzenia i opuściła pokój. Lucjusz szybko policzył i wyszło, że jest ósma czterdzieści. Wcześnie, zdecydowanie za wcześnie.

***

Severus Snape ledwo żył. Jedynym wskaźnikiem, że jeszcze uczestniczy w tym życiu, była unosząca się regularnie klatka piersiowa. Sam Mistrz Eliksirów chciałby nie żyć. Mgliście przypominał sobie, co wczoraj z Lucjuszem zrobili i nie chciał wiedzieć jaką zemstę przygotowały dla nich Narcyza i Nari. A wiedział, że te kobiety potrafią być bezwzględne. Podniósł ręce do twarzy i przetarł oczy. Z oporem podniósł się do pozycji siedzącej i omal się nie przewrócił. Głowa pulsowała tępym bólem, a wzrok był niezwykle rozmazany. Rozejrzał się po pokoju i jak się domyślił, był w jednym z pokoi gościnnych Malfoy Manor. Ciekawy był tyko, jakim sposobem dostał się tutaj. Ostatnie co pamiętał, to wyważenie drzwi.
Na trzęsących się nogach dotarł do łazienki i wziął zimny prysznic. Niewiele pomogło, ale przynajmniej się rozbudził. Popatrzył z politowaniem na swoje wczorajsze ubranie i z nadzieją ruszył do szafy. Po otworzeniu drzwi, jego oczom ukazały się spodnie i koszula, najpewniej należące do Lucjusza. Szybko się ubrał i usiadł na jednym z foteli. Nie wiedział, która jest godzina, bo w pokoju nie było żadnego zegara, a do pokoju nie zaglądało słońce. Oparł głowę i zamknął oczy.
Usłyszał ciche "pop" i otworzył oczy. Przed nim stała skrzatka ubrana w zieloną sukienkę w czarne paski. Wyglądała bardzo schludnie.
- Mam zaprowadzić Pana na śniadanie - powiedziała, a Severus kiwną głową i wstał z fotela. Prowadzony przez skrzatkę, po pięciu minutach był ma miejscu. Wszedł przez otwarte drzwi, a za sobą usłyszał trzask aportacji.
- Dzień Dobry - powiedział cicho i usiadł obok siostry. Nari była dziś w wyjątkowo dobrym nastroju.
- Cześć - uśmiechnęła się i wróciła do śniadania.
Snape wziął kilka tostów, dżem i zaczął niechętnie smarować kromkę.
- Co ty taki cichy? - zapytała siostra.
- Umieram - jęknął i wsadził sobie tosta to buzi, żeby nie musieć nic więcej mówić. W tej chwili do pokoju wpadł Lucjusz. Wyglądał jeszcze gorzej niż Snape. Cienie pod oczami odznaczały się od mlecznobiałej skóry. Włosy, mimo tego, że uczesane, nie układały się tak jak Malfoy by chciał. Ubranie czyste, ale pogniecione.
- Severusie, też się czujesz jakby przebiegło po tobie stado hipogryfów?
- Lucjuszu, też masz wrażenie jakbyś w głowie miał rój pszczół?
Blondyn usiadł na swoim miejscu i oparł głowę na rękach.
- Dlaczego w tym zamku nie ma ani jednego eliksiru na kaca? - jęknął.
- Nigdzie? - przestraszyła się Cyzia.
- Żadnego - potwierdził Lucjusz.
- To na prawdę przerażające - przestraszyła się Nari próbując ukryć złośliwy uśmieszek. Spojrzała na Narcyzę, która usilnie starała się nie roześmiać.
- No i jak wy to przeżyjecie? Przecież tak nie może być! - krzyknęła Narcyza i poderwała się na nogi.
- Kobieto nie krzycz - jęknął Lucjusz i zakrył sobie uczy dłońmi.
- Nari, choć złotko, nie będziemy im przeszkadzać w umieraniu. Pobawimy się z chłopcami.
- Dobry pomysł Cyziu - zgodziła się i wyszły.
- Też masz wrażenie jakby to była nasza kara? - zapytał niepewnie Severus.
- Mam nadzieję, że tylko to - westchnął Lucjusz i zabrał się za powolne konsumowanie śniadania.

***

Wieczorem Nari zarządziła powrót do domu. Podziękowała Narcyzie za gościnę i przeszli przez ogród do punktu aportacyjnego. Wypowiedziała hasło i po chwili stali na posiadłości Snape'ów.
Namarenna bez słowa oddaliła się do swojego pokoju wcześniej oddając Harry'ego Severusowi. Ten zaskoczony przyjął go i nie śmiał się sprzeczać. Jak męczennik dotarł do pokoju i włożył Jonathana do kojca. Mistrz Eliksirów zmęczony poszedł pod prysznic, a kiedy wrócił do pokoju dziecko już spało. On też się położył i nie musiał długo czekać na upragniony sen.
W nocy obudził go płacz dziecka. Niechętnie wstał i poszedł wziąć chłopca na ręce.
- No co jest? - zapytał mając nadzieję, że ten odpowie. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, więc pochodził z nim chwilę, aż się uspokoił i ponownie poszedł spać.
Severus także wrócił do łóżka i zasnął.
Tym razem obudziło go pukanie do drzwi. Krzyknął "proszę" i zobaczył wchodzącą Nari.
- Tak?
- Czas na śniadanie. Poza tym musisz umówić się na spotkanie ze swoim ulubionym dyrektorkiem - powiedziała z uśmiechem i podeszła do kojca.
- Cześć Jonathan. Co tam?
- Zostaniesz dzisiaj w domu? - zwrócił się do siostry.
- Jak muszę?
- Tak. Pójdę dzisiaj do Dumbledora i załatwię wszystko co trzeba.
- Dobrze Severusie, a teraz wstawaj. Śniadanie czeka - rzuciła przez ramię i wyszła z dzieckiem na rękach.
Snape zwlókł się z łóżka i podszedł do szafy. Założył na siebie pierwsze lepsze spodnie i koszulkę i poszedł na posiłek. Tam siedziała już Nari i karmiła jego syna. Mistrz Eliksirów zjadł szybko i poszedł do gabinetu, żeby zafiukać do Albusa.
- Albus Dumbledore, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart - powiedział w zielone płomienie i po kilku chwilach zobaczył przed sobą twarz dyrektora.
- Ach, Severusie. Właśnie się zastanawiałem kiedy zechcesz do mnie wpaść.
- Mogę dzisiaj?
- O której?
- A to zależy, o której tobie pasuje.
- Mógłbyś teraz?
- Oczywiście - odparł i przeszedł przez płomienie. Otrzepał ubranie i usiadł na krześle wskazanym przez starszego czarodzieja.
- A więc jak już zapewne wiesz, mam syna - zaczął niepewnie Snape nie wiedząc ile dyrektor zdołał się dowiedzieć. Kiedy ten kiwną głową kontynuował - Magenta zostawiła mi go w spadku - uśmiechnął się.
- Tak. Słyszałem o jej śmierci. To musiało być straszne.
- Było - zapewnił. - Dostałem list od ministerstwa, że jako ojciec jestem uprawniony do odbioru go.
- No tak, to zrozumiałe - powiedział jakby do siebie.
- Zaklęcia wykazały, że to syn mój i Magenty. Dostałem pełne prawa rodzicielskie. Chciałem porozmawiać o szkole. Jonathan może trochę utrudnić mi uczenie w szkole, ale mogę połączyć bezpośrednio kominki moich gabinetów. Ten w Hogwarcie z tym w Snape Manor. Nie było by w tedy problemu z opieką. Załatwiłbym opiekunkę.
- Tak, to dobry pomysł - mruknął Dumbledore. - Zastanawiałem się, czy wiesz coś może na temat Harry'ego.
- Dziecka Potterów? - zdziwił się Snape, a w duchu cieszył się, że dyrektor nie próbował nawet łączyć Jonathana i Harry'ego ze sobą.
- Tak. Jamesa i Lily Potterów.
- Skąd miałbym wiedzieć?
- No nie wiem. Może Sam-Wiesz-Kto coś mówił o nim. Chwalił się, że go zabił...
- Nie. Czarny Pan jest teraz w dość... dziwnej pozycji. Lily zapewniła opiekę synowi i jak Lord próbował go zabić, to zaklęcie się od niego odbiło i trafiło w niego. Nie umarł, ale tuła się pomiędzy światami. Teraz zastanawia się jak odzyskać ciało. A Harry przeżył...
- No właśnie nigdzie go nie ma. Przeszukaliśmy okolice i domy sąsiadów. Szukamy go dzień i noc, ale nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Obawiam się, że ktoś go porwał i wywiózł do Lorda - zmartwił się dyrektor.
- A dlaczego masz takie przypuszczenia Albusie? - zapytał zdenerwowany Snape.
- Jeden z aurorów widział kogoś ubranego na czarno w tamtą noc. Nie widział jednak twarzy, więc nie wiadomo kto to był...
- Myślisz, że to jeden ze Śmierciożerców... To nie możliwie. Żaden z nas nie wiedział, że Lord się tam wybiera. Nawet Wewnętrzny Krąg.
- Jesteś pewien. Skąd wiesz, skoro nie jesteś w nim.
- Otóż już jestem. Widać było, że są oni tak samo zaskoczeni jak my...
- Dobrze. Dziękuję. Możesz iść...
- Dziękuję. Do widzenia - ukłonił się lekko i już chciał wejść do kominka kiedy zatrzymał go głos Dumbledora.
- Kiedy zamierasz wrócić do pracy?
- Jak najszybciej. Najlepiej w przyszłym tygodniu. Nie psuj mi wejścia i nie mów uczniom, że wracam - powiedział z uśmieszkiem i zniknął pochłonięty przez zielone płomienie. Albus jeszcze długo się w nie wpatrywał i intensywnie myślał.
Co przede mną ukrywasz i czego mi nie mówisz - powtarzał ciągle.

***

- Nari! Nari! - Snape szukał swojej siostry od dobrych trzydziestu minut i nie mógł jej znaleźć. Nie było jej w kuchni, pokoju dziennym, jadalni... Pozostał tylko ogród.
Wyszedł na taras i zobaczył Namarennę siedzącą pod drzewem i Jonathana bawiącego się kawałek dalej. Podszedł u usiadł obok niej.
- Załatwiłem sprawę z Dumbledorem. Po łącze dwa kominki i będę miał bezpośredni dostęp do Snape Manor ze szkoły. Wracam w przyszłym tygodniu. Tobie też zalecam powrót do pracy.
- A co z Jonathanem?
- Załatwię opiekunkę. Wiem, że chcesz mieć dziecko, ale nie nadajesz się tak jak ja.
- To prawda... Dobrze, jutro poszukamy kogoś odpowiedniego, ale nie myśl sobie, że się od ciebie wyprowadzę - pokręciła mu palcem przed nosem i uśmiechnęła się promiennie.
- Nie brałem takiej możliwości pod uwagę - mruknął i lekko wygiął wargi w czymś uśmiecho-podobnym. - Jest jeszcze jedna sprawa. Dumbledore coś podejrzewa. Pytał się czy wiem coś o Harrym. Odpowiedziałem mu pod kątem Lorda, ale on coś ukrywa.
- Musisz bardzo uważać.
- Wiem, Nari. Życie szpiega nie jest proste. Sam musiałem bardzo uważać, a teraz mam ciebie i syna na głowie. Muszę uważać trzy razy bardziej - westchnął i spoglądnął na chłopca.
- Będzie dobrze - powiedziała i przytuliła go do siebie.
- Mam nadzieję, Nari. Mam nadzieję.

***

Przez kolejne kilka dni szukali odpowiedniej dziewczyny na stanowisko opiekunki. Zostawili ogłoszenie w Proroku i zorganizowali coś na wzór kastingu. Zgłosiło się ponad czterdzieści osób, ale przynajmniej połowa została odrzucona na samym początku. Dwadzieścia osób siedziało właśnie przed gabinetem Severusa, na wyczarowanych ku temu krzesłach i czekała na swoją kolej. Właśnie otworzyły się drzwi i wyszła przez nie kobieta, mniej więcej w wieku pięćdziesięciu lat. Była smutna, więc chyba nie dostała pracy.
- Następny! - krzyknął Snape.
Do pokoju weszła, na oko dwudziestoletnia kobieta. Miała czarne włosy do łopatek, zielone oczy i miły wyraz twarzy. Siadła niepewnie na przeciwko gospodarza i położyła przed nim swoje kwalifikacje.
- Jak się nazywasz? - zapytała Nari siedząca obok brata. Spoglądnęła mu przez ramię na papiery.
- Rosalie Megly - powiedziała nieśmiało.
- A więc Rosalie... Pracowałaś już kiedyś jako opiekunka? - Przesłuchanie prowadziła Nari.
- Owszem - opowiedziała zwięźle opiekunka.
- Umiesz podstawowe zaklęcia?
- Tak - odparła nie kłopocząc się rozwinięciem odpowiedzi.
- Twoje papiery wyglądają nadzwyczaj interesująco. Umiesz gotować? - zapytał Severus.
- Tak. Byłam na kursie gotowania - rozpromieniła się nieco Rose.
- Dobrze. Od kiedy możesz zacząć?
- Od jutra - powiedziała cały czas się uśmiechając. Zdawała się przyzwyczajać do otoczenia.
- Dobrze. Przyjdź jutro ósmej. Oprowadzę cię i pokażę pokój. Będziesz tu mieszkać.
- Oczywiście, proszę pana.
- Możesz iść.
Dziewczyna wstała, podziękowała i wyszła.
- Miła. Podoba mi się - skwitowała Nari i poszła ogłosić, że koniec przesłuchania. Spotkała się z jękiem protestu, ale ludzie zaczęli się podnosić z miejsc, a korytarz pustoszał.
- Przynajmniej lubi gotować. - Severus pojawił się obok siostry i poszli po Jonathana i na kolację.

***

Następnego dnia, równo o ósmej zadzwonił dzwonek. Severus poszedł otworzyć i zobaczył opiekunkę stojącą pod bramą. Miała ze sobą małą walizkę w kolorze czarnym. Sama też ubrana była niezbyt kolorowo.
Zaprosił ją do środka i oprowadził po najważniejszych pomieszczeniach. Przydzielił jej skrzata, który, w razie problemów, będzie służył jej pomocą. Zostawił ją w jej pokoju i poszedł pracować nad połączeniem kominków. Miał zamiar założyć hasło, o którym wiedzieć będzie jedynie on i Nari. Kominek będzie do komunikowania się, ale nikt nie przejdzie przez niego bez podawania hasła.
Snape po skończeniu zabezpieczania kominka usiadł na fotelu i zastanowił się, czy to dobry pomysł, żeby zatrudniać opiekunkę. Jonathan może się do niej tak przyzwyczaić, że nie będzie chciał później ją opuścić i ściągnie na nich problem. Miał też do niej pewne wątpliwości. Tak dobre papiery zdarzają się na prawdę rzadko, a ona ma dopiero dwadzieścia lat! Pogrążył się w myślach, dopóki nie przyszła po niego Nari, żeby zaciągnąć go na obiad.
- Zobaczysz, będzie dobrze - pocieszała go siostra.
- Mam nadzieję. Mam do niej pewne wątpliwości...
- Zmysł szpiega i te sprawy. Nie przejmuj się. Będę miała ją na oku. Jakby robiła coś nieprzyzwoitego, to powiem.
- Na przykład, jakby się przebierała za mężczyznę i tańczyła przez Jonathanem, to też mi powiesz? - zapytał Severus.
- Nie, tego ci nie powiem. Byłbyś zazdrosny - skomentowała, a jej śmiech poniósł się echem po korytarzu.

***

Snape nie przyszedł na kolację, bo pracował. Musiał napisać kilka raportów dla Voldemorta, o które Lord go prosił. Był tak zmęczony, że oczy mu się same zamykały. Dokończył filiżankę kawy i skupił się ponownie na pisanym tekście. Po dziesięciu minutach nie miał już sił opierać się otaczającej go, sennej aurze. Zamknął oczy i od razu przeniósł się do innego świata. Otworzył oczy i przed sobą zobaczył twarz przyjaciółki.
- Lily? - zapytał z niedowierzaniem i spróbował jej dotknąć. Ona jednak odsunęła się w ostatniej chwili, ale na jej ustach zagościł przyjazny uśmiech.
- Severusie - jej głos niósł się po pomieszczeniu.
Dopiero teraz Snape zauważył, że byli w średniej wielkości pokoju. Miał białe ściany, na których kładły się cienie osób, których nie był w stanie dojrzeć. Na podłodze były czarne kafelki, które ostro kontrastowały z nieskazitelną bielą ścian.
- Nie możesz mnie dotknąć, chyba że, chcesz dołączyć do mnie.
- Oczywiście, że chce - odparł bez namysłu i zrobił krok w jej stronę.
- Wiem, że chcesz, ale nie możesz. Musisz pomóc Harry'emu. On cię potrzebuje.
- Ja nawet go nie znam! - zdenerwował się.
- Poznasz. Uważaj na niego i na siebie. Uważaj na innych - powiedziała.
Po chwili zaczęła znikać. Zamiast niej pojawiła się kukła z dziurą zamiast serca. Lalka uśmiechała się drwiąco i spoglądała na niego jednym okiem. Snape zamknął oczy i gdy ponownie je otworzył by z powrotem w swoim gabinecie. Podniósł się z biurka i postarał się uspokoić oszalałe serce.
- Co to było - powiedział sam do siebie. Popatrzył się na raport i nie widząc innego wyjścia pochylił się nad nim i postarał się go dokończyć.